środa, 31 stycznia 2018
Abstrakcja
wtorek, 30 stycznia 2018
Obcy
poniedziałek, 29 stycznia 2018
Tawerna
- Tato, chcę jeszcze zjeść coś na kolację. - Zajęczał Fi.
- O, teraz sobie przypomniałeś? Teraz trzeba już iść spać...
- Ale tato, ja chcę coś zjeść.
- No dobra. - Wzięła mnie litość. - Co chcesz zjeść?
- Chlebek z potartym...
- ...serem i z oliwą. Czyli to, co zawsze.
Zrobiłem. Fi. zasiadł przy stole w kuchni. Lampka wciśnięta w kąt zastąpiła dużą, kuchenną lampę, która teraz rzucała już tylko cień na sufit. Fi. jadł, a ja wziąłem ukulele i zacząłem śpiewać "Tawernę pod pijaną zgrają". Otwieram tekst z internetu w telefonie i przypominam sobie wszystkie słowa, pamiętane jak przez mgłę. I przyciskam akordy na gryfie i przychodzi ostatnia zwrotka:
Kiedy chandra jesienna jak mgła cię otoczy,
Kiedy wszystko postawisz na kartę przegraną
Zamiast siedzieć bezczynnie i płakać lub psioczyć
Weź węzełek na plecy - ruszaj w świat, w nieznane
Do tawerny "Pod Pijaną Zgrają"... - i ten refren po raz kolejny odśpiewałem, wprawdzie niezbyt głośno, ale z autentycznym zaangażowaniem, które ze zdziwieniem w sobie odkryłem. Przemknęło mi przez myśl, co z tej piosenki Fi. rozumie. A zresztą, nie trzeba wiele rozumieć. Wystarczy czuć, choć przez sekundę czuć, jakby się było nad tym morzem lub w górach. Tak, nawet lepiej w górach. I móc sobie ruszyć w nieznane.
Fakt, że to możesz zrobić prawie zawsze, to tylko zależy od decyzji. Takie poczucie "nic do stracenia" można mieć nawet wówczas, gdy się ma wiele do stracenia. Bo to nie jest stan posiadania, czy stan cywilny; to stan umysłu. Niezależny nawet od wyznania wiary. Wolny duch człowieka. To wszystko w głowie siedzi. Siedzi o późnej porze w mojej kuchni, gdy Fi. je kolację.
piątek, 26 stycznia 2018
Zabawa
- A pan tu też buduje?
- A... no, tak. Pomagam. - Uśmiecham się do chłopca, który mnie zaczepił. - Ula! - Wołam. - Jak tam się czujesz, piesku, w nowej budzie? - U. wygląda przez okienko. Dzieciaki (cała ich chmara) zbudowały domek z wielkich klocków (takie lekkie "cegłówki", chyba już nie Lego).
Czas leci. Mamy już wychodzić, kiedy Fi. wraz z U. dają się zupełnie wciągnąć w nowy projekt: zburzyć i postawić dom od nowa. Razem z innym chłopcem - prowodyrem rozwalają i burzą, i jest to dla nich widocznie ogromna frajda.
- Filu, ale wiesz, że zaraz idziemy? Ula, zbieramy się za chwilę!
- Ale tato!
- Ale tato! Musimy jeszcze szybko zbudować nowy dom!
- No dobra... - Zerkam na zegarek. - Budujemy szybko i idziemy do domu. Minęło już prawie pięć godzin tutaj, wiecie?
- No, tato budujmy. Masz tu nową dostawę! - Fi. przynosi mi małą ściankę. Tak jakby to była "wielka płyta". To buduję. Dołącza się drugi tata. To chyba tata tego chłopca - prowodyra, od burzenia. Wznosimy razem tę budowlę. A jak dwaj tatowie wezmą się do budowania, to szybko to leci.
Chociaż ja buduję lepiej niż on. Znam się na tym. We dwóch lepiej, niż w pojedynkę. Dzieci też gdzieś przykładają cegły. W końcu przychodzi pora na dach. Zaczynamy schodkowo. Drugi tata nie całkiem ogarnia technikę, ale robi. Robi i dokłada, i buduje, i patrzy, i mówi:
- O, to się będzie zawalać.
- No, trochę tak, trzeba uważać, żeby dzieciom na głowę nie pospadało. Ale da radę...
- To trzeba by tak zrobić, żeby się klocek z klockiem wspierały.
- Ano tak... - Potakuję i robię.
- E, to niech tak zostanie, jak jest. Za dużo zabawy. - Machnął ręką i poszedł usiąść. Myślę sobie: - "Za dużo zabawy?! Ha, ha. Jak to: »za dużo zabawy«?! Przecież po to tu przyszliśmy!" A może nie?
środa, 24 stycznia 2018
Schizole
wtorek, 23 stycznia 2018
Sodoma
- No...
- Spychaczu... Zbieraj! Zrzucaj jak najwięcej na spodnie. - Nabijam się. A Fi. już chce zaradzić coś na swoją plamę. - Czekaj, nie rozcieraj po spodniach, ja zbiorę nożem. Tak jest najlepiej. - Skoczyłem do szuflady ze sztućcami. Tymczasem Fi. przemyślał wszystko.
- Tato, ty nie możesz mówić żadnych słów głupich, złych i groźnych.
- A głupie, złe i groźne słowa to są takie, z którymi ty się nie zgadzasz? Albo jak się śmieję z czegoś, co ty zrobiłeś?
- Tak, to są takie, z którymi ja się nie zgadzam.
- I ja nie mogę nic takiego mówić?
- Tak. I na takie słowa spadnie ogień i spłoną na całym świecie, i ich nie będzie.
- Ha ha. - Zaczynam stylizować na opis zniszczenia Sodomy: - I zesłał Pan ogień i deszcz siarki na wszystkie słowa złe, głupie i groźne, z którymi nie zgadzał się Filo i zniknęły, i tylko dym się unosił.
- Tak, tato. Tak było, to znaczy tak będzie. - Poważnie podsumował syn mój.
poniedziałek, 22 stycznia 2018
Grzeczni
- Ale to ja muszę wyjść. - Tłumaczy A.
- Nie, ty nie wychodzisz!
- Wychodzę.
- Ja wyjdę z tobą.
- Nie, ja muszę sama, bo idę do lekarza. - I tak dalej - opowiada mi o tej scenie A.
- Aha. - Potakuję i komentuję. - Już to sobie wyobrażam. Genialna logika Uli: skoro babcia zostaje, żeby mama mogła wyjść, to babcia musi wyjść, żeby mama mogła zostać. I w dodatku wyrażanie sprzeciwu nie ma skali; jest tylko zero albo maksimum. Czyli jak się coś nie podoba, to w najwyższe tony i histeria. Skąd ona się tego nauczyła? Przecież my tak nie robimy. Wręcz przeciwnie. Al. moja siostra wręcz kiedyś mówiła, pamiętasz, "Boże, ale wy się beznadziejnie kłócicie". W sensie, że tak spokojnie.
- A najlepsze, że potem się chwaliła: "I byłam już grzeczna".
- No właśnie, przeszła na zero.
Wieczorem kąpią się razem: Fi. z U. Kłótnia. Wyjmuję Fi.
- Tato, teraz musisz mnie przeprosić.
- Za co?
- Za to, że byłeś niemiły.
- Przykro mi, ale ja cię po prostu wyjąłem i zrobiłem to delikatnie. Specjalnie delikatnie, żebyś nie miał się do czego przyczepić. - Z trudem kończę zdania poprzez jęki i wyrzekanie Fi. - A wyjąłem akurat ciebie, bo ty pierwszy przegiąłeś. Nikt ci nie kazał wrzeszczeć z całej siły na U.
Fi. do wanny wrócił. Za chwilę znowu kłótnia.
- Tato, wyjmij Fila z wanny. - Skarży się U. Ja nic, tylko patrzę spokojnie, jak zerkają na siebie z zawiścią. Zastanawiam się.
- Nie, tym razem wyjmę ciebie. - Chwytam U. Już jest na podłodze.
- Aaa! Tato, idź!
- Ula, nikt ci nie kazał chlapać Filowi w oczy. Chcesz wrócić? Nie będziecie już się kłócić? - Wraca. Bawią się. Po chwili U.:
- Tato, już się nie kłócimy.
- Bardzo się cieszę, że się nie kłócicie. - W myślach trąbię sukces.
niedziela, 21 stycznia 2018
Stuknięty
Dodałem w telefonie nowy kontakt: "Stuknięty Facet". Stuknąłem go. Zagapiłem się. W korku, na czerwonym, odwróciłem się do U. No i bez hamulca auto delikatnie się stoczyło. Facet obejrzał dokładnie zderzak, jakby chciał mieć tam stan idealny. No cóż, dałem mu swój numer telefonu. I trochę zmartwiłem. Bo jeśli naprawdę jest stuknięty i dojrzy jakąś ryskę, i będzie z tym dzwonił do mnie? Może była jedna, malutka. Ale czy to przeze mnie? Przetarłem własną, czystą ręką jego zderzak, to widziałem. Ale potem pomyślałem: o co ja się martwię? Mam bogatego Tatę, zapłaci. Powie: "masz tu, synu. To na tę naprawę". Albo przekona tamtego, że ma czego się czepiać. Tak jak kiedyś goście, których stuknęła A. w poślizgu. Wyszli, zobaczyli, powiedzieli cześć i pojechali. Tymczasem my, ja mam zabiegać o co innego, o Jego sprawy.
niedziela, 14 stycznia 2018
Orkiestra
"Psy szczekają, a karawana jedzie dalej". - Mówił Jurek Owsiak w odpowiedzi na zarzuty blogera Matki Kurki. Pamiętam, to chyba było rok temu. No i jedzie dalej. Nie tylko karawana, ale i smród. Śmierdzi mi pogarda. Ci, którzy nie dają na WOŚP, odnoszą się pogardliwie do tych, co dają. I vice versa. Czy nie można inaczej? Chciałbym słyszeć: uważam, że ja mam rację, (nie) dobrze jest i (nie) należy im dawać, ale szanuję to, że ty (nie) dajesz. Proste? Dlaczego dawanie stało się rodzajem politycznego manifestu w rodzaju: "ja (nie) daję, więc jestem po dobrej stronie, a ty jesteś głupi"? Każdy daje temu, komu ufa. Kwestia zaufania nie da się zredukować do barw czarno-białych. Nawet jeśli ktoś wygrał proces sądowy, a ktoś przegrał. A gdyby nawet było czarno-białe, to gdzie szacunek? Skąd wiesz, czy plując na barykadę, nie pluniesz komuś w twarz?
piątek, 12 stycznia 2018
Powiew
czwartek, 11 stycznia 2018
Dzieciodisco
środa, 10 stycznia 2018
Pomiędzy
wtorek, 9 stycznia 2018
Utyty
poniedziałek, 8 stycznia 2018
Radocha
niedziela, 7 stycznia 2018
Pozycja
Tej części - małego czerwonego pypcia, tj. końcówki od zabawkowego stetoskopu - nie znalazłem. Po prawdzie, nie miałem nadziei, że go znajdę, bo co trzy-cztery dni sprzątam dość dokładnie dziecięcy pokój i pudełka, do których wrzuca się z podłogi jak leci przed spaniem... i czerwonego pypcia od dawna nie widziałem. No ale poszedłem. Zaczęliśmy bawić się w dźwig - do kija, który U. znalazła na spacerze, przywiązałem wstążkę - z jednej strony węzłem prostym do kija, z drugiej strony zawiązałem kluczkę, żeby powstała pętla. I tak ratowaliśmy zwierzątka przed niechybnym i strasznym utonięciem w kanale. Czemu akurat kanale - nie wiem.
W końcu wszystkie zwierzątka z całego pokoju, w zasięgu wzroku, nawet tygryskowe kapcie U. - wylądowały w ciepłym i bezpiecznym domku. Uznałem więc, że misja zakończona i na chwilę wrócę do filmu - żeby zaliczyć jeszcze końcówkę. Wchodzę, leżą: An., A., U. (ta ostatnia nadal nieprzytomna). A. mówi:
- Jasiu, jesteś najlepszym mężem na świecie!
- E? - Podnoszę brwi, robiąc minę: "ale ja nic nie zrobiłem".
- No bo tak poszedłeś z tym Filem, a my możemy sobie oglądać film...
- Ach... - Podrapałem się w głowę. - No to tak, jestem najlepszy - pomyślałem i zasępiłem się: - Tylko w której pozycji? (patrz załącznik)
piątek, 5 stycznia 2018
Jądro
- A wie Pan, pewien człowiek, który pomaga wychodzić z uzależnienia od pornografii, mówił mi, że łatwiej o sukces i wolność od nałogu, kiedy nie skupiasz się na tym, by "tego" już nie robić. Raczej trzeba zastanowić się, co cię do "tego" pcha. Może jakiś brak, czyli niezaspokojona potrzeba, może rana, może chęć udowodnienia sobie czegoś, może przymus zagłuszania sumienia lub potępienia itd. - Staram się mówić fachowo, bo prowadzę audycję. Mój rozmówca-psychoterapeuta słucha cierpliwie. Może dlatego, że już zna odpowiedź. Albo takie zboczenie zawodowe. - I jeśli zajmiesz się sobą - ciągnę dalej - tak dogłębnie, to będzie ci łatwiej siebie zrozumieć i walczyć z uzależnieniem.
- Ja bym powiedział, że i tak, i nie. - Odparł po sekundzie namysłu. - Bo jak powiedział Józef Tischner, jakoś mi te jego słowa zapadły w pamięć, nie musimy znać natury zła, żeby z nim walczyć. Zresztą i tak nigdy tego w pełni nie pojmiemy, bo nasze poznanie jest aspektowe.
- Nie musimy wchodzić w "jądro ciemności" i mówić "ohyda", jak u Conrada?
- Czasami, w pewnych przypadkach, pomaga po prostu to, że zajmuję się życiem i to uzależnienie schodzi na dalszy plan.
czwartek, 4 stycznia 2018
środa, 3 stycznia 2018
Wszystkiego
wtorek, 2 stycznia 2018
Sorki
Drugi stycznia - dziwny dzień, pracujący-niepracujący. Mam czas, żeby obskoczyć dzieci. Po dziewiątej wracam z przedszkola, buty zdejmuję, kurtkę... Czuję już unoszący się wszędzie zapach kawy. Oho, a więc A. znalazła lub próbowała znaleźć sobie jakąś jamę (albo gałąź, jak jaguar ze zdobyczą), w każdym razie samotnię, żeby tę kawę pochłonąć spokojnie, najlepiej z książką. Zaglądam do sypialni i, oczywiście, A. siedzi w łóżku, czyta, kawę popija. Lecz, primo, nie sama, secundo, nie swoją książkę czyta, tylko "kurczaki luzaki" - dla U. Skończyła. Ja kładę się obok.
- To może tata ci teraz poczyta? - A. zwraca się do U., a tak naprawdę do mnie.
- Tato, poczytasz mi "Kurczaki i bazyliszek"? Tak ładnie proooszę.
- Noo... Mógłbym... - Przyznaję z wahaniem. - Ale wczoraj wieczorem wam to czytałem, może teraz coś innego? - Proponuję, żeby zaproponowała coś. U. zaczyna się więc przewalać po mamie.
- Ula, ale ja bym chciała wypić spokojnie kawę.
- Nie. - Ucina dyskusję U. - Sorki.
poniedziałek, 1 stycznia 2018
Nowy
Przychodzi taki dzień jak pierwszy stycznia i między odgrzewaną fasolką po bretońsku z wczoraj, a odgrzewaną jajecznicą z rana zastanawiam się: jak można nie być domatorem? Zwłaszcza tego dnia. Co tu robić? Można by dokądś wyjść, ale trochę w powietrzu zimno, trochę brudno, trochę sennie. W ogóle dobre ("bo polskie") jest to siedzenie w domu i zapraszanie do domu. W Warszawie chyba więcej tego trzeba, bo jak już się porobiło mnóstwo knajp - nowocześnie i wielkomiejsko, to naraz zanika zwyczaj przyjmowania u siebie. A u siebie - po staremu w tym nowym roku: ciepło, czysto, swojsko.