piątek, 26 czerwca 2015

Wyzwanie na dzień ojca

Jednym z największych wyzwań, związanych z ojcostwem, jakie odkryłem i jakie przede mną stoi, jest miłość. A konkretnie to, by jako tata nie zepsuć tego, co naturalne: miłości dziecka i jego chęci przypodobania się. 

Podejrzewam, że ten tekst jest tyle osobisty, co uniwersalny. Innymi słowy, wierzę, że każdy może w moich doświadczeniach zobaczyć kawałek własnych zmagań.

Pamiętam, że gdy byłem mały, nosiłem pewien uraz do swojego taty. (Brzmi znajomo?) Jako dziecko byłem świadomy swojej zależności od rodziców i ich przewagi. Nota bene ostatnio przeczytałem pewną myśl Janusza Korczaka: „nie bierz tego do siebie – mówi dziecko – gdy krzyczę, że cię nienawidzę. Nie ty jesteś moim wrogiem, ale twoja miażdżąca przewaga”.

Wiele razy ta zależność była bolesna. Dlaczego? Ponieważ rodzice, aby wychować dziecko (m.in. w poczuciu bezpieczeństwa), muszą stawiać ograniczenia. Muszą delikatnie i stanowczo naginać wolę malucha. Czasami zdarza się, że zamiast naginać, łamią. Każdy rodzic wie, jak to wygląda, bo każdy jest człowiekiem, który bywa słaby, traci nad sobą kontrolę, popełnia błędy.

Nie jest istotne, że rodzic na ogół ma rację. Jak powiedział mój kolega, można mieć zawsze rację i pozostać głupim. Istotny jest sposób, styl, charakter. Im więcej złości, tym więcej złamań. Im więcej miłości, tym lepiej. Sądzę, że nie da się uniknąć łamania i zranień, ale zawsze są koła ratunkowe: „przepraszam” i „wybaczam”.

Można to zobrazować przykładem wiklinowego kosza. Ojciec buduje rodzinę tak, jak się wyplata kosz z wikliny. Jeśli wiklina – wierzbowe witki (członkowie rodziny) – jest dobrze namoczona (w miłości), kosz będzie ładny i mocny. Jeśli materiał jest suchy, efekt końcowy będzie brzydki, bezużyteczny i ogólnie godny pożałowania.

Jedne dzieci z natury są bardziej miękkie i elastyczne, inne bardziej twarde i kruche, czytaj: uparte. Należę do tych bardziej upartych. Ochotnie potwierdzą to ci, którzy mnie znają od urodzenia. Upartego łatwiej złamać. Uparty może nawet zrobi to, czego wymagasz wbrew jego woli, ale w sercu pozostanie… uparty – utwierdzony w swojej racji i zagniewany. Potem nazwany będzie np. „indywidualistą”. Będzie demonstracyjnie podkreślał, że robi „cacy”, a myśli „be”. Znam to z autopsji i sądzę, że takim zachowaniem nie raz denerwowałem lub raniłem rodziców. Jako uparte dziecko wiedziałem doskonale, że jestem wolny… w sercu. I tylko tam.

I myślę, że to jest ogólna cecha człowieka: istotne jest to, co nosi w sercu, co ukrywa. Nie to, co pokazuje na zewnątrz i deklaruje. Dlatego Jezusa, Boga zawsze interesuje serce jako miejsce, gdzie nasza wolna wola przechyla się to na prawo, to na lewo; od miłości do nienawiści. I dlatego Biblia poucza, by każdy z nas właśnie serca strzegł najczujniej (Przyp. Sal. 4:23).

Bóg jest też wzorem ojca, który stworzył człowieka do miłości. Dlatego od początku dał mu szansę na bunt. Bez tego nie byłoby mowy o miłości. Człowiek jako boży syn od początku mógł kochać ojca i wyrażać to w jeden sposób: starać mu się przypodobać, czyli korzystać z raju, rozmnażać się i… nie zrywać zakazanego owocu. Do dzisiaj nic się nie zmieniło. Boże przykazania dla przekornych są podstawą sądu, a dla bożych dzieci – podpowiedzią, jak okazać Ojcu miłość.

Ale jak to może pojąć ktoś taki jak ja? Ktoś, kto od dziecka ćwiczy się w przekorności? Pamiętam, że osią mojego młodzieńczego buntu zasadniczo nie były żadne „niegrzeczne” wygłupy. Było to coś o wiele gorszego: postanowienie, że będę grzeczny, ale nie dla rodziców. Dla siebie samego.

Teraz sam jestem ojcem. I mam syna, który mnie kocha. Powinno to być naturalne i miłe, a jest jakieś niewygodne. Powinienem oczekiwać od syna, że będzie chciał mi się przypodobać, a nie oczekuję tego. W dodatku on rzeczywiście jakby mniej się interesuje tym, jak zareaguję. Oczywiście, chwalę go często, ale… może mało go to obchodzi? W takim razie jest dokładnie taki, jak… jego tata! No pięknie…

Ostatnio z żoną zaczęliśmy uważniej patrzeć na Fi. Doszło do tego, że po dwóch wizytach w poradni uzyskaliśmy diagnozę, jakoby w rozwoju naszego syna widać było „zaburzenia ze spektrum autyzmu”. Co to oznaczało dla mnie i A.? Najpierw chęć zaprzeczenia, poczucie niemocy i trudny do opanowania smutek. Potem wolę zmiany i ćwiczenia u syna właściwych zachowań, włącznie z terapią.  Wreszcie nadzieję, że bez względu, jak (nie)słuszne są opinie lekarzy, Bóg jest dość mocny, by wyprostować to, co krzywe.

Kiedy po kontuzji kolana człowiek słyszy od lekarza, że nigdy już nie wróci do pełnej sprawności, to niemądre będzie negowanie tej diagnozy i mówienie, że lekarz jest głupi. Mądrze będzie natomiast chodzić na rehabilitację, wierzyć w uzdrowienie i cierpliwie modlić się, czekając aż pewnego dnia ten sam lekarz spojrzy na rentgenowskie zdjęcie tego samego kolana, podrapie się w głowę i powie: „to cud”. Takie rzeczy się zdarzają.

Tak też postanowiliśmy potraktować problem Fi.: wziąć pod uwagę i wykorzystać opinię lekarza nie po to, by ją ponownie ogłaszać, a tym samym przeklinać własnego syna, ale by użyć wszelkich ludzkich i bożych sposobów, by przeciwstawić się temu z wiarą, że Bóg go uwalnia i uzdrawia.

Przypomniałem sobie, jakie błogosławieństwo nieraz wypowiadałem nad Filemonem; że zgodnie ze znaczeniem jego imienia (kochający, przyjazny, życzliwy) będzie dla ludzi źródłem miłości, będzie się wyróżniał miłością i przyjaźnią właśnie, będzie z tego znany. Nawet najmniejsze osłabienie zdolności do okazywania uczuć i budowania relacji (na tym polega autyzm) wydało mi się jaskrawym zaprzeczeniem tego błogosławieństwa.

W tym jednak zacząłem upatrywać nadziei, bo właśnie to, co słabe, Bóg wywyższa i na to wylewa więcej łaski. W tym również zacząłem dostrzegać wyzwanie, które mnie przerasta: dać mojemu synowi tyle miłości, bliskości, poświęcić tyle uwagi i troski, ile potrzebuje. A wygląda na to, że potrzebuje więcej, niż inni. No i najtrudniejsze: wymagać od niego, by odpowiadał i wyrażał chęć do pogłębiania więzi ze mną. Jak mam robić coś, co od najmłodszych lat negowałem?

Naprawdę, Bóg musi mieć poczucie humoru, kiedy nas prowadzi takimi dziwnymi ścieżkami. Ale wiem też, że jest też wszechmocny i pełen miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz