tag:blogger.com,1999:blog-17768491034552782322024-03-13T10:54:11.995-07:00Dziennikpisze Jan Piotr ZiółkowskiAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.comBlogger387125tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-78538188950212529922018-04-11T13:11:00.000-07:002018-04-11T13:11:36.430-07:00PrzerwaPodjąłem decyzję: zaprzestaję publikacji na tym blogu. Po roku dość wytężonej pracy (naprawdę był to dziennik) chcę poświęcić swoje siły pisaniu książki - pisaniu o tym, co dla mnie najważniejsze: o miłości Boga, która prowadzi do życia, a wyrywa z beznadziei. O podróży bohatera, którą każdy z nas ma do przejścia - własną, niezwykłą, pełną przygód. Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali i obiecuję powrót. Kiedy? Zobaczymy! Zgodnie z planem Taty :-)Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-50874471614217240382018-04-02T13:51:00.001-07:002018-04-02T14:40:51.121-07:00Kupa<p dir="ltr">Ponieważ właśnie minęły święta, które są pełne jedzenia, to temat jest bardzo na czasie. Zastanawiałem się kiedyś, czy Biblia mówi cokolwiek o robieniu kupy. Ot, taka myśl. Oczywiście poza tym znanym fragmentem, gdy Jezus rozróżnia: "nie to, co wchodzi do ust, kala człowieka, ale to, co wychodzi. Bo to, co wchodzi, na zewnątrz się wydala". I tyle o wydalaniu, czyli nic. </p>
<p dir="ltr">Jednak jest coś więcej w Pwt 23, coś o wyznaczonym miejscu poza obozem do załatwiania się i o osobistej łopatce do robienia dołka i zasypywania. I tak, jak w przypadku innych osobliwych przepisów Prawa Mojżeszowego, sprawy higieny, diety itp. naturalnie mieszają się z rzeczami duchowymi.</p>
<p dir="ltr">Dlaczego ten przepis o kupie? "Pan, twój Bóg, przechadza się bowiem pośród twego obozu, aby cię wybawić...; niech więc twój obóz będzie święty, aby nie widział u ciebie żadnej nieprzyzwoitej golizny i nie odwrócił się od ciebie".</p>
<p dir="ltr">Jest to raczej normalna reakcja: idziesz sobie przez park, przypadkiem widzisz, że ktoś w krzakach wystawia tyłek i robi kupę, więc się odwracasz, a nie gapisz dalej, jakby było na co. Jak mówi komentarz, to dotyczy również Boga. Może się to wydawać kuriozalne, zważywszy, że Bóg jest wszędzie i widzi wszystko. </p>
<p dir="ltr">Wątpię, by chodziło o to, co On widzi. Raczej o to, że On widzi, że inni (ludzie) widzą, co i On widzi - jakąś nieprzyzwoitość. A skutek "odwrócenia się" Pana jest już całkiem z kupą niezwiązany; oznacza brak ratunku i wsparcia w życiu. </p>
<p dir="ltr">Warto o tym pomyśleć. Być może powiedziałem coś swojemu sąsiadowi tak po chamsku, że już lepiej gdybym mu narobił na wycieraczkę i poprosił o papier.</p>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-84051001876099573552018-03-31T13:48:00.000-07:002018-03-31T13:48:55.440-07:00BountyNo bo myłem kibel. I zmieniłem kontakt, przykleiłem front szuflady i nasmarowałem zawiasy drzwi. A dzieciom powtarzałem:<br />
<div>
- Jak chcecie wyjść na dwór, to...</div>
<div>
- Chcemy!</div>
<div>
- To ubierzcie się, włóżcie buty...</div>
<div>
Nie włożyli. Czas przeciekał przez palce. W sobotę zawsze daję czasowi swobodnie przeciekać.</div>
<div>
- Jasiu, ale musisz ich zapędzić. - A. instruuje. - Ula sama się nie zapędzi. Filo pewnie też, chociaż umie.</div>
<div>
- To i cóż. - Wzruszam ramionami. </div>
<div>
Jednak w końcu ich zapędziłem. Zadowoleni włożyli nowe płaszcze od deszczu, nawet parasole do tego, choć deszcz już ustał.</div>
<div>
- To dokąd?</div>
<div>
- No, tu.</div>
<div>
Idziemy. Lubię pytać: "dokąd?", bo raz, że samo słowo ładne. Zamiast pytać prosto i brzydko: "gdzie idziesz?" dzieci moje będą mnie naśladować i pytać: "dokąd idziesz?". Tak sobie myślę. A dwa, że zazwyczaj jest to ciekawa przygoda - nawet dla mnie, a co dopiero dla nich, gdy mogą pójść, gdzie sami zdecydują. </div>
<div>
Naszym celem okazał się... monopolowy przy Centrum Onkologii. Osiem przystanków autobusem spod domu. Autobus też wymyślili. Głupio, że do monopolowego z dziećmi, ale tylko to jest o tej porze otwarte. A dotarcie do kresu naszej podróży trzeba jakoś uczcić. No, nie winem przecież. Przede mną starsza pani nie może się zdecydować, które whisky. Potem facet zaopatruje swoje świąteczne <i>oikos </i>w zwyczajną połówkę i dopytuje dla uspokojenia, czy jutro też otwarte. Kolej na mnie. Szyba mnie oddziela od kasy. Jak w starej aptece. Zawsze mnie to konfuduje. Nie wiem, czy mam mówić przez szybę, czy do tej dziury się schylać. A schylania ja mam sporo, taka moja uroda. Stoi szklana bilonownica. Składałem kiedyś takie, wujek kumpla miał agencję reklamową. Dostałem osiem dych za dzień, jakoś tak. Jest i terminal.</div>
<div>
- A będę mógł zapłacić kartą za taką drobnostkę jak batonik?</div>
<div>
- No pewnie.</div>
<div>
Bo kartę mam. Poza tym trzy piłeczki, saszetkę ze spajdermenem, dwie parasolki i kij. Płacę, wychodzimy, siadamy na przystanku, rozrywam Bounty'ego. Ta nazwa - wśród szarych betonów powiało egzotyką, Pacyfik!</div>
<div>
- Mogę zjeść kawałek od Uli i kawałek od Fila? - Stawiam to pytanie chyba jako ultimatum. </div>
<div>
- Tak, ale tylko malutki. - Odpowiadają prawie chórem. </div>
<div>
- Zgoda, malutki. - Odgryzam swoją dolę.</div>
<div>
Autobusem, metrem (znów decydują dzieci), na piechotę, na barana. U. wymyśliła, że słupek na peronie z tabliczką dla niewidomych to jej pies. Podbiega z czułością i nabija sobie guza. Płacz ukojony. Jakoś w końcu dochodzimy do domu. Chyba zaraz zapalą latarnie. </div>
<div>
- To jak ta wyprawa dzisiaj, było fajnie? - Mówię do pleców dzieci, które brną właśnie w kaloszach przez najfajniejszą kałużę na podwórku. Nie lubię pytać: "fajnie?", nie lubię tego słowa, bo to nic nie znaczy. Ale bez tego słowa trudno się czasem obyć.</div>
<div>
- Tak, tato. No pewnie. </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-85153974139870049932018-03-30T13:28:00.001-07:002018-03-30T13:28:18.060-07:00Zamyślony<div style="text-align: justify;">
- Filu, mama zdjęła ci spodnie, bo nie chciałeś sam się przebierać i nic nie odpowiadałeś na kolejne prośby.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale ja chcę teraz te spodnie założyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz je założyć i zdjąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ok, zrób to.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale nie, to mama ma mi założyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli chcesz wszystko cofnąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No to przykro mi, ale już nikt tych spodni ci nie założy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Eh, ej!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, nie jestem zły na ciebie. Mama też nie. Po prostu odmówiłem ci.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie możesz. Nie możecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możemy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej, no…</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapada chwila milczenia, w której wyczuwa się napięcie, złość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty masz żal, że tak się stało? – Znów dopytuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo chciałeś pokazać, że sam się ładnie i grzecznie przebierasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko się zamyśliłeś i dlatego nie odpowiadałeś mamie, i nie zdążyłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie, bo się zamyśliłem… - Zgodził się Fi., a ja… zamyśliłem się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-28729663893969561822018-03-29T12:28:00.001-07:002018-03-30T00:04:42.773-07:00Namiętności<div style="text-align: justify;">
- Lepiej mu nie mów nic. Nie zakazuj.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo jeszcze nic złego nie zrobił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale może zrobić. Zrobi na pewno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A co, jeśli nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To co proponujesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, nic nie mów. Może nic się nie stanie. A jak zabronisz...</div>
<div style="text-align: justify;">
- To co?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No to właśnie podsuniesz mu "świetny pomysł".</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie wiem...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Brzmi znajomo? Właśnie wtedy kusi najbardziej, gdy jest zabronione. Jest tak od zawsze, od początku. Od Adama i Ewy - aż do mnie i do ciebie. Mam taką teorię, że zakazany owoc w raju był całkiem zwyczajnym owocem. Żadnego czary-mary. Nie było nawet płotka. Drzewo poznania dobra i zła różniło się tylko tym od innych drzew, że Bóg zabronił z niego jeść. Strasznie to śmieszne i tragiczne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj przeczytałem rewelacyjny werset, pomyślałem: hit! Słowa Pawła: "grzeszne namiętności rozbudzone przez zakon" (Rz 7:5). Zaraz, PRZEZ CO?! Przez zakon? Czyli prawo? A ja myślałem, że to się rozbudza przez jakieś sprośne myśli, czy co... Nie. Przez zakon. Wniosek prosty: nie myśl za dużo o tym, czego nie wolno. Rozejrzyj się po całej reszcie raju, jak wiele ci WOLNO! Takie namiętności!</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-84714707860128101142018-03-28T12:28:00.003-07:002018-03-28T12:28:46.222-07:00 ŁagodneKoleżanka zdenerwowała się na córkę.<br />
- Muszę ochłonąć po rozmowie z nią. - Mówi i odkłada telefon.<br />
- Ochłonięcie dużo daje. - Oceniam. Niezbyt głęboka ta refleksja, ale jakaś... Czasem lepiej coś powiedzieć niż nie powiedzieć.<br />
- No jak można się nie denerwować?! - Pyta z wyrzutem. Nie do mnie, ale gdzieś - wyrzut w przestrzeń bezimienną. Bo nikogo prócz mnie tutaj nie ma. Dojadam zupę. W odpowiedzi staram się nie powiedzieć nic głupiego. Uśmiecham się delikatnie. Czasem to lepiej: uśmiechnąć się. A czasem lepiej smucić, jak ktoś obok się załamał. A czasem... trudno ocenić, co lepiej.<br />
- Wiem, rozumiem cię. Czasem bywa ciężko z tymi nerwami, ze złością.<br />
- I dzwoni specjalnie teraz, kiedy myśli, że nie mam czasu się zastanowić. I że na wszystko pozwolę. - Wraca myślami i opowiada mi całą sytuację. - I jeszcze płacze mi do słuchawki. - Z każdym słowem jakby schodziło ciśnienie. A ja wszystko rozumiem, słucham. Tylko... w końcu nie powiedziałem najważniejszego: mi pomaga Duch Święty. Polecam. Trzeba się nawrócić. Po ludzku to trudno tak: nie wyżywać się na drugim, zwłaszcza tym najbliższym. Zwłaszcza, kiedy się ma rację. A w Duchu się wyrabia to łagodne usposobienie. Może powoli, nie z dnia na dzień, ale jednak...Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-42350840957139734952018-03-27T12:54:00.002-07:002018-03-27T12:54:48.395-07:00UniżenieĆwiczę, gram na perkusji. W mieszkaniu w bloku jest to ryzykowne. Co prawda zestaw nie jest akustyczny (tego sąsiedzi chyba by nie wytrzymali). Ale nawet ten elektroniczny słychać. Łup, łup. Niesie się po domu, zwłaszcza pedały - hi-hat i centrala. Do tej pory specjalnie się nie uskarżali. Pilnuję się zresztą: nie za późno, nie za długo. Zresztą, czy da się długo, przy dwójce dzieci, gdy masz inną pracę?<br />
<br />
I kończę już, kończę. Jeszcze minutka. Wtedy sąsiad zaczyna nawalać w kaloryfer, ale jak! Wziął chyba jakiś młotek, nawala z minutę bez przerwy. No nie! To tak się sprawy załatwia? Raczej powinien przyjść, jak normalny... sąsiad. Niech sobie nawet ma pretensje, ale niech przyjdzie, a nie tak... Najłatwiej to wziąć młotek albo klucz francuski i napieprzać, za przeproszeniem. Zły jestem. I zdziwiony. Ale myślę: no dobra, chyba pójdę.<br />
<br />
Otwieram niepewnie drzwi na klatkę, schodzę. Ale myślę: - Kurka wodna, to nie ja powinienem tam iść. A może ja? Może. Ale on nie powinien tak nawalać. Puk, puk! Otwiera pani sąsiadka akurat, uśmiecha się. - "No tak, no słychać, trochę przeszkadza, ale jak pan musi..." - Tak mówi, ale bardzo sympatyczna mimo wszystko. - "A to państwo stukali w kaloryfer?" - Pytam niepewnie. "Stukali"? Ciśnie się na usta gorsze słowo, ale przecież wstyd pomyśleć, a co dopiero mówić.<br />
<br />
- "A nie, to nie my, ja się nawet zdziwiłam..." - Zaprzecza sąsiadka. Ja w zamian obiecuję, że będę krótko i w miarę możliwości jeszcze wcześniej, jak wracam z pracy, ale bardzo mi zależy na tym ćwiczeniu... - "Dobranoc!" - Idę na górę. Myślę: a więc to pewnie z dołu. Dwa piętra pode mną tak się oburzył. Uf, już mam na dzisiaj dosyć tego. Dość uniżania się - wystarczy jedno piętro w dół. A uniżać się dwa piętra? Może kiedy indziej. Może trochę do tego dorośnie moja wiara.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-1695950786267704682018-03-26T12:29:00.001-07:002018-03-26T12:29:35.480-07:00Marzenia<p dir="ltr">- Dzisiaj pytałam dzieci o marzenia.<br>
- Tak? I co?<br>
- Ula powiedziała, że chciałaby być księżniczką i psem.<br>
- No, tego mogłem się domyślać. A Filo?<br>
- Filo, że sportowcem, poza tym kosmonautą w rakiecie, no i maszynistą w pociągu.<br>
- A... To dobrze, bo myślę, że to wszystko da się jakoś połączyć. Ula zostanie psią księżniczką, a Filo bobsleistą.</p>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-5482163205661220002018-03-23T05:50:00.001-07:002018-03-23T05:56:01.902-07:00ŚwieckiePodnoszą się znów głosy błagające o "państwo świeckie". Będę przekonywał, że to fikcja. Ludzie życzą sobie fikcji. "Państwo świeckie" nie pojawi się nigdy. Dlaczego?<br />
<br />
Świeckość (sekularyzm) zakłada, że wszystkie wartości, wpływające na kształt państwa, są w polityce dopuszczalne, z wyjątkiem wartości otwarcie i wprost wyciągniętych z religii.<br />
<br />
A zatem świeckiemu państwu nie wystarczy, że znikną wszelkie powiązania instytucji kościelnych z władzą (czego osobiście pragnę, bo NIE przymus państwowy rozprzestrzenia Królestwo Boże na ziemi).<br />
<br />
Żeby zaistniało świeckie państwo, trzeba odsunąć od władzy wszystkich ludzi, którzy chcą ustalać prawo zgodnie z rozumną wykładnią wartości chrześcijańskich (lub innych religii). Mam nadzieję, że to się nigdy nie stanie.<br />
<br />
W pewnym sensie zawsze będziemy mieć "państwo wyznaniowe", czyli państwo prawa, które to prawo jest wyrazem wartości <b>wyznawanych </b>przez demokratycznego suwerena - naród.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-40939514990338071502018-03-21T14:11:00.000-07:002018-03-21T14:11:07.474-07:00Wróble<div style="text-align: justify;">
W ogóle dobrze, że zrobili tę wystawę Lego, bo teraz, kiedy mijamy stadion, Fi. mówi: "stadion"! A nie, jak wcześniej: "pociągi"! Bo tylko z pociągami kojarzył mu się Narodowy. Teraz doszła druga rzecz. Zanim pociągi, czyli makieta kolejowa wróci, Lego musi się zebrać, bo to jest ten sam lokal. Dzieci zaliczyły więc Lego po raz drugi, tym razem z A. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Żona moja, w przeciwieństwie do mnie, myśli o jedzeniu, zwłaszcza o jedzeniu dzieci. Zatem rozsądnie postanowiła: najeść, napić, wysikać, a dopiero potem na Lego. Usadowili się przed wejściem wokół stolika, wyjęli kanapki, owoce, naleśniki, herbatę. Konsumują. Spokój. Ostatnia wycieczka szkolna właśnie z wystawy wyszła pięć minut temu. To sprytnie: A. wybrała dobry czas.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aż nagle wtarabania się jakaś grupa przedszkolaków. Może stadion będą zwiedzać, czort wie. Jak wróble obsiadają wszystkie krzesełka i stoliki. Introwertyczna z natury A. już jest w niepokoju. Ale to jeszcze nie najgorsze. Bo zaraz te dzieci wokół krzyczą: - "Ja chcę jeść! Ja chcę pić! Jeść! Pić!" A tu porozkładane, cały stolik pełen jedzenia i picia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Głupie to uczucie, więc A. chowa, co tam już niepotrzebne. Z jednej strony to bez sensu. A z drugiej strony... co ty byś zrobił? To takie absurdalne, że aż śmieszne. Jak parodia "Ptaków" Hitchcocka u Monty Pythona, jak zbierają się nad facetem gołębie, w wiadomym celu. Tak te dzieci - jak wróble. Ale to może tylko w naszej wyobraźni. Dzieci się tym nie przejmują. Ani tamte, ani nasze. Fru! Każde w swoją stronę.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-50662265348047088062018-03-20T13:28:00.001-07:002018-03-20T13:28:39.849-07:00Skrzydła<p dir="ltr">Dwaj tatusiowie ubierają dzieci po basenie i rozmawiają...<br>
- A wiesz, kupiłem skrzydło.<br>
- Tak? <br>
- No, już sobie polatam, świetne jest. Tylko cicho, bo na razie to tajemnica.<br>
- Ale tamto masz nadal?<br>
- A mam. Może jeszcze się naprawi. Ale kupiłem dokładnie ten sam model i kolor, nie pozna.<br>
- Ha, ha...<br>
- No. Ale jak okazyjnie!<br>
- Że jak niby?<br>
- Bo to trzeba dobrze trafić. Na początku sezonu zwykle ludzie kupują, a się dopiero uczą. Trafią na taką pogodę, że ich wiatr porwie. A to skrzydło to jest jak narowisty koń, nie każdy potrafi pokierować. I już się boją, i sprzedają...<br>
- Serio?<br>
- Właśnie, a za nowy to zapłacisz z trzy i pół tysiąca euro. Kawałek materiału. Ja taki za tysiaka wyhaczyłem. Żona nie wie.</p>
<p dir="ltr">Ja tego słucham, swoje dzieci ubieram, myślę: - Teraz ma dwa skrzydła niebieskie. A żona nie wie... że on anioł.</p>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-39109234597427744482018-03-19T13:18:00.001-07:002018-03-19T13:18:59.925-07:00Pobudka<p dir="ltr">U. budzić się nie lubi, zazwyczaj. Nie lubi, gdy już się obudzi. Jest bardzo niezadowolona, że się obudziła. Natomiast gdy jeszcze śpi, to lubi się obudzić, najlepiej kiedy A. lub ja wniesiemy ją na górę. Na trzecie piętro. Najwięcej to się A. nanosi. Nogi ćwiczy, mimo woli. A nie daj Boże, jak mama do wózka wkłada, a tata wyjmuje. </p>
<p dir="ltr">Zwykle staramy się ograniczyć liczbę decybeli na klatce schodowej. U. się wściekła. Poszedłem po Fi., za rękę go wziąć, niech nie siedzi tam na parterze (bo ja wiem, dlaczego siedzi? Jakiś skobelek w głowie). Otwieram drzwi, tam dziewczynka-potworek. Zamachuje się ręką. Ja odskakuję. <br>
- To niedobrze, U., że chcesz mnie uderzyć. <br>
- Ja chcę cię uderzyć!</p>
<p dir="ltr">- Nie wolno. - Odpowiadam spokojnie, jakby już myśląc z troską o jej ręce, żeby nie uschła, bo się na ojca zamierza. - Muszę cię jakoś powstrzymać. - Odstawiam ją do pokoju. <br>
- Zostaw mnie. Ja chce cię uderzyć! - Zamykam drzwi. I zza tych drzwi już zaraz słyszę:<br>
- Ja chcę się przytulić.<br>
- No jasne! - Otwieram. - Przytulić bardzo chętnie. - Przytulam.<br>
- Czyli jest ci przykro, że już nie śpisz?<br>
- Tak...</p>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-32457161820814757602018-03-14T09:06:00.001-07:002018-03-14T09:15:30.079-07:00Umrzemy<p dir="ltr">A. śpi jeszcze z U. Ja wstałem wcześniej, trochę zmywam. Przyszedł Fi. Rozmawiamy. Sprawdzam jego orientację w naszych koligacjach rodzinnych. Wspomniałem o pradziadku Janku, który umarł, gdy Fi. już był z nami.<br>
- Umarł?<br>
- Tak, umarł i pochowaliśmy go. Mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy.<br>
- Tato, my nigdy nie umrzemy. - Odparł.</p><p dir="ltr">- Tak, nie umrzemy, jeśli tylko będziemy wierzyć Jezusowi. Ale wszyscy, którzy mu nie uwierzą i robią złe rzeczy, umrą.</p><p dir="ltr">
- Ale ja jestem grzeczny, bo daję buziaczki.<br>
- Tak, jesteś grzeczny i zrobiłeś bardzo dużo dobrych rzeczy. Ale robiłeś też złe. Tak jak ja. Każdy. Zasługujemy na karę i Bóg nas tak kocha, że posłał swojego syna - Jezusa, żeby tę karę wziął zamiast ciebie i zamiast mnie. No więc został ukarany, umarł przybity do krzyża, po dwóch nocach powstał z martwych, potem przez czterdzieści dni jeszcze rozmawiał ze swoimi uczniami, z którymi się wcześniej zaprzyjaźnił, potem weszli na szczyt górki, pożegnał się i poleciał do nieba. Potem wróci na tę samą górkę. Jeśli tego nie doczekamy, to też umrzemy, ale tylko nasze ciała. Potem wrócimy na ziemię z Jezusem, żywi i nikt nie będzie nas sądził za złe rzeczy, które robiliśmy. - Filo słuchał uważnie.</p><p dir="ltr">Mogłem mu to opowiedzieć - po prostu w kuchni, pierwszy raz chyba tak, że zrozumiał. Potem przeszedł do kolejnej kwestii:</p><p dir="ltr">- Tato, a skąd się bierze wodę do czajnika?</p>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-49404355880693554642018-03-11T14:54:00.001-07:002018-03-11T14:54:18.817-07:00Najsilniejszy— Eh, eh, tato.<br />
— No, jest ci trudno po tym błocie...<br />
— Tak, chciałbym, żeby się już skończyło.<br />
— A może chcesz do wózka?<br />
— Nie... – Fi. uparcie jedzie hulajnogą. Nawet na utwardzonej drodze jest ciężko. Taki to zwiastun wiosny: roztopy. Ciągnę go za rękę. Jeszcze tydzień temu ciągnąłem tu sanki.<br />
— Widzisz, bo masz małe kółka, one grzęzną w błocie.<br />
— O nie, tato, znów...<br />
Dobrnęliśmy do asfaltu, do pomnika kryptologów od Enigmy - Rejewskiego, Zygalskiego, Różyckiego, potem do skraju lasu i z powrotem. Wreszcie Fi. zasiadł na wózku.<br />
— No, teraz to chyba zaśniesz, jesteś zmęczony, co?<br />
— Tak...<br />
— Ale niezły dziś kawałek pokonałeś. Najpierw Kopa Cwila, teraz przez las...<br />
— Tylko miałem wypadki na tym błocie.<br />
— No ale widzisz: podnosiłeś się, tak? Najsilniejszy to nie jest ten, który się nie przewraca, tylko ten, który się podnosi po wypadku, za każdym razem.<br />
— To ja byłem najlepszy, bo się podnosiłem.<br />
— Tak, ty byłeś najlepszy.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-44828176402194480372018-03-08T08:47:00.000-08:002018-03-08T08:58:21.299-08:00Pełne<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Wykształcenie nie musi być pełne. - Mówili żartownisie z ostatnich ławek. Podobno ostatnia kartka tworzy wspomnienia, podczas gdy pierwsza robi notatki. No więc ja siedziałem w pierwszej i robiłem głównie notatki. Piękne zeszyty, z których jeszcze kilka zachowałem. Te ulubione przedmioty.No i jestem "mgr" - to cieszy, chociaż może faktycznie - nie musiałem. Może lepiej było pracować, byłbym kilka lat "do przodu".</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr">
</div>
<div style="text-align: justify;">
To wszystko jest dyskusyjne. Ale piwo powinno być pełne. Informacje - też. Tak, najlepiej mieć pełen obraz sytuacji. Diabeł tkwi w szczegółach i uwielbia półprawdy. Widać to doskonale na przykładzie ewangelii. W skrócie to jest</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
Jezus = Zbawiciel + Pan</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Wystarczy uciąć jeden element, by wdepnąć w bagno: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. <i>Pan bez Zbawiciela</i> - "podporządkuj się, bądź grzeczny, to pójdziesz do nieba". To kłamstwo jest bardzo powszechne, choć na zdrowy rozum: tego się nie da zrobić. Jest dokładnie odwrotnie: przyjmij zbawienie, a zaczniesz przygodę z życiem wolnym, pełnym pasji i świętym.</div>
<br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
2. <i>Zbawiciel bez Pana</i> - "uwierz w zmartwychwstanie, pójdziesz do nieba, nie musisz nic więcej robić". To drugie kłamstwo, które wielu ograbia z pełnej prawdy. Tacy ludzie pozostają bierni, trwają w przeciętności, siedzą bezczynnie na pustym fundamencie. Tracą to, co najlepsze: nadzieję powrotu Jezusa, kiedy otrzymaliby nagrodę za posłuszeństwo (które zresztą trudne nie jest).</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-59520956838563789192018-03-07T06:49:00.000-08:002018-03-08T08:58:40.408-08:00Okienko<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj rozbawiła mnie i bardzo spodobała mi się reklama:</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
"JEDYNE OKIENKO PRZED KTÓRYM LUBISZ STAĆ</div>
<div style="text-align: center;">
POBIERZ APLIKACJĘ URZĘDU MIASTA"</div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Tyle w tym dewiacji, co prawdy. Każdy posiadacz smartfona lubi stać przed swoim "okienkiem". Niektórzy nawet nie potrafią się od niego oderwać. Nie tylko przed nim stoją, ale też siedzą, leżą, chodzą. Jeśli to porównać do okienka w urzędzie... ha ha!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Liczba <a href="https://www.gov.pl/cyfryzacja/e-uslugi" target="_blank">e-usług publicznych</a> rośnie i Polska szybko nadrabia zaległości, i dogania w tym względzie przodujące kraje Europy. Można być za to wdzięcznym. Tym niemniej myślę, że "okienko żywe" ma tyle przewagi nad "okienkiem smartfona", że... jest żywe. Możesz spotkać się z osobą. Ta pani w okienku pewnie nie załatwi twojej sprawy szybciej niż komputer, ale TY możesz zrobić coś dla tej pani. Zwłaszcza gdy jest dla ciebie niemiła - o! Teraz dopiero zaczyna się misja. Jak to mówił Jezus,</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
kochajcie (okazujcie miłość) waszym nieprzyjaciołom i módlcie się za tych, którzy was prześladują/przeklinają, ...bo jeślibyście kochali tylko tych, którzy was kochają, jakąż macie nagrodę? Czyż i bandyci (celnicy) tego nie czynią?</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Kochani, dla uczniów Jezusa jest dostępna łaska i moc Ducha, by przezwyciężyć złość i być (bardziej niż) miłym dla "wroga" i jest za to NAGRODA!</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-47356244462691537362018-03-06T12:14:00.004-08:002018-03-06T12:14:38.850-08:00Herbata<div style="text-align: justify;">
Nie było humoru. Taki dzień zdarza się czasem. Że nie chce się być z nikim i donikąd to nie zmierza. - Może pójdziemy do lasu? - Proponuję. Jedziemy. Idziemy. Przez las i z powrotem. Dzieci usnęły. Trochę między sobą milczymy. - A wiesz? - Przerywam ciszę. - Przypomina mi się ten moment, który Peter Gladwin opisuje, jak chciał się zabić. Stał na wysokim moście, patrząc w zimną, czarną wodę i wahał się. W końcu coś go powstrzymało. Poszedł do matki, mieszkała nieopodal. Opowiadałem ci to? Okno w bloku świeciło się. Wszedł i przyznał się do wszystkiego. - "Musisz się napić herbaty". - Odparła i poszła nastawić wodę. Ależ mi się to spodobało! To było takie życiowe, takie mamine, takie... po ludzku bezradne, a zarazem... no co można powiedzieć komuś, kto właśnie opowiedział ci o swojej próbie samobójczej i wywalił ciemność z serca? I kiedy ten ktoś jest twoim synem? Albo co można powiedzieć innej bliskiej osobie, gdy jest po prostu smutna? Nie aż tak jak Peter. Ale cóż rzec? Może pójdziemy do lasu? (Potem Peter z mamą zadzwonili do jego nawróconej siostry. Tego wieczoru przyjął Jezusa i wszystko się zmieniło.)</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-79775622776710537672018-03-05T07:51:00.001-08:002018-03-05T08:03:12.400-08:00Równowaga<p dir="ltr">- Ja raz w tygodniu mam taki dzień, że tylko piję wodę z cytryną.<br>
- I nic pani nie je?<br>
- Nie. A wie pan, jak się po tym dobrze czuję?<br>
- No, to taki post, słyszałem, że oczyszcza organizm. <br>
- Właśnie, no a w inne dni staram się jeść co trzy godziny.<br>
- Ja pani gratuluję samodyscypliny. Też bym tak chciał. <br>
- O, bo widzi pan, ja zmierzam do tego, żeby mieć w życiu równowagę...</p>
<p dir="ltr">Uśmiechnąłem się, kiwnąłem głową. Tylko to. I poszedłem, nie chciałem być niegrzeczny. Nie chciałem zachwiać równowagi. Ale gdybym chciał, powtórzyłbym to powiedzonko: kiedy to człowiek może osiągnąć idealną równowagę? - W grobie. Albo: żeby iść do przodu, trzeba przenosić ciężar z nogi na nogę, trzeba się trochę chwiać i się z równowagi wytrącić. Albo ten psalm, rewelacja: "Tylko on jest moją skałą i zbawieniem, moją twierdzą; nie zachwieję się ZA BARDZO" (62:2). A zatem: TROCHĘ się pokiwam, nie ma w tym nic złego. Tylko życie. Piękne, rozchwiane życie.</p>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-5549994967636737162018-03-04T13:31:00.000-08:002018-03-04T13:31:08.471-08:00Nieostrożnie<div style="text-align: justify;">
- Nie trzeba kupować, wystarczy narysować! - Chwali się A. i pokazuje mi pieska. Przerysowany. Ale jak sprawnie, szybko i... dobrze! I wdzięcznie. To już piąty albo szósty. Poprzednie U. poprzecinała. Oczywiście chciała te pieski tylko wyciąć. Szło jej nieźle, naprawdę, jak na trzylatkę - świetnie. I nawet już z dobrym efektem. Ale za każdym razem coś jej się jednak omsknęło i pieska rozrywało na kawałki. Mama musiała rysować kolejne. Przede mną leży już siódmy i ósmy. Narysowane dziś rano. Piesek-córeczka - przez A.; piesek-mama - przeze mnie. Ciekawe, ile czasu dane im będzie wieść swoje papierowe życie? Czy nie skończą znów pod ostrzem nożyczek U.? A ona znów schowa twarz w dłoniach i załka rzewnie, aż się małe plecki zatrzęsą. Ot, ludzka, nieostrożna skłonność do psucia własnego szczęścia.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-11787567592658526762018-03-02T08:59:00.000-08:002018-03-02T08:59:03.000-08:00Piramida<div style="text-align: justify;">
Piramida potrzeb Maslowa - współczesne odkrycie? A ja ją widzę w księdze Liczb (6), w słowach tradycyjnego błogosławieństwa:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. Niech ci <b>błogosławi</b> Pan (Maslow: <i>potrzeby fizjologiczne</i>, czyli to, co w Kazaniu na górze: "nie troszczcie się o to, co będziecie jeść, pić albo w co się będziecie ubierać")</div>
<div style="text-align: justify;">
2. i niech cię <b>strzeże</b>; (<i>potrzeba bezpieczeństwa</i>)</div>
<div style="text-align: justify;">
3. Niech Pan rozjaśni nad tobą swoje oblicze i niech ci będzie <b>łaskawy</b>; (jest to łaska przebaczenia, przeciwieństwo potępienia, które skazywało na "wytracenie" z ludu - w piramidzie Maslowa: <i>potrzeby przynależności/społeczne</i>)</div>
<div style="text-align: justify;">
4. Niech Pan zwróci ku tobie swoje oblicze i niech da ci <b>pokój</b>. (czyli szalom - pokój, pełnia, harmonia, dobrobyt, co odpowiada wyższym <i>potrzebom: szacunku/uznania oraz samorealizacji</i>, które są na szczycie i dopełniają naszej szczęśliwości)</div>
<div style="text-align: justify;">
I będą wzywać mojego imienia nad synami Izraela, a ja im będę błogosławił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wnioskuję prosto (i widzę z doświadczenia), że wszystko, czego mi potrzeba, mogę mieć i mam od mojego Taty - od rzeczy najbardziej podstawowych, jak dach nad głową, po te najwyższe potrzeby duszy i ducha. To jest zaspokojenie, jakiego po ludzku nie można sobie "załatwić". Nie bez przyczyny Jezus mówi: "Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję".</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-88577171458909673652018-03-01T06:04:00.003-08:002018-03-01T23:16:52.680-08:00Natchniony<div style="text-align: justify;">
W końcu i ze mnie zdjęli koc. Odwróciłem się i wszedłem w celownik reflektorów. Wcześniej przygotowałem się do roli. Zdjąłem skarpetki, podwinąłem nogawki, koszulę rozpiąłem prawie do pępka, schowałem okulary, a w ręce miałem długi, brzozowy kijaszek. Zacząłem patrzeć wzrokiem ślepca gdzieś w przestrzeń i bredzić trzy po trzy, co ja widzę, jakie to wizje, jakie sensy ukryte i jawne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Publika zaśmiewała się - znaczy dobrze mi poszło. Wystąpiłem jako ostatni model duchowego przywódcy, "mercedes wśród pastorów", o proroczym obdarowaniu. Niestety, tak jak moi poprzednicy, nie spodobałem się człowiekowi, który chciał nabyć nowego pastora do swojego zboru. Wszystko to zagrane było w kabaretowym stylu, choć ze sceniczną powagą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przypomniałem sobie o tym, bo tak właśnie wielu ludzi wyobraża sobie człowieka natchnionego przez Ducha. Jakiś Gustaw z "Dziadów" albo inny, niemal obłąkany typ, z którym trochę strach usiąść do stołu (jeśli on w ogóle czasem siada). Tymczasem ani wiara, ani natchnienie nie jest oderwane od rozumnego myślenia, przeciwnie! Bóg powiedział o genialnym fachowcu i artyście Besalelu (którego imiennie wezwał, by zbudował Namiot spotkania):</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
napełniłem go duchem Bożym, <b>mądrością</b>, <b>rozumem</b>, <b>poznaniem</b>, wszechstronną zręcznością w rzemiośle (Ex 31)</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Rzeczy duchowe; natchnienie, napełnienie Duchem, zawierają w sobie <b>mądrość </b>(w sensie etycznym, w opozycji do głupiej nieprawości), <b>zrozumienie </b>(głębszy wgląd w złożoność poznawanych rzeczy) oraz <b>wiedzę </b>(uzyskiwaną z logicznego łączenia informacji). Co ciekawe, w kontekście darów Ducha podobne elementy wymienia Apostoł Paweł:</div>
<blockquote class="tr_bq">
<ul>
<li style="text-align: justify;">...różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi. Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę <b>mądrości</b>, drugi ...mowę <b>wiedzy</b>...<b> </b>(1 Kor 12:7-8)</li>
<li style="text-align: justify;">...doszli do pełnego poznania woli jego we wszelkiej <b>mądrości </b>i duchowym <b>zrozumieniu</b>...<b> </b>(Kol 1:9)</li>
<li style="text-align: justify;">...Ojciec chwały, dał wam Ducha <b>mądrości </b>i objawienia ku <b>poznaniu </b>jego, i oświecił oczy serca waszego, abyście <b>wiedzieli</b>, jaka jest nadzieja... (Ef 1:17-18)</li>
</ul>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Porzućmy więc dziecinne, naiwne wyobrażenia o rzeczach duchowych. Są bardziej rzeczywiste i prawdziwe, i zwyczajne, niż nam się zdaje...<br />
<br />
________________________<br />
<span style="font-size: x-small;">Tekst inspirowany audycją "Drzewo Oliwne" odc. 294, Radio Chrześcijanin 02.03 15:45, powt. 05.03 17:00.</span><br />
<div>
<br /></div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-7665122481529476612018-02-28T04:39:00.002-08:002018-02-28T04:39:39.007-08:00Prokurator<div style="text-align: justify;">
Od pewnego czasu śledzę fejsbukowy profil pewnego człowieka, który modli się o chorych i zdaje się nic innego nie robić, jak głosić Chrystusa. Często o tym pisze, dzieli się świadectwem mocy. I po co? Żeby się chwalić? Czy dać przykład i zachęcić innych? Nie wiem. Nie znam jego serca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak widzę, że niektórzy chyba czują się tak pewnie, jakby to serce już na wskroś przejrzeli. Jest bowiem wielu, którzy zarzucają mu wszystko, do czego tylko można się przyczepić. Nie jest to upomnienie. Upomina się braci tak: najpierw na osobności, potem wobec innego świadka, wreszcie (jeśli dotąd nie usłuchał) wobec Kościoła (zgromadzenia wierzących). Ale nie na fejsbuku!<br />
<br />
Parafrazując znane powiedzenie stalinowskiego prokuratora: "Dajcie mi człowieka, a biblijny werset się znajdzie". Każdego da się poniżyć z Biblią w ręku. Mój apel i gorąca prośba: zanim w swojej gorliwości publicznie (lub za plecami) uderzysz kogoś słowem, pomyśl: czy tak właśnie pełnisz wolę Bożą? </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-84481198659513164612018-02-27T01:05:00.002-08:002018-02-28T04:39:18.885-08:00W sercu<div style="text-align: justify;">
Wpłaciłem na zrzutkę, tak zwany dobry cel. Nie zataiłem swojego nazwiska na liście wpłat, choć można to zrobić. Co więcej, napisałem na fejsbuku o zrzutce, z dopiskiem "wspieram/polecam". Jednocześnie miałem w pamięci jezusowe pouczenie: "Kiedy dajesz..., nie trąb przed sobą, jak obłudnicy..., aby ich ludzie chwalili". A ja? Trąbiłem. Ale nie, żeby się pochwalić, raczej żeby zachęcić, pociągnąć swoim przykładem. W takich przypadkach sprawdzam swoje serce. Reszta jest nieistotna.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-48138556244917903392018-02-26T13:23:00.001-08:002018-02-26T13:23:24.485-08:00NiezapominanieW drodze powrotnej poszliśmy na lody.<div>
- Ja chcę jeszcze loda. - Powiedział Fi., przełykając ostatni, schrupany kawałek pustego wafelka. </div>
<div>
- A może kupimy już nie gałki, tylko pudełko w sklepie i zjemy w domu? - Proponuję.</div>
<div>
- No, trzeba by kupić też mąkę. - Dodaje A.</div>
<div>
- To ty pójdź po mąkę i lody, a ja tu jeszcze chwilę posiedzę z dziećmi, a potem wsiądziemy do samochodu i będziemy czekać na ciebie przed wyjściem.</div>
<div>
- Tak? Nawet chciałam to zaproponować, ale byłam pewna, że nie pójdziesz na to...</div>
<div>
- Nie, czemu...</div>
<div>
Po drodze jeszcze zaliczamy dwie rundki na schodach ruchomych. W końcu ja, U. i Fi. wsiadamy do auta.</div>
<div>
- A gdzie mama? - U. się reflektuje. </div>
<div>
- No, przecież mówiłem, poszła po mąkę i lody do sklepu, zaraz ją zgarniemy.</div>
<div>
- Ja chcę lody czekoladowe. - Woła Fi.</div>
<div>
- Dobra, mogą być czekoladowe. - Zgadza się U.</div>
<div>
- No, można mamę poprosić, zobaczymy, czy nie jest za późno. - Bąkam pod nosem, wybierając numer telefonu do A.</div>
<div>
Jest za późno. A. już przy kasie. Lody są pistacjowe. Czekoladowych zresztą nie było.</div>
<div>
- Ale ja chcę czekoladowe. - Fi. jęczy i jęczy, aż do domu, aż go wnosić trzeba, bo się złośliwie bezwładny zrobił, glutowaty. Mnie już się cierpliwość skończyła i nerw bierze. Już się wyćwiczyłem, że jestem delikatny. Nawet jak zły i groźny. Fi. jęczy i jęczy. Ściągam z niego buty, kombinezon, kurtkę, czapkę, zanoszę i odkładam na łóżko, jak się odkłada zepsuty sprzęt.</div>
<div>
- Filu, szczerze mówiąc, to jesteś rozkapryszony. Nikt nie mówił i nie obiecywał, że będą czekoladowe. A tamte w wafelku, truskawkowe, które jadłeś z zadowoleniem? Jeszcze o nich pamiętasz, czy już zapomniałeś? Lepiej pamiętać dobre, czy zapomnieć? - Nie czekam na odpowiedź. Wychodzę i zamykam za sobą drzwi. Zamykam, ale nie trzaskam, już się wyćwiczyłem - w tych złościach. A we wdzięczności i w niezapominaniu dobrego?</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1776849103455278232.post-22822911299110331912018-02-25T13:32:00.000-08:002018-02-26T13:32:24.403-08:00Zło-rzeczy<div style="text-align: justify;">
- A co ciebie denerwuje? - Pyta Ł. po kolei wszystkich. Teraz przyszła kolej na mnie. Właśnie omawialiśmy na grupie domowej list do Rzymian, kawałek z dwunastego rozdziału.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mnie? Mnie okropnie wkurzają kierowcy autobusów. Mało kto potrafi mnie tak zezłościć, jak kierowcy autobusiarze, którzy wiozą ludzi jak kartofle. Ja, wioząc dwójkę dzieci, potrafię osobowym samochodem jechać delikatniej niż ci wariaci, którzy mają na sumieniu sto osób - rzucają ludzi po rurach, oknach i ścianach jakby to były tyczki. No, mnie wtedy szewska pasja ogarnia. To jest wtedy dla mnie prawdziwe wyzwanie: jak błogosławić tym, którzy mnie prześladują? Czyli dobrze mówić o nich, a nie złorzeczyć. Och, wtedy to jest dla mnie największy test! Zresztą: nie złorzeczyć - to jeszcze nie jest tak trudno. Ale błogosławić? Dobrze o nich mówić? To już przez gardło przechodzi ciężko. A jednak Duch w nas urabia takie usposobienie, że taka rzecz niemożliwa staje się możliwa.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08320495085027710112noreply@blogger.com0