sobota, 31 marca 2018

Bounty

No bo myłem kibel. I zmieniłem kontakt, przykleiłem front szuflady i nasmarowałem zawiasy drzwi. A dzieciom powtarzałem:
- Jak chcecie wyjść na dwór, to...
- Chcemy!
- To ubierzcie się, włóżcie buty...
Nie włożyli. Czas przeciekał przez palce. W sobotę zawsze daję czasowi swobodnie przeciekać.
- Jasiu, ale musisz ich zapędzić. - A. instruuje. - Ula sama się nie zapędzi. Filo pewnie też, chociaż umie.
- To i cóż. - Wzruszam ramionami. 
Jednak w końcu ich zapędziłem. Zadowoleni włożyli nowe płaszcze od deszczu, nawet parasole do tego, choć deszcz już ustał.
- To dokąd?
- No, tu.
Idziemy. Lubię pytać: "dokąd?", bo raz, że samo słowo ładne. Zamiast pytać prosto i brzydko: "gdzie idziesz?" dzieci moje będą mnie naśladować i pytać: "dokąd idziesz?". Tak sobie myślę. A dwa, że zazwyczaj jest to ciekawa przygoda - nawet dla mnie, a co dopiero dla nich, gdy mogą pójść, gdzie sami zdecydują. 
Naszym celem okazał się... monopolowy przy Centrum Onkologii. Osiem przystanków autobusem spod domu. Autobus też wymyślili. Głupio, że do monopolowego z dziećmi, ale tylko to jest o tej porze otwarte. A dotarcie do kresu naszej podróży trzeba jakoś uczcić. No, nie winem przecież. Przede mną starsza pani nie może się zdecydować, które whisky. Potem facet zaopatruje swoje świąteczne oikos w zwyczajną połówkę i dopytuje dla uspokojenia, czy jutro też otwarte. Kolej na mnie. Szyba mnie oddziela od kasy. Jak w starej aptece. Zawsze mnie to konfuduje. Nie wiem, czy mam mówić przez szybę, czy do tej dziury się schylać. A schylania ja mam sporo, taka moja uroda. Stoi szklana bilonownica. Składałem kiedyś takie, wujek kumpla miał agencję reklamową. Dostałem osiem dych za dzień, jakoś tak. Jest i terminal.
- A będę mógł zapłacić kartą za taką drobnostkę jak batonik?
- No pewnie.
Bo kartę mam. Poza tym trzy piłeczki, saszetkę ze spajdermenem, dwie parasolki i kij. Płacę, wychodzimy, siadamy na przystanku, rozrywam Bounty'ego. Ta nazwa - wśród szarych betonów powiało egzotyką, Pacyfik!
- Mogę zjeść kawałek od Uli i kawałek od Fila? - Stawiam to pytanie chyba jako ultimatum. 
- Tak, ale tylko malutki. - Odpowiadają prawie chórem. 
- Zgoda, malutki. - Odgryzam swoją dolę.
Autobusem, metrem (znów decydują dzieci), na piechotę, na barana. U. wymyśliła, że słupek na peronie z tabliczką dla niewidomych to jej pies. Podbiega z czułością i nabija sobie guza. Płacz ukojony. Jakoś w końcu dochodzimy do domu. Chyba zaraz zapalą latarnie. 
- To jak ta wyprawa dzisiaj, było fajnie? - Mówię do pleców dzieci, które brną właśnie w kaloszach przez najfajniejszą kałużę na podwórku. Nie lubię pytać: "fajnie?", nie lubię tego słowa, bo to nic nie znaczy. Ale bez tego słowa trudno się czasem obyć.
- Tak, tato. No pewnie. 

piątek, 30 marca 2018

Zamyślony

- Filu, mama zdjęła ci spodnie, bo nie chciałeś sam się przebierać i nic nie odpowiadałeś na kolejne prośby.
- Ale ja chcę teraz te spodnie założyć.
- Chcesz je założyć i zdjąć?
- Tak.
- Ok, zrób to.
- Ale nie, to mama ma mi założyć.
- Czyli chcesz wszystko cofnąć?
- Tak. 
- No to przykro mi, ale już nikt tych spodni ci nie założy.
- Eh, ej!
- Spokojnie, nie jestem zły na ciebie. Mama też nie. Po prostu odmówiłem ci.
- Nie, nie możesz. Nie możecie.
- Możemy.
- Ej, no…
Zapada chwila milczenia, w której wyczuwa się napięcie, złość.
- Ty masz żal, że tak się stało? – Znów dopytuję.
- Tak.
- Bo chciałeś pokazać, że sam się ładnie i grzecznie przebierasz?
- No, tak.
- Tylko się zamyśliłeś i dlatego nie odpowiadałeś mamie, i nie zdążyłeś?
- No właśnie, bo się zamyśliłem… - Zgodził się Fi., a ja… zamyśliłem się.

czwartek, 29 marca 2018

Namiętności

- Lepiej mu nie mów nic. Nie zakazuj.
- Dlaczego?
- Bo jeszcze nic złego nie zrobił.
- Ale może zrobić. Zrobi na pewno.
- A co, jeśli nie?
- To co proponujesz?
- No, nic nie mów. Może nic się nie stanie. A jak zabronisz...
- To co?
- No to właśnie podsuniesz mu "świetny pomysł".
- No nie wiem...

Brzmi znajomo? Właśnie wtedy kusi najbardziej, gdy jest zabronione. Jest tak od zawsze, od początku. Od Adama i Ewy - aż do mnie i do ciebie. Mam taką teorię, że zakazany owoc w raju był całkiem zwyczajnym owocem. Żadnego czary-mary. Nie było nawet płotka. Drzewo poznania dobra i zła różniło się tylko tym od innych drzew, że Bóg zabronił z niego jeść. Strasznie to śmieszne i tragiczne. 

Dzisiaj przeczytałem rewelacyjny werset, pomyślałem: hit! Słowa Pawła: "grzeszne namiętności rozbudzone przez zakon" (Rz 7:5). Zaraz, PRZEZ CO?! Przez zakon? Czyli prawo? A ja myślałem, że to się rozbudza przez jakieś sprośne myśli, czy co... Nie. Przez zakon. Wniosek prosty: nie myśl za dużo o tym, czego nie wolno. Rozejrzyj się po całej reszcie raju, jak wiele ci WOLNO! Takie namiętności!

środa, 28 marca 2018

Łagodne

Koleżanka zdenerwowała się na córkę.
- Muszę ochłonąć po rozmowie z nią. - Mówi i odkłada telefon.
- Ochłonięcie dużo daje. - Oceniam. Niezbyt głęboka ta refleksja, ale jakaś... Czasem lepiej coś powiedzieć niż nie powiedzieć.
- No jak można się nie denerwować?! - Pyta z wyrzutem. Nie do mnie, ale gdzieś - wyrzut w przestrzeń bezimienną. Bo nikogo prócz mnie tutaj nie ma. Dojadam zupę. W odpowiedzi staram się nie powiedzieć nic głupiego. Uśmiecham się delikatnie. Czasem to lepiej: uśmiechnąć się. A czasem lepiej smucić, jak ktoś obok się załamał. A czasem... trudno ocenić, co lepiej.
- Wiem, rozumiem cię. Czasem bywa ciężko z tymi nerwami, ze złością.
- I dzwoni specjalnie teraz, kiedy myśli, że nie mam czasu się zastanowić. I że na wszystko pozwolę. - Wraca myślami i opowiada mi całą sytuację. - I jeszcze płacze mi do słuchawki. - Z każdym słowem jakby schodziło ciśnienie. A ja wszystko rozumiem, słucham. Tylko... w końcu nie powiedziałem najważniejszego: mi pomaga Duch Święty. Polecam. Trzeba się nawrócić. Po ludzku to trudno tak: nie wyżywać się na drugim, zwłaszcza tym najbliższym. Zwłaszcza, kiedy się ma rację. A w Duchu się wyrabia to łagodne usposobienie. Może powoli, nie z dnia na dzień, ale jednak...

wtorek, 27 marca 2018

Uniżenie

Ćwiczę, gram na perkusji. W mieszkaniu w bloku jest to ryzykowne. Co prawda zestaw nie jest akustyczny (tego sąsiedzi chyba by nie wytrzymali). Ale nawet ten elektroniczny słychać. Łup, łup. Niesie się po domu, zwłaszcza pedały - hi-hat i centrala. Do tej pory specjalnie się nie uskarżali. Pilnuję się zresztą: nie za późno, nie za długo. Zresztą, czy da się długo, przy dwójce dzieci, gdy masz inną pracę?

I kończę już, kończę. Jeszcze minutka. Wtedy sąsiad zaczyna nawalać w kaloryfer, ale jak! Wziął chyba jakiś młotek, nawala z minutę bez przerwy. No nie! To tak się sprawy załatwia? Raczej powinien przyjść, jak normalny... sąsiad. Niech sobie nawet ma pretensje, ale niech przyjdzie, a nie tak... Najłatwiej to wziąć młotek albo klucz francuski i napieprzać, za przeproszeniem. Zły jestem. I zdziwiony. Ale myślę: no dobra, chyba pójdę.

Otwieram niepewnie drzwi na klatkę, schodzę. Ale myślę: - Kurka wodna, to nie ja powinienem tam iść. A może ja? Może. Ale on nie powinien tak nawalać. Puk, puk! Otwiera pani sąsiadka akurat, uśmiecha się. - "No tak, no słychać, trochę przeszkadza, ale jak pan musi..." - Tak mówi, ale bardzo sympatyczna mimo wszystko. - "A to państwo stukali w kaloryfer?" - Pytam niepewnie. "Stukali"? Ciśnie się na usta gorsze słowo, ale przecież wstyd pomyśleć, a co dopiero mówić.

- "A nie, to nie my, ja się nawet zdziwiłam..." - Zaprzecza sąsiadka. Ja w zamian obiecuję, że będę krótko i w miarę możliwości jeszcze wcześniej, jak wracam z pracy, ale bardzo mi zależy na tym ćwiczeniu... - "Dobranoc!" - Idę na górę. Myślę: a więc to pewnie z dołu. Dwa piętra pode mną tak się oburzył. Uf, już mam na dzisiaj dosyć tego. Dość uniżania się - wystarczy jedno piętro w dół. A uniżać się dwa piętra? Może kiedy indziej. Może trochę do tego dorośnie moja wiara.

poniedziałek, 26 marca 2018

Marzenia

- Dzisiaj pytałam dzieci o marzenia.
- Tak? I co?
- Ula powiedziała, że chciałaby być księżniczką i psem.
- No, tego mogłem się domyślać. A Filo?
- Filo, że sportowcem, poza tym kosmonautą w rakiecie, no i maszynistą w pociągu.
- A... To dobrze, bo myślę, że to wszystko da się jakoś połączyć. Ula zostanie psią księżniczką, a Filo bobsleistą.

piątek, 23 marca 2018

Świeckie

Podnoszą się znów głosy błagające o "państwo świeckie". Będę przekonywał, że to fikcja. Ludzie życzą sobie fikcji. "Państwo świeckie" nie pojawi się nigdy. Dlaczego?

Świeckość (sekularyzm) zakłada, że wszystkie wartości, wpływające na kształt państwa, są w polityce dopuszczalne, z wyjątkiem wartości otwarcie i wprost wyciągniętych z religii.

A zatem świeckiemu państwu nie wystarczy, że znikną wszelkie powiązania instytucji kościelnych z władzą (czego osobiście pragnę, bo NIE przymus państwowy rozprzestrzenia Królestwo Boże na ziemi).

Żeby zaistniało świeckie państwo, trzeba odsunąć od władzy wszystkich ludzi, którzy chcą ustalać prawo zgodnie z rozumną wykładnią wartości chrześcijańskich (lub innych religii). Mam nadzieję, że to się nigdy nie stanie.

W pewnym sensie zawsze będziemy mieć "państwo wyznaniowe", czyli państwo prawa, które to prawo jest wyrazem wartości wyznawanych przez demokratycznego suwerena - naród.

środa, 21 marca 2018

Wróble

W ogóle dobrze, że zrobili tę wystawę Lego, bo teraz, kiedy mijamy stadion, Fi. mówi: "stadion"! A nie, jak wcześniej: "pociągi"! Bo tylko z pociągami kojarzył mu się Narodowy. Teraz doszła druga rzecz. Zanim pociągi, czyli makieta kolejowa wróci, Lego musi się zebrać, bo to jest ten sam lokal. Dzieci zaliczyły więc Lego po raz drugi, tym razem z A. 

Żona moja, w przeciwieństwie do mnie, myśli o jedzeniu, zwłaszcza o jedzeniu dzieci. Zatem rozsądnie postanowiła: najeść, napić, wysikać, a dopiero potem na Lego. Usadowili się przed wejściem wokół stolika, wyjęli kanapki, owoce, naleśniki, herbatę. Konsumują. Spokój. Ostatnia wycieczka szkolna właśnie z wystawy wyszła pięć minut temu. To sprytnie: A. wybrała dobry czas.

Aż nagle wtarabania się jakaś grupa przedszkolaków. Może stadion będą zwiedzać, czort wie. Jak wróble obsiadają wszystkie krzesełka i stoliki. Introwertyczna z natury A. już jest w niepokoju. Ale to jeszcze nie najgorsze. Bo zaraz te dzieci wokół krzyczą: - "Ja chcę jeść! Ja chcę pić! Jeść! Pić!" A tu porozkładane, cały stolik pełen jedzenia i picia.

Głupie to uczucie, więc A. chowa, co tam już niepotrzebne. Z jednej strony to bez sensu. A z drugiej strony... co ty byś zrobił? To takie absurdalne, że aż śmieszne. Jak parodia "Ptaków" Hitchcocka u Monty Pythona, jak zbierają się nad facetem gołębie, w wiadomym celu. Tak te dzieci - jak wróble. Ale to może tylko w naszej wyobraźni. Dzieci się tym nie przejmują. Ani tamte, ani nasze. Fru! Każde w swoją stronę.

wtorek, 20 marca 2018

Skrzydła

Dwaj tatusiowie ubierają dzieci po basenie i rozmawiają...
- A wiesz, kupiłem skrzydło.
- Tak?
- No, już sobie polatam, świetne jest. Tylko cicho, bo na razie to tajemnica.
- Ale tamto masz nadal?
- A mam. Może jeszcze się naprawi. Ale kupiłem dokładnie ten sam model i kolor, nie pozna.
- Ha, ha...
- No. Ale jak okazyjnie!
- Że jak niby?
- Bo to trzeba dobrze trafić. Na początku sezonu zwykle ludzie kupują, a się dopiero uczą. Trafią na taką pogodę, że ich wiatr porwie. A to skrzydło to jest jak narowisty koń, nie każdy potrafi pokierować. I już się boją, i sprzedają...
- Serio?
- Właśnie, a za nowy to zapłacisz z trzy i pół tysiąca euro. Kawałek materiału. Ja taki za tysiaka wyhaczyłem. Żona nie wie.

Ja tego słucham, swoje dzieci ubieram, myślę: - Teraz ma dwa skrzydła niebieskie. A żona nie wie... że on anioł.

poniedziałek, 19 marca 2018

Pobudka

U. budzić się nie lubi, zazwyczaj. Nie lubi, gdy już się obudzi. Jest bardzo niezadowolona, że się obudziła. Natomiast gdy jeszcze śpi, to lubi się obudzić, najlepiej kiedy A. lub ja wniesiemy ją na górę. Na trzecie piętro. Najwięcej to się A. nanosi. Nogi ćwiczy, mimo woli. A nie daj Boże, jak mama do wózka wkłada, a tata wyjmuje.

Zwykle staramy się ograniczyć liczbę decybeli na klatce schodowej. U. się wściekła. Poszedłem po Fi., za rękę go wziąć, niech nie siedzi tam na parterze (bo ja wiem, dlaczego siedzi? Jakiś skobelek w głowie). Otwieram drzwi, tam dziewczynka-potworek. Zamachuje się ręką. Ja odskakuję.
- To niedobrze, U., że chcesz mnie uderzyć.
- Ja chcę cię uderzyć!

- Nie wolno. - Odpowiadam spokojnie, jakby już myśląc z troską o jej ręce, żeby nie uschła, bo się na ojca zamierza. - Muszę cię jakoś powstrzymać. - Odstawiam ją do pokoju.
- Zostaw mnie. Ja chce cię uderzyć! - Zamykam drzwi. I zza tych drzwi już zaraz słyszę:
- Ja chcę się przytulić.
- No jasne! - Otwieram. - Przytulić bardzo chętnie. - Przytulam.
- Czyli jest ci przykro, że już nie śpisz?
- Tak...

środa, 14 marca 2018

Umrzemy

A. śpi jeszcze z U. Ja wstałem wcześniej, trochę zmywam. Przyszedł Fi. Rozmawiamy. Sprawdzam jego orientację w naszych koligacjach rodzinnych. Wspomniałem o pradziadku Janku, który umarł, gdy Fi. już był z nami.
- Umarł?
- Tak, umarł i pochowaliśmy go. Mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Tato, my nigdy nie umrzemy. - Odparł.

- Tak, nie umrzemy, jeśli tylko będziemy wierzyć Jezusowi. Ale wszyscy, którzy mu nie uwierzą i robią złe rzeczy, umrą.

- Ale ja jestem grzeczny, bo daję buziaczki.
- Tak, jesteś grzeczny i zrobiłeś bardzo dużo dobrych rzeczy. Ale robiłeś też złe. Tak jak ja. Każdy. Zasługujemy na karę i Bóg nas tak kocha, że posłał swojego syna - Jezusa, żeby tę karę wziął zamiast ciebie i zamiast mnie. No więc został ukarany, umarł przybity do krzyża, po dwóch nocach powstał z martwych, potem przez czterdzieści dni jeszcze rozmawiał ze swoimi uczniami, z którymi się wcześniej zaprzyjaźnił, potem weszli na szczyt górki, pożegnał się i poleciał do nieba. Potem wróci na tę samą górkę. Jeśli tego nie doczekamy, to też umrzemy, ale tylko nasze ciała. Potem wrócimy na ziemię z Jezusem, żywi i nikt nie będzie nas sądził za złe rzeczy, które robiliśmy. - Filo słuchał uważnie.

Mogłem mu to opowiedzieć - po prostu w kuchni, pierwszy raz chyba tak, że zrozumiał. Potem przeszedł do kolejnej kwestii:

- Tato, a skąd się bierze wodę do czajnika?

niedziela, 11 marca 2018

Najsilniejszy

— Eh, eh, tato.
— No, jest ci trudno po tym błocie...
— Tak, chciałbym, żeby się już skończyło.
— A może chcesz do wózka?
— Nie... – Fi. uparcie jedzie hulajnogą. Nawet na utwardzonej drodze jest ciężko. Taki to zwiastun wiosny: roztopy. Ciągnę go za rękę. Jeszcze tydzień temu ciągnąłem tu sanki.
— Widzisz, bo masz małe kółka, one grzęzną w błocie.
— O nie, tato, znów...
Dobrnęliśmy do asfaltu, do pomnika kryptologów od Enigmy - Rejewskiego, Zygalskiego, Różyckiego, potem do skraju lasu i z powrotem. Wreszcie Fi. zasiadł na wózku.
— No, teraz to chyba zaśniesz, jesteś zmęczony, co?
— Tak...
— Ale niezły dziś kawałek pokonałeś. Najpierw Kopa Cwila, teraz przez las...
— Tylko miałem wypadki na tym błocie.
— No ale widzisz: podnosiłeś się, tak? Najsilniejszy to nie jest ten, który się nie przewraca, tylko ten, który się podnosi po wypadku, za każdym razem.
— To ja byłem najlepszy, bo się podnosiłem.
— Tak, ty byłeś najlepszy.

czwartek, 8 marca 2018

Pełne

Wykształcenie nie musi być pełne. - Mówili żartownisie z ostatnich ławek. Podobno ostatnia kartka tworzy wspomnienia, podczas gdy pierwsza robi notatki. No więc ja siedziałem w pierwszej i robiłem głównie notatki. Piękne zeszyty, z których jeszcze kilka zachowałem. Te ulubione przedmioty.No i jestem "mgr" - to cieszy, chociaż może faktycznie - nie musiałem. Może lepiej było pracować, byłbym kilka lat "do przodu".

To wszystko jest dyskusyjne. Ale piwo powinno być pełne. Informacje - też. Tak, najlepiej mieć pełen obraz sytuacji. Diabeł tkwi w szczegółach i uwielbia półprawdy. Widać to doskonale na przykładzie ewangelii. W skrócie to jest
Jezus = Zbawiciel + Pan
Wystarczy uciąć jeden element, by wdepnąć w bagno: 

1. Pan bez Zbawiciela - "podporządkuj się, bądź grzeczny, to pójdziesz do nieba". To kłamstwo jest bardzo powszechne, choć na zdrowy rozum: tego się nie da zrobić. Jest dokładnie odwrotnie: przyjmij zbawienie, a zaczniesz przygodę z życiem wolnym, pełnym pasji i świętym.

2. Zbawiciel bez Pana - "uwierz w zmartwychwstanie, pójdziesz do nieba, nie musisz nic więcej robić". To drugie kłamstwo, które wielu ograbia z pełnej prawdy. Tacy ludzie pozostają bierni, trwają w przeciętności, siedzą bezczynnie na pustym fundamencie. Tracą to, co najlepsze: nadzieję powrotu Jezusa, kiedy otrzymaliby nagrodę za posłuszeństwo (które zresztą trudne nie jest).

środa, 7 marca 2018

Okienko

Dzisiaj rozbawiła mnie i bardzo spodobała mi się reklama:
"JEDYNE OKIENKO PRZED KTÓRYM LUBISZ STAĆ
POBIERZ APLIKACJĘ URZĘDU MIASTA"
Tyle w tym dewiacji, co prawdy. Każdy posiadacz smartfona lubi stać przed swoim "okienkiem". Niektórzy nawet nie potrafią się od niego oderwać. Nie tylko przed nim stoją, ale też siedzą, leżą, chodzą. Jeśli to porównać do okienka w urzędzie... ha ha!

Liczba e-usług publicznych rośnie i Polska szybko nadrabia zaległości, i dogania w tym względzie przodujące kraje Europy. Można być za to wdzięcznym. Tym niemniej myślę, że "okienko żywe" ma tyle przewagi nad "okienkiem smartfona", że... jest żywe. Możesz spotkać się z osobą. Ta pani w okienku pewnie nie załatwi twojej sprawy szybciej niż komputer, ale TY możesz zrobić coś dla tej pani. Zwłaszcza gdy jest dla ciebie niemiła - o! Teraz dopiero zaczyna się misja. Jak to mówił Jezus,
kochajcie (okazujcie miłość) waszym nieprzyjaciołom i módlcie się za tych, którzy was prześladują/przeklinają, ...bo jeślibyście kochali tylko tych, którzy was kochają, jakąż macie nagrodę? Czyż i bandyci (celnicy) tego nie czynią?
Kochani, dla uczniów Jezusa jest dostępna łaska i moc Ducha, by przezwyciężyć złość i być (bardziej niż) miłym dla "wroga" i jest za to NAGRODA!

wtorek, 6 marca 2018

Herbata

Nie było humoru. Taki dzień zdarza się czasem. Że nie chce się być z nikim i donikąd to nie zmierza. - Może pójdziemy do lasu? - Proponuję. Jedziemy. Idziemy. Przez las i z powrotem. Dzieci usnęły. Trochę między sobą milczymy. - A wiesz? - Przerywam ciszę. - Przypomina mi się ten moment, który Peter Gladwin opisuje, jak chciał się zabić. Stał na wysokim moście, patrząc w zimną, czarną wodę i wahał się. W końcu coś go powstrzymało. Poszedł do matki, mieszkała nieopodal. Opowiadałem ci to? Okno w bloku świeciło się. Wszedł i przyznał się do wszystkiego. - "Musisz się napić herbaty". - Odparła i poszła nastawić wodę. Ależ mi się to spodobało! To było takie życiowe, takie mamine, takie... po ludzku bezradne, a zarazem... no co można powiedzieć komuś, kto właśnie opowiedział ci o swojej próbie samobójczej i wywalił ciemność z serca? I kiedy ten ktoś jest twoim synem? Albo co można powiedzieć innej bliskiej osobie, gdy jest po prostu smutna? Nie aż tak jak Peter. Ale cóż rzec? Może pójdziemy do lasu? (Potem Peter z mamą zadzwonili do jego nawróconej siostry. Tego wieczoru przyjął Jezusa i wszystko się zmieniło.)

poniedziałek, 5 marca 2018

Równowaga

- Ja raz w tygodniu mam taki dzień, że tylko piję wodę z cytryną.
- I nic pani nie je?
- Nie. A wie pan, jak się po tym dobrze czuję?
- No, to taki post, słyszałem, że oczyszcza organizm.
- Właśnie, no a w inne dni staram się jeść co trzy godziny.
- Ja pani gratuluję samodyscypliny. Też bym tak chciał.
- O, bo widzi pan, ja zmierzam do tego, żeby mieć w życiu równowagę...

Uśmiechnąłem się, kiwnąłem głową. Tylko to. I poszedłem, nie chciałem być niegrzeczny. Nie chciałem zachwiać równowagi. Ale gdybym chciał, powtórzyłbym to powiedzonko: kiedy to człowiek może osiągnąć idealną równowagę? - W grobie. Albo: żeby iść do przodu, trzeba przenosić ciężar z nogi na nogę, trzeba się trochę chwiać i się z równowagi wytrącić. Albo ten psalm, rewelacja: "Tylko on jest moją skałą i zbawieniem, moją twierdzą; nie zachwieję się ZA BARDZO" (62:2). A zatem: TROCHĘ się pokiwam, nie ma w tym nic złego. Tylko życie. Piękne, rozchwiane życie.

niedziela, 4 marca 2018

Nieostrożnie

- Nie trzeba kupować, wystarczy narysować! - Chwali się A. i pokazuje mi pieska. Przerysowany. Ale jak sprawnie, szybko i... dobrze! I wdzięcznie. To już piąty albo szósty. Poprzednie U. poprzecinała. Oczywiście chciała te pieski tylko wyciąć. Szło jej nieźle, naprawdę, jak na trzylatkę - świetnie. I nawet już z dobrym efektem. Ale za każdym razem coś jej się jednak omsknęło i pieska rozrywało na kawałki. Mama musiała rysować kolejne. Przede mną leży już siódmy i ósmy. Narysowane dziś rano. Piesek-córeczka - przez A.; piesek-mama - przeze mnie. Ciekawe, ile czasu dane im będzie wieść swoje papierowe życie? Czy nie skończą znów pod ostrzem nożyczek U.? A ona znów schowa twarz w dłoniach i załka rzewnie, aż się małe plecki zatrzęsą. Ot, ludzka, nieostrożna skłonność do psucia własnego szczęścia.

piątek, 2 marca 2018

Piramida

Piramida potrzeb Maslowa - współczesne odkrycie? A ja ją widzę w księdze Liczb (6), w słowach tradycyjnego błogosławieństwa:

1. Niech ci błogosławi Pan (Maslow: potrzeby fizjologiczne, czyli to, co w Kazaniu na górze: "nie troszczcie się o to, co będziecie jeść, pić albo w co się będziecie ubierać")
2. i niech cię strzeże; (potrzeba bezpieczeństwa)
3. Niech Pan rozjaśni nad tobą swoje oblicze i niech ci będzie łaskawy; (jest to łaska przebaczenia, przeciwieństwo potępienia, które skazywało na "wytracenie" z ludu - w piramidzie Maslowa: potrzeby przynależności/społeczne)
4. Niech Pan zwróci ku tobie swoje oblicze i niech da ci pokój. (czyli szalom - pokój, pełnia, harmonia, dobrobyt, co odpowiada wyższym potrzebom: szacunku/uznania oraz samorealizacji, które są na szczycie i dopełniają naszej szczęśliwości)
I będą wzywać mojego imienia nad synami Izraela, a ja im będę błogosławił.

Wnioskuję prosto (i widzę z doświadczenia), że wszystko, czego mi potrzeba, mogę mieć i mam od mojego Taty - od rzeczy najbardziej podstawowych, jak dach nad głową, po te najwyższe potrzeby duszy i ducha. To jest zaspokojenie, jakiego po ludzku nie można sobie "załatwić". Nie bez przyczyny Jezus mówi: "Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję".

czwartek, 1 marca 2018

Natchniony

W końcu i ze mnie zdjęli koc. Odwróciłem się i wszedłem w celownik reflektorów. Wcześniej przygotowałem się do roli. Zdjąłem skarpetki, podwinąłem nogawki, koszulę rozpiąłem prawie do pępka, schowałem okulary, a w ręce miałem długi, brzozowy kijaszek. Zacząłem patrzeć wzrokiem ślepca gdzieś w przestrzeń i bredzić trzy po trzy, co ja widzę, jakie to wizje, jakie sensy ukryte i jawne.

Publika zaśmiewała się - znaczy dobrze mi poszło. Wystąpiłem jako ostatni model duchowego przywódcy, "mercedes wśród pastorów", o proroczym obdarowaniu. Niestety, tak jak moi poprzednicy, nie spodobałem się człowiekowi, który chciał nabyć nowego pastora do swojego zboru. Wszystko to zagrane było w kabaretowym stylu, choć ze sceniczną powagą.

Przypomniałem sobie o tym, bo tak właśnie wielu ludzi wyobraża sobie człowieka natchnionego przez Ducha. Jakiś Gustaw z "Dziadów" albo inny, niemal obłąkany typ, z którym trochę strach usiąść do stołu (jeśli on w ogóle czasem siada). Tymczasem ani wiara, ani natchnienie nie jest oderwane od rozumnego myślenia, przeciwnie! Bóg powiedział o genialnym fachowcu i artyście Besalelu (którego imiennie wezwał, by zbudował Namiot spotkania):
napełniłem go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem, wszechstronną zręcznością w rzemiośle (Ex 31)
Rzeczy duchowe; natchnienie, napełnienie Duchem, zawierają w sobie mądrość (w sensie etycznym, w opozycji do głupiej nieprawości), zrozumienie (głębszy wgląd w złożoność poznawanych rzeczy) oraz wiedzę (uzyskiwaną z logicznego łączenia informacji). Co ciekawe, w kontekście darów Ducha podobne elementy wymienia Apostoł Paweł:
  • ...różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi. Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę mądrości, drugi ...mowę wiedzy... (1 Kor 12:7-8)
  • ...doszli do pełnego poznania woli jego we wszelkiej mądrości i duchowym zrozumieniu... (Kol 1:9)
  • ...Ojciec chwały, dał wam Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego, i oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja... (Ef 1:17-18)
Porzućmy więc dziecinne, naiwne wyobrażenia o rzeczach duchowych. Są bardziej rzeczywiste i prawdziwe, i zwyczajne, niż nam się zdaje...

________________________
Tekst inspirowany audycją "Drzewo Oliwne" odc. 294, Radio Chrześcijanin 02.03 15:45, powt. 05.03 17:00.