piątek, 9 czerwca 2017

Ważny

- Tato, chcę soku. - Prosi Fi.
- Nie ma soku. Ale możemy pójść albo pojechać do sklepu.
- Ale tato... - Już się niepokoi i dąsa.
- No, możesz się denerwować, ale soku nie ma. Idziemy.
- Taatooo...
- To co, idziemy? Chcesz iść, czy pojechać na foteliku, na przyczepce, czy na hulajnodze?
- Na hulajnodze.
- No to wkładaj spodnie. - No i pojechaliśmy. U. też - w rowerowym foteliku. Wychodzimy już z Biedronki. Trzylitrowy karton, do tego cztery buteleczki po złotówce, bardzo fajny skład. No i skórka po bananie. Jak jak to wszystko ogarnę? Kieszenie małe. 
- Pijcie. - Rozkazuję. Niestety, wszystkiego nie dadzą rady. - Wiem! Ty, Ula, siedź na foteliku i pilnuj dwóch butelek. Jak wepchnę sobie dwie do kieszeni. Skórkę wepchnę pod fotelik. Karton w ręce, drugą będę kierować. To co, Filu, ruszamy z powrotem?
- Tato, teraz ja na foteliku, a Ula na hulajnodze.
- Nie! - Protestuje U. - Ty nie jedziesz na foteliku.
- Nie kłóćcie się, Filu. Ula będzie na hulajnodze jechać strasznie wolno. Nie wytrzymam tego. A jak wrócimy, to pojadę tylko z tobą, dobrze? 
- Dobrze. - Odparł krótko. Przechytrzyłem go. Znaczy nie to, żebym obiecywał nieszczerze. Ale wiedziałem, że jak wrócimy, to już zapomni. I miałem rację. A chodziło chyba tylko o to, żeby docenić wagę i zauważyć jego potrzebę. Lub po prostu: jego samego. A nie żeby podzielić na pół, najlepiej po salomonowemu: rozciąć rower na dwa - dla U., dla Fi. To byłby dramat. Fi. przecież lubi jeździć na hulajnodze. Chyba nawet nie chce na ten fotelik tak naprawdę; tak dla sportu rywalizuje z siostrą, żeby się przekonać, czy wciąż jest ważny. U. z kolei - jak się okazuje za chwilę - nie ma żadnych wątpliwości, że jest wciąż ważna. Schowałem rower, hulajnogę do piwnicy. Wchodzę już na półpiętro. Oni jeszcze na dole. U. z wielkimi oczami na mnie:
- Tato, opiekujesz się dziećmi? Nie idź beze mnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz