czwartek, 2 lipca 2015

Idź nad morze, przewietrzysz głowę

Przez tydzień mogłem cieszyć się urokami plaży i bliskością żywiołu morskiego. W tym miejscu, w tym szumie słyszałem wiele szeptów, na które gdzie indziej próżno bym nadstawiał ucho. Notowałem je…

1. Zbudowałem zamek z piasku – dobrze jest patrzeć, jak opiera się falom, chociaż wiem, że to tylko przez chwilę. 

Przyszedłem nazajutrz, stał jeszcze, ale podmyty, spłaszczony, wygładzony wodą i wiatrem. Powoli zmierzał do wtopienia się w kształt jedynie słuszny tutaj, płaszczyznę plaży, podnoszącą się delikatnie ku wydmom i lasowi. Zabrałem się ponownie do pracy. Obok zamku wyrzuciłem drugą hałdę. Połączyłem ją ze starą. Wzmocniłem wszystko i podwyższyłem, pogłębiłem fosę.
Powbijałem patyki od strony morza – falochron. Fi. chciał mi chyba w tym pomagać, ale jego zabawa ze mną polegała na tym, że przenosił piasek dokładnie w przeciwnym kierunku. Wrzucanie bruzd do wody zebranej w fosie sprawiało mu dużo radości. Nie przeszkadzałem mu, bo i on ze swoimi malutkimi dłońmi nie mógł napsuć zbyt wiele.

Może mógłbym powracać w to miejsce codziennie i umacniać to, co zastanę. Może po którejś burzliwej nocy musiałbym zacząć wszystko od nowa. To była jednak tylko zabawa. A kiedy wrócę do domu, będę wstawał każdego ranka i wzmacniał to, co zostawiłem wieczorem – moją rodzinę. I dobrze będzie patrzeć, jak się opiera falom. Chociaż i to kiedyś się skończy. I tak jak pozostawiłem za sobą morze i zamki z piasku, tak odejdę do nieba, a wszystko co ziemskie wyda mi się nagle tak błahe jak zabawa w piasku.

2. Fale wdzierają się na piaszczystą półkę i nanoszą pianę. Woda wsiąka, a bąbelki znikają. Nie ma piany. I z czegoś takiego wzięła się Afrodyta?

Piana morska nie tylko zmienia swój kształt i obraz w sekundę. Ona również bardzo szybko przemija, jak uroda. Kiedy uświadomię sobie, że uganianie się za kobietami jest jak łapanie morskiej piany, wtedy moje rozbiegane oczy, które jako tako próbuję powstrzymywać, wydają mi się śmieszne. Wielbię urodę mojej żony, zachęca mnie, by okazywać miłość na każdym kroku. To jest mój własny wycinek plaży. Biegać wzdłuż brzegu i z wywieszonym jęzorem łapać pianę tu i tam? - Szaleństwo.

3. Idę plażą, fale oblizują moje stopy. W nosidle na moim brzuchu śpi Ula. Mijam rodzinę. Ojciec z dziećmi budują zamek. 

Dzieci dobudowują kolejne budynki metodą babek z piasku, drążą otwory okienne, dekorują muszelkami… Ojciec pogłębia fosę i wzmacnia mury. Czy taki podział obowiązków nastąpił instynktownie? Dzieci nie poświęcają zbyt wiele uwagi pracy swojego taty. Pochłonięte są tym, co wewnątrz. Być może tata po jakimś czasie odejdzie parę kroków, żeby się położyć, odpocząć, poczytać. Być może wtedy dzieci zobaczą, jak ważne było zabezpieczenie całej budowli przed zniszczeniami. Może. Ale nie, dopóki mury trwają, mogą beztrosko wbijać swoje patyczki.

4. Staję na skraju morza. Z każdą cofającą się falą moje stopy zapadają się coraz głębiej w piasek. Aż po kostki. Dwie moje nogi jak falochrony powstrzymują falę.

Woda opłukuje te słupy i nie może wedrzeć się tak daleko, jak by chciała. Powstrzymuję falę. Ja, słaby – taką wspaniałą falę. A jednak to ja jestem koroną stworzenia, nie fala. Chociaż ja jestem lichy, a fala – mocna. Dlaczego? Czy lepiej chwalę Boga niż fala? Czym lepiej?

Bóg dochodząc do końca stworzenia zdecydował się na akt wręcz szalony. Zastanawiał się być może, co jest w stanie oddać mu największą chwałę, większą niż gwiazdy i morze. I stworzył człowieka o wolnej woli. Historia Hioba potwierdza, że to był strzał w dziesiątkę. Kiedy mimo wszystko, co mnie w życiu spotyka trudnego, staram się żyć zgodnie z Jego zamysłem, chodzić Jego drogami i wielbić Stwórcę z wdzięcznością za wszystko, co mi dał, wtedy prawdziwie jestem koroną, lepszy od fal morskich, od gwiazd, od wieloryba…

5. Wyjechałem nad morze. Przez dwa dni przyzwyczajam się: jestem tu tylko po to, by tu być. Z rodziną. Kwintesencja życia. I myślę. Dlaczego tutaj jakoś to idzie, a tam…?

W Warszawie nie mam tylu refleksji, które mi samemu się podobają. Nie mówiąc już o dzieleniu się nimi w rozmowie, w piśmie. To nieprawda, że mam za mało czasu na pisanie. Jeśli jakaś myśl drąży i płonie w sercu, to nie sposób nie wyrazić jej w jakiś sposób. Czas znaleźć się musi. Problemem jest to, że tych myśli drążących nie ma. Jest informacyjny szum. Nie słyszę, czy ktoś szepce do mojego serca, w moim języku… Duch? Jest, ale zagłuszony. Pewnie coś przeżywam, ale nie czuję, nie rozumiem, nie widzę, nie reaguję, nie inicjuję.  A zatem… tej chwili, która upływa, nie przeżywam w pełni, jak należy. Tak jak przeżywam ją nad brzegiem morza. Zamiast tego tylko trwam. Może to wcale nie mało: trwać. A jednak za mało. Trzeba zwolnić, wyhamować każdą minutę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz