niedziela, 18 lutego 2018

Zbiory

Wpadli do nas przyjaciele z kościoła, też z dwójką dzieci. Kiedyś widywaliśmy się częściej, dziś mieszkają w innym mieście. Rozmawiamy. Tymczasem U. woła z toalety: 
- Podcieramy! - Ja idę. - Nie ty, mama! - Protestuje z pozycji sedesu. No to podaję dalej, w kierunku A., która wsadza pizzę do pieca: 
- "Nie ja, mama". - I wracam do gości. 

- O, macie tak samo? - Zapytuje Ka.
- Ano tak, mój tata nawet w głos się z tego śmiał, że nasze dzieci tak to anonsują, intonują, jakby mówiły: nie-spodziaaan-ka! "Podcieramy!" 
- A u nas wiesz, jak było, wokół pełno singli. A teraz mamy wśród znajomych więcej małżeństw. - Dzieli się An. - I takie odkrycie: hej, jest więcej osób, które mają to samo, co my. - Śmieje się.

A potem przechodzimy jakoś naturalnie do tematów służenia Bogu; historii ich domowej wspólnoty, którą zapoczątkowali, niedawno opuścili, a przez którą przewinęło się i przewija mnóstwo młodych ludzi. O zmaganiach z trudnym sąsiedztwem, o modlitwach, żeby coś się zaczęło dziać w tej okolicy, coś bożego, o pierwszych próbach, by dotrzeć do ludzi z ewangelią. Okazuje się, że teraz to się dzieje. Inni wspaniale sieją dalej i... zbierają. 

Zbierają coś, o co ci nasi przyjaciele tyle czasu modlili się i starali, i niewiele z tych plonów zobaczyli. Ale cieszą się z nich wszystkich. Typ pioniera. Typ syna, nie sługi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz