piątek, 28 czerwca 2013

A to mama właśnie!

Zaczynam pisać bez konspektu i nawet bez przekonania, że zapełnię kartkę. Wiem jedno: tym razem należą się duże brawa dla mojej żony, to znaczy przyszła pora, żeby napisać coś o… mamie.

Żyję w takich czasach, że doprawdy nie wiem już, co jest banałem, a co mądrością. Niektóre rzeczy trzeba powtarzać, przypominać i nazywać prawdę, „nieustępliwie ćwicząc wargi”, jak śpiewał Wojciech Młynarski w piosence pt. „Przetrwamy” (to ten sam, który sugerował, że „Nie ma jak u mamy”). Jednym z takich „mądrych banałów” jest to, że mamy są niezastąpione. Rola mamy jest nie do przecenienia. Do tego stopnia, że nawet nie zauważa się przesady w tym żydowskim porzekadle: Bóg nie mógł być wszędzie, dlatego stworzył mamy. Mama, mama, mama. Mama ma mamine serce, mamine piersi i mamine dłonie, maminy wzrok i ton, i mamine jedno oko, które nocą nie zasypia, za dnia nie odbiega, a zawsze jest czujne, nawet gdy mama odpływa w senne krajobrazy. I co się śni? Gonitwy i potwory. Albo wakacje. Różnie. Mama czasem jest przemęczona, a czasem ma zadziwiająco dużo sił. Zostać mamą to jak podpisać kontrakt na obowiązkowe szkolenie ze wszystkiego: dietetyki, rehabilitacji, fitness, gastronomii, hotelarstwa, opieki medycznej i pielęgniarstwa, bezpieczeństwa i higieny pracy, zarządzania, edukacji początkowej… kto żyw, niech dopisuje, co mu jeszcze przyjdzie do głowy, bo na pewno o czymś zapomniałem. Szkolenie, do którego ciężko jest się przygotować (żeby szybciej skończyć), a nie można zrezygnować – wałkuje się materiał dopóty, dopóki się nie zaliczy.
Tu "Przetrwamy" w wykonaniu zespołu Raz Dwa Trzy 
- motywacyjne, zwłaszcza dla ojców: Przetrwamy by Raz Dwa Trzy on Grooveshark

W związku z tym tak sobie myślałem: posiadanie jednego dziecka to przecież istne marnotrawstwo inwestycji. To jak zrobić Certificate of Proficiency in English i nie wpisać tego do CV. Przy pierwszym dziecku bidne mamy zaliczają rokrocznie tyle testów, że aż się prosi wykorzystać tę wiedzę i umiejętności przy następnej „okazji”. Okazji, która zresztą lubi się powtarzać. Oczywiście okrucieństwem byłoby porównanie metod opieki i wychowania drugiego dziecka z technologią produkcji taśmowej, jednakowoż pewne rzeczy powtarza się machinalnie, z przekonaniem, że skoro Jacuś, to i Agatka. Tu czekają niespodzianki, czeka kolejne szkolenie, ale już nie takie ciężkie, jak to pierwsze. Ja już tak mam, że lubię wymądrzać się na temat, którego nie znam z autopsji.

Trzeba wrócić do meritum i to całkiem realistycznie. Muszę przyznać, że A. jest najlepszą żoną z tych, które mógłbym mieć, a przecież, nawiasem mówiąc, mógłbym mieć wszystkie, co nie? Spokojnie, drogie Joanny d’Arc, to tylko drobna ironia. A. jest żoną najlepszą, czyli lepszą nawet od tej, którą potrafiłbym sobie wymarzyć z błogim wysiłkiem. Wystawcie to sobie, przebóg, ja naprawdę mam fantazję, ja marszczę brwi, a potem chwytam ten obrazek i to uczucie idealne, co przychodzi jak błysk, olśnienie, rozmaśla spojrzenie, więc robię te oczy utkwione w horyzont, zupełnie jak nasz synek, kiedy zasypia i wzrok mu się robi nieobecny, ale oczy jeszcze błądzą otwarte. No i ja potrafię marzyć, ale teraz trochę zmieniły się reguły gry. Teraz nie ja marzę rzeczywistość, która mogłaby się przydarzyć, ale przydarza się rzeczywistość, która mogłaby mi się wymarzyć.

Cierpliwość, wyrozumiałość, łagodność, czułość, poczucie humoru, szczerość, otwartość, prostolinijność, przenikliwość, inteligencja, wrażliwość, urok, takt, wdzięk i powab, ambicja, dobry gust, oddanie, wytrwałość, czułość, mądrość, wdzięczność, wiara i bojaźń boża… Chciałem powiedzieć, że posiadanie żony, która może poszczycić się tymi wszystkim cechami, to najfajniejsza sprawa w tym moim byciu tatą. Bez tej najlepszej żony-mamy ciężko byłoby cieszyć się z ojcostwa. Taka mama, jak moja żona wprawia w zakłopotanie, bo przecież to ona ma mi pomagać, a nie ja jej, zatem cóż począć, skoro ona robi tak wiele, trzeba ją jakoś przegonić w tych wysiłkach. Ale jak to „przeganianie” żony wygląda w moim wykonaniu, już wam mówię i niech to będzie na deser. W tym tygodniu A. powiedziała mi pewnego ranka: – To było takie śmieszne, miłe i słodkie.  – Tak zapamiętała scenę, kiedy po powrocie z pracy leżałem na brzuchu na naszym wspaniałym, wielkim łóżku, które zawsze tak ponętnie otwiera przede mną mięciutkie ramiona, ledwie otwierałem oczy i nie okazując bynajmniej wielkiej nadziei, że jeszcze się podniosę (choć ta nadzieja płonęła we mnie, słowo daję!), powiedziałem: – Aguniu, a co trzeba zrobić, w czym mógłbym ci pomóc? – Po czym… odpłynąłem. I obudziłem się o piątej, żeby wstać z lekkim wyrzutem sumienia i (a jakże!) ponosić i uspokoić Fi., zerkając z zadowoleniem na A., która wtula się w poduszkę. Na kwadrans.

piątek, 21 czerwca 2013

Na dzień ojca - wiersze

Niedługo (w niedzielę) będzie Dzień Ojca. Dzień taty. To dla mnie pierwszy dzień taty, w którym sam jestem tatą i dostanę od mojego syna prezent - najlepszy prezent, jaki mógłby mi dzisiaj dać: po prostu to, że JEST. Nastrój robi się trochę sentymentalny, a więc w sam raz na czytanie poezji. Chciałbym podzielić się z wami dwoma moimi wierszami. Jeden z nich napisałem pięć lat temu i dedykowałem swojej mamie, ale równie dobrze mógłby być poświęcony mojemu tacie i każdemu innemu, dobremu tacie. Drugi wiersz napisałem właśnie teraz, a myślę, że na każdym ojcu zrobi on wrażenie, tak jak zrobił na mnie.


Ta najbardziej szara


Mamie

Na stole stoi wiśniowy sok
Przy stole siedzi pochylony człowiek
Pod stołem chodzą niespokojne stopy

W szklance zostało niewiele soku
Krzesłu zaś ciąży coraz bardziej człowiek
Pod stołem chodzą niepiśmienne stopy

Ta najbardziej szara miłość
Najpotężniejsze ma owoce

Człowiek siedzący przy stole
Ma Kogoś
Ma marzenia, od których schnie mu gardło
I popija je sokiem
Ma marzenia, przy których trudno usiedzieć
Więc trzyma je pod stopami

Ta najbardziej szara miłość
Najpotężniejsze ma owoce

Człowiek siedzący przy stole
Myśli o Kimś
Myśli o sadach, których nie zasadził
Pełnych jego wiśni
Myśli o szczytach, których nie widział
A dawno je zdobył

Ta najbardziej szara miłość
Najpotężniejsze ma owoce

Człowiek siedzący przy stole
Mówi o Kimś
Mówi o sobie rozlewającym obficie
Wiśniową mądrość
Mówi o sobie niosącym na mocnych nogach
Kolejne światy

Ta najbardziej szara miłość
Widzisz, aż głupio o niej pisać
26 maja 2008 r.


Wielokropek



Od
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
początku
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
„zamieszek”
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
zginęło
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
w Syrii
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
sześć
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
i pół tysiąca
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
....................................................................................................
dzieci
na końcu zdania nic, niestety, nie mogę postawić
21 czerwca 2013 r.

niedziela, 16 czerwca 2013

Moc błogosławieństwa ojca

Jak obiecałem tydzień temu, streszczę książkę pt. „Moc błogosławieństwa ojca”, którą napisał Henryk Wieja – lekarz i pastor z Ustronia, ojciec dwójki dorosłych dzieci.

Ta stukilkustronicowa książeczka jest, jak wspomniałem, napisana chaotycznie – to moje subiektywne zdanie. Po prostu czytając, czułem, że autor donikąd mnie nie prowadzi, nie usystematyzował wiedzy, którą chce mi przekazać. Dzieli się jednak wieloma myślami, które warte są zapamiętania. Ba! Warte są rozgłaszania i dzielenia się z następnymi ojcami (i nie tylko). Dlatego postanowiłem podkreślić najważniejsze fragmenty i zredagować je po swojemu – mam nadzieję, że w bardziej przejrzysty sposób. Prawie nie cytuję, ale przyznaję, że w tekście znalazły się zapożyczenia.

Rozumiem, że kluczowe pytanie, na jakie Wieja stara się odpowiedzieć, brzmi: JAKA JEST ROLA OJCA? Oto odpowiedzi:

1. Ojciec stara się nie powielać błędów swoich rodziców. W tym celu bada swoje serce: co mną kieruje? Jaką mam relację z własnym ojcem? Jakie rany muszę wyleczyć, abym sam nie zaczął ranić?

2. Ojciec pokazuje i przekazuje dzieciom model mężczyzny, ojca, męża, przyjaciela, powiernika, obrońcy, przywódcy i bohatera. Ojciec powinien poznawać i naśladować Boga, ponieważ po pierwsze, to On jest najlepszym wzorem Ojca, a po drugie, obraz ziemskiego ojca wpływa na to, jak dobrze/źle, właściwie/fałszywie dziecko postrzega Boga-Ojca. „Modelowy ojciec” nie unika rozmów o własnych błędach, dopuszcza i potrafi podjąć dyskusję bez odruchu samoobrony, nie głosi kazań ex cathedra. Jest to raczej prozaiczna inspiracja. Ojciec sam w sobie ma być jasnym drogowskazem w czasach zwiększonej presji środowiska znajomych i mediów (we wszystkich dziedzinach życia, począwszy od ubrań, na seksie kończąc), w czasach relatywizmu moralnego, w czasach buntu młodych, ale też ignorowania młodych przez (potencjalne) autorytety.
Relacja ojca z Bogiem ma przy tym dwojakie znaczenie. Z jednej strony to, jak Bóg kocha ojca, uczy i uzdalnia ojca, jak może kochać dzieci. Z drugiej strony to, jak ojciec kocha Boga, uczy dzieci, jak mogą kochać ojca.

3. Ojciec kształtuje osobowość dziecka, i to od najmłodszych lat (miesięcy!) – 85% cech decydujących o osobowości dziecka jest ustalone już w wieku 6 lat. Tym bardziej należy cieszyć się i doceniać wszystkie okresy dorastania, bo w każdym dzieje się coś ważnego. Nie można być niecierpliwym, oceniać dziecka źle za to, że nie posiada jeszcze zdolności, których na danym etapie byśmy sobie od niego życzyli

4. Ojciec zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Po co? Silne poczucie bezpieczeństwa i własnej (wysokiej) wartości pozytywnie wpływa na szacunek dziecka do innych ludzi, dla prawa i wszelkich norm. Z kolei brak poczucia bezpieczeństwa budzi niepewność, lęk przed: odrzuceniem, brakiem miłości, agresją, nieprzewidywalnymi reakcjami rodziców, z powodu nieokreślonych jasno reguł i wymagań.
Jak „zapewnia się poczucie bezpieczeństwa”? Poprzez właściwe relacje: z żoną, z dzieckiem. A jeśli brakuje w nich miłości i sprawiedliwości, należy postępować ze świadomością, że Bóg „zawsze mnie widzi”, a więc wie, jak wypełniam jego przykazanie: Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół, (…) jak własne ciała. (sic!, Efez. 5:25-29).
To znacząco odmienia jakość przywództwa, rozumianego nie jako władza, ale jako zaopatrzenie, inwestycja, pielęgnacja, zachęta, ochrona (żony i dzieci). Kiedy czytamy że głową męża jest Chrystus, a głową żony – mąż, to słowo ‘głowa’ należy rozumieć jako ‘źródło’. Ochrona i zaopatrzenie są powiązane z autorytetem. Innymi słowy, dopóki dziecko pozostaje „pod kloszem” ojca, dopóty jest chronione, zadbane i… pozostaje pod autorytetem. Wszystko to razem powinno budzić poczucie bezpieczeństwa.

5. Ojciec winien kochać bezwarunkowo, z pełną akceptacją tego, jakie jest dziecko, by pomóc mu odkryć i zaakceptować swoją własną tożsamość i to, jakim zostało stworzone, a w efekcie zyskać solidne poczucie własnej wartości.
A nic tak dobrze nie udowadnia dziecku jego wartości, jak kiedy ojciec płaci mu swoim… czasem. A jak ten czas spędzać, co jest kluczowe:
  • być, uczestniczyć, towarzyszyć;
  • robić coś wspólnie, również sam na sam;
  • słuchać, poświęcać uwagę, m.in. emocjom dziecka, własnym emocjom, które się udzielają, z empatią wspierać w trudnych sytuacjach;
  • dyscyplinować (patrz też pkt 9); 
  • uczyć podejmowania mądrych decyzji (i konsekwencji głupich), przy czym czyta się Pismo Święte, rozmawia o problemach, wspólnie modli o bożą radę i pomoc;
  • pomagać w zaakceptowaniu siebie (istotne dla córki: kobiecość, wygląd).
6. Ojciec zachęca i pomaga dziecku rozwijać talenty i dary, podejmować nowe wyzwania, podnosić się po porażkach.

7. Ojciec służy jako kapłan – wyjaśnia dziecku, co Bóg mówi, reprezentując Boga, a modli się o dziecko, reprezentując dziecko. Tłumaczy i wyjaśnia Słowo. Pociesza, zachęca (motywuje) i pociąga osobistym przykładem (1 Tes. 2:11-12) – tak, by dziecko uczyło się i umiało samo stawać przed Bogiem i poznawać Go.

8. Ojciec błogosławi. Przykład Jezusa: brał je w ramiona i błogosławił, kładąc na nie ręce. Nie ignorował, ale traktował z atencją. – Kto przyjmie jedno takie dziecię w imię moje, mnie przyjmuje (Mat. 18:5) – mówił. – Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza. – Czy dało się bardziej dosadnie?
Pozytywne wzmocnienie (mocnych stron) – to nie nowa idea współczesnych psychologów. To wymysł samego Boga, który błogosławi. Bóg kładzie przed nami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo (V Moj. 30:19). Warto zabiegać o boże błogosławieństwo. Ojciec błogosławi dzieci przez proste akty okazywania tego, że są dla niego ważne: słuchanie, dopuszczanie mimo „ważnych spraw”, przepraszanie, dawanie do zrozumienia wprost i nie wprost „kocham cię”. Błogosławić należy bez względu na to, czy dzieci to przyjmują, czy nie. Grunt, żeby wiedziały. Praktycznie ojciec:
  • kładzie rękę;
  • wypowiada słowa (IV Moj. 6:22-27);
  • uznaje wartość;
  • wytycza dobrą przyszłość;
  • i, co najważniejsze, trwa w postawie błogosławieństwa, oddania.

9. Ojciec okazuje miłość żonie i dzieciom, co nie jest ani oczywiste, ani łatwe, bo mieć miłość, a okazać miłość – to dwie różne rzeczy. Okazywanie miłości to sztuka. Najpierw należy okazywać szacunek rodzicom, przełożonym, ludziom na wyższych pozycjach itd., bo co człowiek sieje, to i żąć będzie (Gal. 6:7). Także miłość do Boga to dobry zasiew. A żnie się szacunek własnych dzieci. Następnie trzeba zapobiegać konfliktom i budować więzi. Po co? Ojciec:
  • przekazuje wzorzec relacji następnemu pokoleniu;
  • przez szacunek do dzieci uczy szacunku do siebie samego jako ojca, a więc pomaga dzieciom w realizacji przykazania „czcij ojca swego i matkę swoją” – jedynego z obietnicą („aby długo trwały twoje dni w ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie”). To jest również zapobieganie (na małą, ale znaczącą skalę) kryzysom społecznym, gdyż „Jakość więzi małżeńskiej (…) jest najskuteczniejszą drogą przeciwdziałania pomnażaniu się pokolenia buntu. Jest jedyną skuteczną drogą wypierania anarchii z kościołów i społeczeństwa.” – pisze Wieja.
  • zaspokaja potrzeby emocjonalne, co pomaga w prawidłowym rozwoju intelektualnym. Kluczowa jest właściwa atmosfera w domu.
Aby nieuwarunkowaną miłość dać, trzeba najpierw pojąć miłość Boga: …nie myśmy Boga lecz On nas… – pisze Jan (1 Jana 4:10,19).
Sposoby wyrażania miłości:
  • kontakt wzrokowy;
  • kontakt fizyczny;
  • uwaga (poświęcony czas);
  • dyscyplina, czyli: własny przykład, wzorce, wymagania i zasady, polecenia, uczenie przez zabawę, kary.
Skuteczność tego ostatniego uwarunkowana jest najczęściej sukcesem trzech pierwszych.

10. Ojciec zachowuje szerszą perspektywę. Myśli nie tylko o swoich dzieciach, ale także o sierotach i wdowach, i o duchowym ojcostwie w kościele. „Jestem z ciebie dumny” – tych słów nawet Jezus potrzebował („Ten jest mój syn umiłowany – jego słuchajcie” – powiedział Bóg), a jeśli tak, to o ileż bardziej potrzebuje tego każdy człowiek – w ciele i w duchu.

11. Ojciec rozumie etapy życia i różnicuje w czasie swoją rolę:
  • wiek 1-3 (lat) – buduje poczucie wartości u dziecka, przyjmuje, poświęca uwagę;
  • wiek 3-6 – jest partnerem i nauczycielem w zabawie, sporcie, wszystkich innych aktywnościach, w których można się sprawdzić;
  • wiek 7-12 – jest zachęcającym pomocnikiem, uczy odnoszenia sukcesów przez pracę i docenia to, co dobrze zrobione;
  • wiek 13-18 – odpowiada na testy wartości, na pytania o wiarę i Boga.

12. Ojciec umie pojednać się z dziećmi – przeprosić i przebaczyć. I podejmuje ten wysiłek. Bóg obiecał, że …zwróci serca ojców ku synom, serca synów ku ojcom… – przeciw klątwie, jaką mógłby obłożyć ziemię (Mal. 3:24, BW). Przebaczenie zapobiega: rozpadowi przyjaźni i miłości, pielęgnowanej niechęci, kosztom psychoemocjonalnym i schorzeniom psychosomatycznym u skrzywdzonego, a także obawom przed kolejnymi zranieniami. Przebaczenie nie jest aktem wspaniałomyślności, który zakłada pozostanie w poczuciu wyższości i krzywdy. Bóg przebacza mi, potem ja – sobie, wreszcie ja – innym ludziom.

piątek, 7 czerwca 2013

Pozorna nuda

Kiedy przychodzi nam rozpocząć wielką rzecz, musimy być gotowi na to, że przez długi czas to będzie mała rzecz. Może się wtedy wydawać, że to, co się właśnie wydarza, jest nieciekawe i niewarte uwagi…


Nuda, nic się nie dzieje… - Jak w kabarecie Maćka Stuhra. Czy rzeczywiście? A co z tym „cieszeniem się każdym etapem rozwoju twojego dziecka”? Fi. śpi. Za nami jest piątek, który skończył się bardzo dobrze, tak że wystarczy tylko rozkoszować się wolną sobotą, w której… no właśnie, co? Będziemy ze sobą. Po narodzinach Fi. „być ze sobą” nabrało jakiegoś nowego znaczenia. Stało się jeszcze cenniejsze, niż było. Dlaczego? Bo ktoś nalepił papierek z wyższą ceną? No, tak jakby.

Tak więc pozornie dzieje się… nic. Jednak cechą początków jest to, że są bardzo niepozorne, więc łatwo przeoczyć to, co jest-i-już-było ważne. W każdej sekundzie teraźniejszość odpływa do przeszłości. A co ja robię? Uśmiecham się na widok Fi., biorę go na ręce, odkładam, biorę znów, kąpię, przewijam, ubieram, lulam-przytulam, błogosławię, śpiewam i recytuję, no i mówię. Staram się mówić, tzn. jak najlepiej wykorzystać ten czas pozorów. Pozornie on nic nie rozumie. Ale słucha, więc coś rozumie. Czasem myślę, że mówię za mało. Tak, za mało. Jednego dnia nawet (a może niejednego?) pożegnałem się tylko z A., a z Fi. już nie, kiedy wychodziłem rano do pracy. A dlaczego? Przecież wypadałoby pożegnać się z każdym. Ostatnio więc świadomie poprawiłem się: całuję Fi. w główkę i dodaję: - Do zobaczenia!

To nie kwestia zobowiązania się, poczucia powinności, że coś muszę zrobić właściwie. To nie żadna „auto-mama” z tyłu głowy, która powtarza: zawiąż szalik, powiedz „do widzenia”. To raczej kwestia uświadomienia sobie, że na moich rękach rośnie dziecko, które już niedługo będzie mówić „tata”. Wspaniale. Dziś mija miesiąc od jego narodzin, a ja dopiero sobie uświadamiam… No cóż, taki czas. „Trzeba się cieszyć każdym etapem…” Dziś właśnie zapytałem A., co jej się najbardziej podoba w byciu mamą.
– Dziecko! – Śmieje się. – Och, najbardziej chyba wciąż to, że mogę odpocząć od pracy. – Westchnęła. – Ale już mi się śniło, że tam wróciłam. I to nie był zły sen. – Dorzuciła zaraz. – A co tobie się najbardziej podoba w byciu tatą?
– Mi? Chyba też dziecko. – Tak zacząłem, żeby nie wyszło na to, że zadaję mądre pytanie, a sam nie mam dobrej odpowiedzi. – Najbardziej podoba mi się to, że mogę się nim zajmować. Tak, jak chcę i uczyć go tego, czego chcę.
– Na razie to go za wiele nie nauczysz.
– Nauczę. Piosenek.
Ech, tak serio myślę sobie teraz, że już niebawem będę go uczył tego, czego wcale nie chcę – uczył go własnym przykładem moich wad, bo mam przecież wiele braków w stosunku do wzoru – mojego Taty, Boga. Jak to jest w piosence Nalepy, kiedy ojciec śpiewa synowi: „Zostawiam ci też próg, próg na którym siada nocą blues”. Taki spadek, takie dziedzictwo, scheda, tożsamość… – spuścizna człowieka niedoskonałego, który czasem przeoczy szansę, czasem się boi, nawet tego nie zauważając, czasem zbyt długo się gniewa…

Cena bycia razem jest większa, ale i większa chęć, by się spotkać, zbliżyć, zapomnieć o całej reszcie. Teraz to trzeba robić z rozmysłem, do spontaniczności dodać cierpliwość, a do tęsknoty – konsekwencję.
– A co byś chciała najbardziej; kino, tango, czy teatr? – Sonduję żonę.
– Wiesz, chyba teatr. – I postanawiamy pójść do teatru.
Ale kiedy? Kiedy będziemy już mogli zostawić Fi. z babcią? Tfu, nie babcią, tylko An. – mamą A. – jest młodą babcią, jest nią po raz pierwszy, więc dopóki to słowo na „b” nie wyjdzie z ust Fi., nie życzy sobie takiego postarzania. Trochę się z niej śmiejemy. Ale właśnie się zorientowałem, że to moje pytanie brzmi trochę jak w filmie „Tajemniczy ogród”, kiedy guwernantka mówi do małej Mary:
– Którą sukienkę panienka sobie życzy: czarną, czarną, czy czarną?
– Głupia jesteś? Wszystkie są czarne! – Odpowiada naburmuszona i rezolutna dziewczynka.

Podobnie więc strofuję sam siebie: – Głupi jesteś? Nigdzie nie pójdziemy; ani do teatru, ani na tango, ani do kina! – A zaraz już mój ton łagodnieje: – Spokojnie, pójdziemy, już niedługo, naprawdę niedługo. To niedługo będzie nadal upływać w atmosferze pozornego „niczego”, jakiegoś czekania, przeoczania teraźniejszości, zwykłej pracy, po której zwyczajnie wraca się do domu, robi zwyczajne zakupy i obiad i się zwyczajnie je. Tak, że w sumie nie ma o czym opowiadać na blogu. No bo co? Że się uśmiechnął tak, a nie siak i to nie oznacza jeszcze uśmiechu? Albo zrobił kupę bokiem? Albo zaczął wydawać takie śmieszne odgłosy? Albo prawie przestał się bać kąpieli i tak rozpaczliwie rozrzucać rączki jak lotopałanka? To się podobno nazywa „odruchem moro”. Nie wiem, skąd ta nazwa, ale „moro” kojarzy mi się z żołnierzami. Czyli może być. Mój dzielny chłopiec!

Zacząłem też przeglądać ponownie „superksiążkę” autorstwa Tracy Jeż a.k.a. Hedgehog lub po prostu Hogg. I znowu się wkurzyłem, bo we fragmentach o seksie po porodzie i o karmieniu podała przykłady tak debilnych zachowań mężczyzn (a ja od razu wszystko biorę do siebie), że poczułem się urażony i potraktowany z wyższością przemądrzałej szczoty. Mówię o tym A. i ona tylko podnosi brwi. – Przemądrzała? Ja niczego takiego nie odczułam. – W każdym razie przeskoczyłem do rozdziału o spaniu. Już lepiej.

Tak, wiem że są inne książki, ale akurat ta jest pod ręką, a mnie czytanie naprawdę powoli idzie. Z tygodnia na tydzień liczę na to, że tu, na tym blogu streszczę „Moc błogosławieństwa ojca” Henryka Wieji – książkę napisaną trochę chaotycznie, za to z dużym doświadczeniem ojca i lekarza (o ile potrafię to ocenić) i zawierającą wiele celnych, wartościowych i niezupełnie oczywistych spostrzeżeń. Może już w następnym wpisie. Czy to już obietnica? Powiedzmy…

sobota, 1 czerwca 2013

Straszny wpis

Jak tu przeżyć w tym strasznym świecie, jak być dobrym rodzicem dla dziecka, skoro dziecko potrzebuje miłości i dyscypliny i to ma się nie wykluczać. Na razie jest łatwo…

Siedzę i wsłuchuję się w siebie. Przychodzi mi to z trudem, bo zza okna dobiegają mnie groźne jęki facetów w czarnych skórach, zwane też screamo – z Ursynaliów. Bo na Ursynaliach gra przede wszystkim ciężki metal, rock, punk… Wybaczcie ubóstwo tego słownictwa, którym dziennikarze muzyczni szufladkują kapele. W każdym razie gra taka muzyka, która zryje czerep, rypnie w pałę i grzmotnie czachę.

A ja przed chwilą jeszcze leżałem na łóżku z A. i malutkim Fi. i zobaczyłem (usłyszałem?) ten kontrast między moim stanem ducha, a tym barabanem, który dobiega z kampusu SGGW. Kontrast? To najlżejsze słowo, jakiego mogłem użyć. To jest przepaść! Przepaść emocjonalna, rozsądkowa, przepaść w percepcji tego, co wokół nas jest. Ja pielęgnuję piękno świata, oni – straszność świata. Stoją i są straszni, mają straszne miny, straszne potwory na czarnych koszulkach, faceci na scenie też są straszni, chociaż… wcale to nie wynika ze straszności ich życia osobistego. Bo na przykład taki Friedrich-Litza z Luxtorpedy jest skądinąd miłym tatą, dziadkiem. Z kolei Lemmy Kilmister – lider Motörhead – jednak straszne dzieciństwo miał, strasznie się też spisał jako tata, nie mówiąc o byciu dziadkiem. A więc w życiu bywa różnie, ale na scenie ma być strasznie. Bo straszny ten świat.

A mój świat jest piękny. Składa się z miłości i pracy i jeszcze paru innych. I jest porywający, fascynujący, podniecający, pełen wyzwań, okazji do sprawdzenia się i wspaniałych, dobrych chwil, których nie kupi się w żadnej kasie. Bywa też męczący, zagadkowy i niezrozumiały, denerwujący, złośliwy, przygnębiający, znieczulający i pełen różnych pułapek, ale nigdy nie wydaje mi się nudny. Dostrzeganie piękna wydaje mi się ciekawsze i weselsze niż dostrzeganie straszności. Straszność zręcznie ujęta w tonacje, rytmy i potworną stylistykę jest fascynująca w sobotę, ale we wtorek wieczorem… nadchodzi nuda i śmieszność. Śmieszny jest ten emocjonalny przester, za którym nie kryje się nic treściwego, czym można się najeść, w sensie przekaz – pozytywny albo przynajmniej konstruktywny, czy to muzyczny, czy werbalny. Chyba jednak bardziej muzyczny. Kiedyś zapytałem mojego kumpla-metalowca:
– No i co oni tam śpiewają? To po polsku, czy po angielsku? Przecież nawet nie da się zrozumieć, więc jak tego słuchać?
– No wiesz, taka specyfika gatunku, tu nie ma się co wsłuchiwać w słowa. – Odparł.

Tak sobie teraz zdałem sprawę, że przecież wielu religijnych ludzi szuka Boga nie dla Niego samego, ale właśnie dla takiego przesteru. Chcą „poczuć Boga” i cóż… Bóg nie perfumy. Chcą przeżyć COŚ – raz na tydzień – tym razem to będzie niedziela, a nie imprezowa sobota. A jak to się ma do codzienności?

Z tych moich rozważań niech zostanie jeden obrazek: metal-punk-dead-rockman schodzi ze sceny, myje twarz i zrzuca spocone ciuchy, ubiera się i idzie do swojej żony, i bierze od niej na ręce swojego małego synka. Prawda, że nieprawdopodobne? I przez to śmieszne. Z pewnością posiadanie małego synka jest bardziej życiowe niż wszystkie te piosenki z Ursynaliów razem wzięte.

Tutaj muszę sobie powiedzieć stop, bo zaraz przekroczę granicę absurdu, zadając pytanie: czyje życie jest bardziej życiowe? Zresztą kogo interesuje moje życie, a ściślej: to, jak spędzam czas? Pomówmy o dzieciach. Jak sądzicie: czy to są najmilsze istotki pragnące miłości, czy mali mistrzowie manipulacji? Czy oba jednocześnie? Kiedy jest pora na okazywanie uczuć, a kiedy na dyscyplinę? Kto jak kto, ale dziecko zmusza do myślenia. W każdym razie pewne jest, że warunkiem wychowania w dyscyplinie jest okazywanie miłości oraz to, co w roli ojca wydaje mi się najfajniejsze: nadawanie tożsamości – silnej i dobrej, rzecz jasna, oby. Ustalanie, nauczanie i egzekwowanie zasad jest możliwe właściwie tylko w sytuacji, gdy dziecko czuje się kochane. Wpajanie tych samych, dobrych reguł może skończyć się buntem lub przystosowaniem – wszystko zależy od tego, ile wleję miłości.

Na szczęście tak to wszystko zostało pomyślane, że na początku dzieci nie są zbyt wymagające, a dopiero z czasem, zwykle nieświadomie, przynoszą coraz poważniejsze pytania. O, jakie to szczęście! Można sobie powolutku wszystko w głowie układać, począwszy od nauki zasypiania, skończywszy na rozmowach o tym co dobre, a co złe na tym strasznym świecie.