czwartek, 1 lutego 2018

Buda

U. była w szoku - zniknęła buda. Dosłownie przed chwilą jeszcze była, a ja sprzątnąłem wszystko: cztery krzesła odstawiłem pod stół, do każdego wprawiłem siedzisko, które było wyjęte przez dzieci. A na wierzch poduszkę. Złożyłem narożnik i uporządkowałem poduchy. Złożyłem koc w kostkę.

Dziesięć minut po żalu i rozpaczy - U. przypomina sobie:
- Tato, dlaczego sprzątnąłeś budę?
- Już ci mówiłem, zrobiłem to dla babci. - Widzę, że U. nad tym myśli. - Ty myślałaś, że babcia się z budy ucieszy, jak jej pokażesz?
- Mhm, tak... - Smutno potwierdza U.

- No widzisz, a ja myślę, że się ucieszyła, że jest sprzątnięte, bo tak to nie miałaby gdzie usiąść; ani krzesła, ani kanapy. - Wyjaśniam, a U. dalej rozważa w myślach. - Babcia jest zmęczona i po pracy chciała zjeść, odpocząć... Ale wiesz możemy jeszcze zrobić budę...
- Tak, u babci!
- No, nie, u ciebie na łóżku. Może być?
- Tak!

Dwie godziny później jest już po czytaniu na dobranoc. - "Męczące to". - Myślę sobie i dziwię się, bo czytać na głos bardzo lubię. Już mam zamykać drzwi, kiedy:
- Hy! Buda! Obiecałeś!
- No, tak, obiecałem. Pamiętasz?
- Tak, obiecałeś. - Powtarza U., jakby dla upewnienia się, że to będzie.

- Ok, zbuduję ci szybko. I będziesz w niej spać?
- Naprawdę? Tak!
- Naprawdę. Jak obiecałem, to muszę zrobić. - Ustawiam: krzesło, starą teczkę A2, którą A. nosiła kiedyś na lekcje rysunku, poduchy i na wierzch starą listwę przypodłogową i koc. Jest buda. Akurat dziś dotrzymanie słowa było proste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz