piątek, 16 maja 2014

Przed smutkiem chronię się pod parasolem

Nic, tylko smutek, panie – pogoda, że psa by nie wygonił. A nie tylko pogoda! Wszystko takie okropne i akurat tak się składa złośliwie, że co najgorsze – to na mnie i wokół mnie. A gdzie nadzieja?

Dzisiejszy dzień zaczął się tak smutno, jak tylko – w granicach „normalności” mógł się zacząć. Deszcz miarowo pada, bez szaleństwa, lecz wytrwale – jak pies, którego można ciągnąć za pysk kawał drogi, ale zębami nie puści, nie rozluźni uścisku. W tym deszczu zasłaniam się od wiatru parasolem, którego dwa wsporniki z rezygnacją dyndają oderwane od pomarańczowej czaszy. Kolor sztucznego płótna – to chyba jedyna wesoła rzecz tego poranka.