czwartek, 31 sierpnia 2017

Dogodzić

Naszych wakacji przystanek 3/4: Olsztynek-Wiatraki. Przyjechaliśmy na obóz Wiatrołap dzień wcześniej, żeby się jeszcze zrelaksować, zanim mnie wciągnie wir przygotowań nagłośnienia (trochę taka pionierka jak w harcerstwie, tyle że z kablami i głośnikami). Tę jedną noc przenocujemy jeszcze pod namiotem. Ostatnia noc bez łóżka i szafki. Tak, bez szafki i kuchni, takiej zwykłej, ze stołem i zlewozmywakiem - tego nam już trochę brakuje po pięciu dniach na
kempingu. Brakuje może bardziej A. niż mnie, który niewiele o jedzeniu myślę. Ale to nieistotne. Tę jedną noc jeszcze pod namiotem.

Rozstawiam ten pożyczony namiot, już po raz trzeci, więc dużo szybciej, sprawniej. W rozstawianiu namiotu jestem niesamowity (by użyć słów Mikołajka Goscinny'ego). Wyciągam z bagażnika materace, koce, śpiwory, ścielę. Wyjmuję torby z jedzeniem. "Domostwo" gotowe. Zadowolony wyciągam jeszcze... się na hamaku - jednym z kilkunastu miejscowych hamaków, akurat tak się rozstawiłem ze wszystkim obok niego. Wyciągam nogi i zadowolony bujam się, bujam... Wtedy wraca z toalety A. z U. 

Ja zrelaksowany: 
- Aguniu, może podałabyś mi jakąś wodę. - Wiem, że jest, bo kupowała. Podaje mi. - Omniom, delikatnie gazowana, #najlepiej! - Mówię z hasztagiem. - Cudownie! Poleżeć sobie mogę wygodnie, pragnienie zaspokojone... Jak mi jeszcze dogodzisz, kochana żono? - Pytam, używając dziwnych słów: "dogodzisz", "żono". Nigdy tak nie mówię. A teraz tak, dla jaj. Ciekaw jestem, co odpowie:
- Głupie pytanie!
- Dobra odpowiedź! He, he. - Tak sobie pofantazjowałem, a skończyło się na tym, że zaraz sam zabrałem dzieci nad jezioro, żeby dogodzić A., choć przez kwadrans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz