środa, 20 marca 2013

Przygotowany na piątkę

Już kilka osób zadało mi to pytanie: - A czujesz się już przygotowany do bycia tatą? - I słyszę w ich głosie raz nutę szczerej troski, raz ironiczną podpuchę.

W ostatnią niedzielę, zanim jeszcze wyszliśmy z kościoła, umówiliśmy się na pizzę. Moja siostra z mężem i małym Ju., mój brat z żoną i córeczką - So., no i oczywiście ja z A. – która  naszego syna Fi. nosi jeszcze w brzuchu, jak w jakiejś tajemnicy. A przecież umówiliśmy się, że między nami żadnych tajemnic! Ale co poradzić, natura. A w ogóle to przecież może być jeszcze nie syn – Fi. tylko córka – Zo. (imiona już od dwóch miesięcy na bank zaklepane). Przecież nieraz lekarze się mylą, jeżdżąc tym swoim fiflaczkiem po wyżelowanym brzuchu i pokazując na ekranie małego peniska. Ja myślę:  – To przecież gwiazda betlejemska, w negatywie. – E, tam. Lepiej się tak na 100% nie nastawiać. Moja A. powiedziała, że jak na tym USG przeflancowali nam córkę na syna, to poczuła, jakby jej w brzuchu dziecko podmienili.

Ja, A., siostra, szwagier, ich Ju. no i brat i bratowa z So. – wszyscy razem wytaczamy się po nabo (czyt. nabożeństwie) na świeże powietrze i zaczynamy pakować do samochodu. Iza – żona pastora śmieje się i mówi, że klan Ziółkowskich się powiększa. No tak, niedługo nasze dzieci już ledwie na palcach jednej ręki policzysz. Pizzę zamówiliśmy do domu, bo dzieci tutaj i bajkę obejrzą i rozwrzeszczeć się mogą, jak uciekają przed strasznym potworem – to jest moim bratem albo mną, na zmianę. Przy tych dziecinnych zabawach biedna jest tylko stara Pola – nasza piętnastoletnia kotka – musiała umykać przed „kochającym” Ju., który ganiał ją po całym mieszkaniu przez kwadrans, aż wlazł za nią pod łóżko. Skończyło się na kocim syczeniu – złowrogim, ale opanowanym, niemal dystyngowanym – stary kot potrafi wyrazić się precyzyjnie i bez zbędnych emocji.

No to siedzimy, przechodzimy z jednego pokoju do drugiego, pokazuję ciekawostki, gadamy, bawimy się. Pizza przenika z żołądka do obszarów reprezentacyjnych ciała. No i wtedy siostra mnie pyta: - I co, Jasiu, czujesz się już przygotowany do bycia tatą? Ha! Nie ma dobrej odpowiedzi; powiem, że tak – no to co ja mogę wiedzieć o byciu tatą? Powiem, że nie – to skłamię :-)

Bo pytanie jest o to, czy się czuję przygotowany, a nie, czy faktycznie jestem. To wielka różnica. Czuję się oczywiście jak pewniak, na pewno sobie poradzę. A jeśli się racjonalnie zastanowię, jakie mam braki jako ojciec, to oczywiście… nic mi do głowy nie przyjdzie – oto najlepszy dowód, że mam braki: nieświadomość ich istnienia. Mogę natomiast zasadzić się sam na siebie i wykorzystać stary fortel: jeśli mam braki jako ojciec, to najpewniej są to te same, które ma mój ojciec! Fantastycznie proste, co?

No dobrze, żeby nie popadać w melancholię obciążeń rodzinnych, odwrócę trochę kota ogonem. Ale bez obaw, to nie będzie Pola. Kiedy mnie ktoś pyta, czy czuję się przygotowany do bycia tatą, to powinienem pomyśleć raczej o tym, co dobrego odziedziczyłem i mogę to pomnożyć. A nie o tym, co złego… Przecież Bóg mówi o sobie:
zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania, ale zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia.

Tyle o wzniosłych ideach. A co z kupą? Pierwsze i jak dotąd jedyne przewijanie mam za sobą. Podpatrzyłem, jak to robi siostra i kiedy Ju. miał niespełna roczek… tak, zrobiłem to! Bułka z masłem. A raczej pupa z hasłem. Takich prozaicznych rzeczy można się po prostu nauczyć. Może nie na półtoragodzinnej lekcji o pielęgnacji niemowląt w szkole rodzenia, ale przez sto powtórzeń – owszem. A czy można wyćwiczyć w sobie chęć pomagania, obsługiwania mniejszego, słabszego? To dopiero jest miara przygotowania do bycia tatą: czy jestem gotowy, by będąc dużym, służyć małemu? I robić to nawet wtedy, gdy instynkty opiekuńcze pójdą spać?

Przepraszam, znów odfrunę od przyziemnej acz pasjonującej kupy do podniebnego świata idei, ale muszę to napisać. Ostatnio miałem taką myśl: – Kogo warto słuchać? Kto jest prawdziwym autorytetem? Kogo Bóg obdarza autorytetem? Taką dziwną mocą, że jak powiem, to mam posłuch. Czy chodzi o ludzi sukcesu? Niekoniecznie. A może o tych, co siedzą na wysokich stołkach? Też raczej nie. Dumam, dumam i… eureka! Autorytet mają ci, którzy są duzi, a służą małym. Którzy potrafią się uniżyć. Ach, to dlatego dzieci słuchają rodziców! I dlatego osoby publiczne, wykazujące się pokorą, mają dziwną zdolność zjednywania sobie serc na zasadzie: – O, ten ma coś do powiedzenia, muszę to zastosować!

Myślę, że jeśli chodzi o miarę pokory (i skromności), to do bycia tatą jestem przygotowany na piątkę! A na poważnie: to się zobaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz