Dziennik
pisze Jan Piotr Ziółkowski
środa, 11 kwietnia 2018
Przerwa
poniedziałek, 2 kwietnia 2018
Kupa
Ponieważ właśnie minęły święta, które są pełne jedzenia, to temat jest bardzo na czasie. Zastanawiałem się kiedyś, czy Biblia mówi cokolwiek o robieniu kupy. Ot, taka myśl. Oczywiście poza tym znanym fragmentem, gdy Jezus rozróżnia: "nie to, co wchodzi do ust, kala człowieka, ale to, co wychodzi. Bo to, co wchodzi, na zewnątrz się wydala". I tyle o wydalaniu, czyli nic.
Jednak jest coś więcej w Pwt 23, coś o wyznaczonym miejscu poza obozem do załatwiania się i o osobistej łopatce do robienia dołka i zasypywania. I tak, jak w przypadku innych osobliwych przepisów Prawa Mojżeszowego, sprawy higieny, diety itp. naturalnie mieszają się z rzeczami duchowymi.
Dlaczego ten przepis o kupie? "Pan, twój Bóg, przechadza się bowiem pośród twego obozu, aby cię wybawić...; niech więc twój obóz będzie święty, aby nie widział u ciebie żadnej nieprzyzwoitej golizny i nie odwrócił się od ciebie".
Jest to raczej normalna reakcja: idziesz sobie przez park, przypadkiem widzisz, że ktoś w krzakach wystawia tyłek i robi kupę, więc się odwracasz, a nie gapisz dalej, jakby było na co. Jak mówi komentarz, to dotyczy również Boga. Może się to wydawać kuriozalne, zważywszy, że Bóg jest wszędzie i widzi wszystko.
Wątpię, by chodziło o to, co On widzi. Raczej o to, że On widzi, że inni (ludzie) widzą, co i On widzi - jakąś nieprzyzwoitość. A skutek "odwrócenia się" Pana jest już całkiem z kupą niezwiązany; oznacza brak ratunku i wsparcia w życiu.
Warto o tym pomyśleć. Być może powiedziałem coś swojemu sąsiadowi tak po chamsku, że już lepiej gdybym mu narobił na wycieraczkę i poprosił o papier.
sobota, 31 marca 2018
Bounty
piątek, 30 marca 2018
Zamyślony
czwartek, 29 marca 2018
Namiętności
środa, 28 marca 2018
Łagodne
- Muszę ochłonąć po rozmowie z nią. - Mówi i odkłada telefon.
- Ochłonięcie dużo daje. - Oceniam. Niezbyt głęboka ta refleksja, ale jakaś... Czasem lepiej coś powiedzieć niż nie powiedzieć.
- No jak można się nie denerwować?! - Pyta z wyrzutem. Nie do mnie, ale gdzieś - wyrzut w przestrzeń bezimienną. Bo nikogo prócz mnie tutaj nie ma. Dojadam zupę. W odpowiedzi staram się nie powiedzieć nic głupiego. Uśmiecham się delikatnie. Czasem to lepiej: uśmiechnąć się. A czasem lepiej smucić, jak ktoś obok się załamał. A czasem... trudno ocenić, co lepiej.
- Wiem, rozumiem cię. Czasem bywa ciężko z tymi nerwami, ze złością.
- I dzwoni specjalnie teraz, kiedy myśli, że nie mam czasu się zastanowić. I że na wszystko pozwolę. - Wraca myślami i opowiada mi całą sytuację. - I jeszcze płacze mi do słuchawki. - Z każdym słowem jakby schodziło ciśnienie. A ja wszystko rozumiem, słucham. Tylko... w końcu nie powiedziałem najważniejszego: mi pomaga Duch Święty. Polecam. Trzeba się nawrócić. Po ludzku to trudno tak: nie wyżywać się na drugim, zwłaszcza tym najbliższym. Zwłaszcza, kiedy się ma rację. A w Duchu się wyrabia to łagodne usposobienie. Może powoli, nie z dnia na dzień, ale jednak...
wtorek, 27 marca 2018
Uniżenie
I kończę już, kończę. Jeszcze minutka. Wtedy sąsiad zaczyna nawalać w kaloryfer, ale jak! Wziął chyba jakiś młotek, nawala z minutę bez przerwy. No nie! To tak się sprawy załatwia? Raczej powinien przyjść, jak normalny... sąsiad. Niech sobie nawet ma pretensje, ale niech przyjdzie, a nie tak... Najłatwiej to wziąć młotek albo klucz francuski i napieprzać, za przeproszeniem. Zły jestem. I zdziwiony. Ale myślę: no dobra, chyba pójdę.
Otwieram niepewnie drzwi na klatkę, schodzę. Ale myślę: - Kurka wodna, to nie ja powinienem tam iść. A może ja? Może. Ale on nie powinien tak nawalać. Puk, puk! Otwiera pani sąsiadka akurat, uśmiecha się. - "No tak, no słychać, trochę przeszkadza, ale jak pan musi..." - Tak mówi, ale bardzo sympatyczna mimo wszystko. - "A to państwo stukali w kaloryfer?" - Pytam niepewnie. "Stukali"? Ciśnie się na usta gorsze słowo, ale przecież wstyd pomyśleć, a co dopiero mówić.
- "A nie, to nie my, ja się nawet zdziwiłam..." - Zaprzecza sąsiadka. Ja w zamian obiecuję, że będę krótko i w miarę możliwości jeszcze wcześniej, jak wracam z pracy, ale bardzo mi zależy na tym ćwiczeniu... - "Dobranoc!" - Idę na górę. Myślę: a więc to pewnie z dołu. Dwa piętra pode mną tak się oburzył. Uf, już mam na dzisiaj dosyć tego. Dość uniżania się - wystarczy jedno piętro w dół. A uniżać się dwa piętra? Może kiedy indziej. Może trochę do tego dorośnie moja wiara.