niedziela, 31 grudnia 2017
Bezkrytycznie
sobota, 30 grudnia 2017
Zalogowany
piątek, 29 grudnia 2017
Pretensje
czwartek, 28 grudnia 2017
Pół
środa, 27 grudnia 2017
Podcinka
wtorek, 26 grudnia 2017
Przeczekanie
poniedziałek, 25 grudnia 2017
Wiadomości
niedziela, 24 grudnia 2017
Ryby
piątek, 22 grudnia 2017
Wrony
środa, 20 grudnia 2017
Nudne
Przeczytałem w pewnej książce, że gdy się pobieramy, to nie stajemy się z dnia na dzień ekspertami w dziedzinie seksu. To dość oczywiste. Ale właściwie: kto by chciał być ekspertem? Przecież to by było okropnie nudne. W sprawach uczuciowych nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Dlaczego więc pokutuje wciąż przekonanie, że trzeba być gotowym, żeby cokolwiek zacząć? W pracy, w swojej pasji itd. Czy naprawdę chcę się czuć kompetentny, zanim odważę się zrobić krok? Przecież to nudne. A człowieka rajcuje, że spróbuje, choć spudłuje.
wtorek, 19 grudnia 2017
Bez sensu
- Tato, musisz mi zrobić samolocik!
- Z takiej wielkiej kartki? - Biorę do ręki arkusz A3 przyniesiony przez Fi.
- Tak.
- Ale wiesz, że to będzie taki wieeelki samolot?
- No... To zrób taki średnio-mały.
- Średnio-mały? Hm... to może z takiej? - Akurat pod ręką była kartka A5.
- Tak, z takiej zrób mi średnio-mały...
- Filo, a nie chcesz siku przypadkiem?
- Nie... - Rzuca prędko, przebierając nogami. - No więc z takiej kartki mniejszej zrób mi średnio-mały samolot, tylko zrób go... - Fi. cały czas przestępuje z nogi na nogę. - ...zrób go tak idealnie, szybko i... i... i bez sensu! - Pobiegł do toalety.
Już chciałem powiedzieć, że to jak w tym dowcipie firmowym: moje usługi są szybkie, tanie i dobre - wybierz dwa. No więc jak ma być idealnie i szybko, to musi wyjść drogo. Ale "bez sensu"?! No, czeski film! Zrobiłem ten samolocik, idealnie i szybko. I nawet to opisałem, bez sensu.
poniedziałek, 18 grudnia 2017
Skórka
U. źle się czuje, przychodzi do kuchni z oczami biednego pieska, że aż żal mi się jej robi.
- Mamo, musisz mi dać jabłuszka.
- To się mówi inaczej, Ulciu. Pytasz: mamo, mogłabyś mi dać jabłuszka?
- Mamusiu, a dasz mi jabłuszka?
- Dam, oczywiście.
- Ale muszą być bez skórki.
- Aha... - Potakuje A., zajęta krojeniem czegoś. Włączam się ja:
- Ula, ale jak mama zdejmie skórkę? Jak to się robi, żeby się pozbyć skórki z jabłka?
- No, tego nie wiadomo, tato. - U. wzrusza ramionami. - Nie wiem.
- Ale mama to potrafi? - Upewniam się.
- Mhm, taak!
Widocznie dla takiej wiary żadnych dowodów nie trzeba, więc wątek się urywa, a jabłka za chwilę lądują na stole, przed nosem U.
czwartek, 14 grudnia 2017
Wybór
- Wie pani, a może zamiast tego...
- To jest mydło, dobre, adidasa...
- Wiem, widzę, ale jak czytam skład chemiczny, to wolałbym tę czekoladę. - Odchyliłem się i pokazałem palcem na drugą półkę, za plecami pani ankieterki. - W skali od jednego do pięciu: pięć, zdecydowanie wolałbym.
- O, przykro mi, ale dla mężczyzn mamy mydła.
- Aha... - Podrapałem się w głowę umytą przedwczoraj. - No to trudno, dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia...
środa, 13 grudnia 2017
Niezaglądalny
wtorek, 12 grudnia 2017
Górnolotne
- Ale mama wyszła z ciocią do kina.
- Nie chcę, żeby szła z ciocią do kina. -
- No ale wyszła, nie możemy teraz pobiec do niej. - Jak łatwo się domyśleć, stwierdzanie tego faktu mogło sytuację tylko pogorszyć. A jednak wciąż często wydaje mi się, że podawanie do wiadomości stanu faktycznego, z którym trzeba się pogodzić, pomoże... się z nim pogodzić. Nie, znów nie działa. Bo działać nie może. Dziwni są ludzie, w tym dzieci, w tym ja. Niereformowalni. Potrzebujemy tylko zauważenia; aby ktoś przywiązał wagę do naszych emocji. (Jakby to miało sprawić, że "rozlane mleko" wróci się do szklanki. Bez sensu.) Przypomniawszy sobie tę dziwną zasadę, powiedziałem U.:
- Czyli jest ci przykro, że mama wyszła?
- Tak!
- I jesteś też zła, że tak się stało?
- Tak!
- I tęsknisz za mamą?
U. jeszcze chwilę popłakała, po czym przyszła przytulić się i chwiejnym jeszcze głosem wyznała:
- Bo ja tęsknię za mamą.
- O, Ulciu, ja też tęsknię. Ale kocham mamę i dlatego chcę jej zrobić przyjemność. A dzisiaj przyjemność zrobi mamie to, że może wyjść do kina.
- Ale ja nie chcę, żeby poszła... - U. znów swoje, choć już spokojniej.
- No, wiem, że nie chcesz. Myślę, że jeszcze kiedyś nauczysz się, że czasem z miłości robimy rzeczy, które niekoniecznie nam się podobają. - Sam zdziwiłem się, jakie to górnolotne słowa wyszły z moich ust. Ale mimo to proste i... prawdziwe.
poniedziałek, 11 grudnia 2017
Novum
- Oj, tato, przeszkadzasz mi.
- Wiem.
- Nie przeszkadzaj mi.
- Ja tylko pilnuję, żebyście się nie pobili. Pilnuję zasad, które od dawna są takie same. Zresztą Ula nie musi przecież bawić się w to, co ty wymyślisz i rozkażesz. Ale rozumiem, że mogłeś się zezłościć. Przecież nie zabraniam ci się złościć.
- Tato, nic nie mów. - Chce skończyć Fi. Może to już za dużo słów. Nie mam już nic do powiedzenia i... nie mówię. Tak, jak chciał.
- Tato, boli mnie brzuch, musisz się pomodlić o mój brzuch.
- A wybaczyłeś Uli, że nie chciała się z tobą bawić?
- Tato, ale ty musisz się pomodlić.
- No ale co z tego, że się pomodlę? Czy Bóg wysłucha kogoś, kto nie wybaczył swojemu bratu albo siostrze?
- Hm, tato... - Dąsa się Fi. dalej. Ale zastanowił się i nie powiedział nic więcej. Może przemyśliwał: cóż to za "nowa" reguła...
niedziela, 10 grudnia 2017
Poukładane
piątek, 8 grudnia 2017
Nóż
— Tak!
— No to najpierw muszę obrać jabłka.
— A ja obiorę banany.
— Świetnie! No, pierwsze jabłko obrane.
— Muszę przekroić banana.
— Chcesz nóż? – Głupie pytanie. Podaję mu.
— Tak. – Fi. bierze i nacina. Próbuje.
— Złap dalej, będziesz mógł pewniej chwycić i się nie potniesz. – Patrzę mu na ręce. – Naciskasz dobrze, ale jeszcze przesuwaj, to wtedy będzie ci szło.
— Brawo! Nauczyłeś się kroić?
— Tak, i stałem się prawdziwym...
czwartek, 7 grudnia 2017
Czyściec
- Okej, ale nie wiem, czy jeszcze jest, a poza tym może najpierw byś się rozebrał?
- Ale potem sok!
Wziąłem od U. kurtkę i powiesiłem na kołku, po czym niezwłocznie zajrzałem do lodówki.
- Och, niestety. Nie ma, ale co to, przy zlewie stoi pusta butelka po syropie. To chyba ten chciałeś, co? - Odwróciłem wzrok od otwartej lodówki.
- Tato, ja chcę ten sok! - Fi. pokazywał palcem na półkę w drzwiach.
- Ten? To nie sok, to olej z czarnuszki. - Wziąłem do ręki małą buteleczkę.
- Zatem chcę olej z czarnuszki.
- Jesteś pewien? - Dałem mu powąchać
- Tak, jestem pewien.
- No dobra... - Wziąłem małą łyżeczkę i nalałem pół. Nie to, żebym mu tego drogiego płynu żałował, ale już się spodziewałem... no
środa, 6 grudnia 2017
Odruchy
wtorek, 5 grudnia 2017
Czekanie
poniedziałek, 4 grudnia 2017
Męskość
niedziela, 3 grudnia 2017
Stokroć
Wracając do fejsbuka, jest pewien minus tego, że mam wśród znajomych tylu chrześcijan. Taka przewaga osób myślących podobnie może tworzyć zafałszowany obraz świata, na zasadzie "bańki informacyjnej" - sprytne algorytmy dbają o to, bym czytał, oglądał to, co mi się podoba; wpisy tych znajomych, którzy są "z mojej bajki". Z drugiej strony, nikt nie każe mi siedzieć na fejsbuku.
piątek, 1 grudnia 2017
Talent
- I co jeszcze mogę od ciebie kupić? - Pyta A.
- No, pomidolki. - U. siedzi za kasą i wykłada towar.
- A po ile?
- Yyy... pięćdziesiąt. - U. wali cenę z sufitu, ale co tam, ważna jest interakcja i ten dreszczyk, że coś zaraz opchnę mamie.
- Eee, to drogo. - Narzeka mama-klient.
- Mhm, taak. - Z szerokim uśmiechem potwierdza U. Ja się przysłuchuję i nie wiem, czy łapać się za czoło, czy za usta, by nie wybuchnąć śmiechem: urodzony sprzedawca, genialny handlowiec. Potrafi powiedzieć klientowi w twarz, że przepłaca i jeszcze się przy tym uśmiechnąć - tyleż uroczo, co bezczelnie.
- Ale Ulciu, musisz zapłacić tyle, co mi się należy, nie mniej. - Tłumaczy A. - Czy jak ja pójdę do pani Marylki i pani Marylka powie, że do zapłaty jest pięćdziesiąt, to ja mogę dać dziesięć i jest w porządku?
- Mhm...
- Ona ma talent do interesów, mówię ci. - Krzyczę ja z drugiego pokoju. - Ale mama, ma rację, Ula. Chyba że pani Marylka da na krechę albo okaże się być Arabem. I zacznie żądać, żeby się z nią targować. Ale wtedy mama przestanie do niej zaglądać.
środa, 29 listopada 2017
W kółko
wtorek, 28 listopada 2017
Grzeczna
- Kto to może być? - Zapytałem głośno. Widzę, że A. już zmierza do drzwi, za nią U. zaciekawiona. A. wróciła już z biegania, więc ten dzwonek to... może babcia An., która wróci wreszcie od cioci Li. Ciocia ma dziś urodziny, mieszka w sąsiedniej klatce, ale U. nie mogła ani An. zatrzymać, ani pójść razem z nią. Stała pod drzwiami z naszykowaną książeczką i ryczała. Nie dawała się pocieszyć.
Nie pozwalała też, żebym ja sam przeczytał. Nie chciała bawić się giętkimi-bajer kredkami, które dziś dostała. Kiedy je dawałem, mówię:
- Mam coś dla was od babci Bożenki!
- Taaak? - Podekscytowana.
- Tak. A byliście dzisiaj grzeczni? - Pytam, a wiem, że nie byli. W końcu od czego są telefony? A. żaliła mi się, a potem, gdy już
poniedziałek, 27 listopada 2017
Doskonałość
niedziela, 26 listopada 2017
Owieczka
- Ale mówisz to teraz? - Dziwię się. - Trochę za późno. I niosę ją, niosę czternaście kilo chwytem niemowlęcym: jedna ręka pod szyją, druga pod udem, dłonie splecione na brzuchu - pozycja tyle wygodna dla dziecka, co dla rodzica, kiedy to dziecko się wyrywa lub wygina w chiński pałąk, nawet gdy ma prawie trzy lata.
I przypominam sobie taki obraz Jezusa - dobrego pasterza, który idzie z owieczką na ramionach. Jakie to urocze - myśli większość osób. Ale przyjrzyjmy się: jak on ją trzyma - w jednej ręce przednie kopytka, w drugiej ręce tylnie kopytka, baranek leży na karku i ruszyć się nie może. Bo owce głupie są. Jak zbłądzi takie małe, to trzeba znaleźć dobry chwyt, żeby go wziąć, przynieść z powrotem, gdzie trzeba i żeby nie wierzgał, żeby się przy tym nie umęczyć.
Już jesteśmy w domu. Przyszli do nas przyjaciele w odwiedziny. Otwieram drzwi, a tu jeszcze U. płacze i wścieka się w przedpokoju. Niesie się na całą klatkę. A. ją bierze na ręce, przytula.
- Przepraszam, takie powitanie... - Śmieje się, kryjąc lekkie zakłopotanie.
- Spokojnie... wiesz, przecież my... na tym samym wózku jedziemy. - Uspokaja Ł. - ojciec rodziny.
Siadamy, jemy, rozmawiamy...
- Lubimy cię, K. - Zwraca się Ł. do synka. - I lubimy cię zawsze, nawet jak cię trzeba zapakować i wyjąć z samochodu, bo się denerwujesz.
- O, i tak często mu to powtarzamy. - Dodaje E. mama.
- Jak ja to rozumiem. - Włącza się A. - Ja też to często powtarzam U. i Fi. I często po przygodach z samochodem. Ale nie tylko. Że ich lubię zawsze, nawet jak nie mam siły na krzyki i muszą mnie słuchać bez dyskusji.
- Jakbyście mieli problem z tą harmonijką, to możecie nam oddać za tydzień. - Zwracam się do E., gdy już wychodzą.
- O, naprawdę? To dziękuję ci bardzo. Widzę, że już znasz takie problemy. - E. ubiera najmłodszego, który z radością dmucha w harmonijkę, którą sam u nas znalazł. I w oczach jego nie widzę cienia wątpliwości, że będzie mógł ją zabrać.
- K., tylko pamiętaj, w domu umyj ją, bo ja tę harmonijkę, co prawda, czyszczę czasem w środku, ale zawsze lepiej mieć na świeżo. - Instruuję chłopca, a chyba bardziej przy okazji mamę. - No pewnie, że znam problem. O, jak dobrze znam...
wtorek, 21 listopada 2017
Tchórz
- Tak, bo nie chce się przyznać.
poniedziałek, 20 listopada 2017
Baw
niedziela, 19 listopada 2017
Chory
piątek, 17 listopada 2017
Poza-czas
Światła w lusterkach wstecznych zdawały się świecić mocniej, niż te z naprzeciwka. Podobnie jak cały miniony tydzień oślepia mnie i nie pozwala się jeszcze uwolnić od stu spraw i w pełni rozkoszować wolnością weekendu, szabatu. Zacząłem rozmawiać z Bogiem. Trochę nieskładnie mówiłem, ale z drugiej strony... Co z tego?
czwartek, 16 listopada 2017
Sprzedaję
Zacząłem sprzedawać. Najpierw półkę na płyty. Nikt z przyjaciół nie chciał jej wziąć za darmo. Może dlatego, że za duża. Pomieści prawie czterysta albumów. No i poszła. Druga rzecz: aparat fotograficzny, z którego już nie korzystam odkąd wróciłem z podróży poślubnej. I chcę sprzedawać dalej. Na razie poszły dwie sztuki. Obie są, jak
środa, 15 listopada 2017
Zewnętrzne
wtorek, 14 listopada 2017
Przesada
poniedziałek, 13 listopada 2017
Zaspać
Inna linia Ł kończyła się w lesie, przy szpitalu dziecięcym. Obie te pętle zaliczyłem, chociaż wcale nie miałem po drodze. Po prostu zasnąłem i obudziłem się w cichym autobusie, który zamarł na końcu trasy w Kampinosie jak zmęczony łoś. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem i przez chwilę… jak się tu znalazłem. Innym razem, przespałem swój przystanek, podczas gdy tym samym autobusem jechała moja siostra i brat. Nie wiem, czy z gapiostwa, czy dla żartu, ale zostawili mnie, łachudry.
niedziela, 12 listopada 2017
Perkusja
— Od kiedy? Och, nie pytaj.
— Dlaczego?
— Długo, ale zawsze mówię, że to niewiele znaczy. Gram może od dwunastu lat, ale ćwiczę niewiele. A przez tak długi czas można stać się wymiataczem... Jak w tym filmie, o który pytałeś.
— Whiplash?
— Tak. Nie oglądałem, oprócz jednej sceny, tej gdzie wypruwa z siebie flaki na koncercie.
Przychodzi do mnie Mi. bratenek.
— Mogę być dla ciebie przydatny?
— O, jasne, chcesz mi pomóc?
— Mogę pomóc tacie albo tobie.
— No to chodź, powyjmujesz mi bębny z pokrowców. – I daję mu. I Mi. otwiera suwaki i wyjmuje. Potem statywy z torby. Męczy się. Dla czterolatka niektóre są naprawdę ciężkie. Ale nie za ciężkie. Zresztą Mi. lubi takie wytrzymałościowe sprawdziany. Sprawdzać się lubi. No i pomagać. Chwalę i dziękuję mu bardzo. Widzę, że się przykłada. Ale że się tak zmęczył – to mi daje do myślenia: Hej, to ja niezłą tu robotę odwalam. Tak, perkusista ma najwięcej rozkładania. Żeby się przygotować do gry potrzebuję pół godziny: noszenia, wyjmowania, rozstawiania, przykręcania.
Ale lubię to. Żona mówi pół żartem, pół serio, że wychodzę w niedzielę do kościoła jak skowronek, mimo że to jest zwykle tuż po dziewiątej. Ja nieraz myślę, że ten kwadrans próby i czterdzieści minut uwielbienia to dla mnie mało. Zaledwie rozgrzewka. Gdyby tak całe, dwugodzinne nabo można było grać i śpiewać. A potem rozchodzić się do domów w stanie uniesienia! A co tam kazanie! (Trochę przesadzam, celowo). Każdy sobie przeczyta, postudiuje i porozważa Biblię w domu, w autobusie. Ale wspólne uwielbienie – to jest to! Chyba dlatego wciąż mam serce do nagłośnienia i do tych bębnów.
Albo jeszcze bywa tak, jak dziś, że czytam świadectwo znajomej z kościoła, której przyjaciółka nawróciła się. Przyszła też na nasze spotkanie. "Od pierwszego utworu uwielbienia była dotknięta na maksa". – Pisze. Wiem, to Bóg ją dotknął; oczywiście, że nie ja, ani nawet cały zespół. Ale że ja byłem jakąś częścią tego, bo akurat grałem, to wielki przywilej, radość, zaszczyt. Wtedy nawet słaba forma nie ma takiego znaczenia. Ale coś, co mi w duszy gra i to przelewam na stopę, werbel i hi–hat. I że jestem samoukiem i ćwiczę tylko na padzie, i zbyt rzadko, i że wypisuję z ulubionych utworów takty perkusji własnymi, niefachowymi nutami na ulotnych kartkach, i gdzieś tam w autobusie wystukuję je na poręczy, a potem z zapałem próbuję wpleść do rytmu. To szczegóły.
sobota, 11 listopada 2017
Zwycięstwo
— Filu, jak nie przestaniesz mi szarpać włosów, to się zdenerwuję. – Ostrzega A. – Nie wolno ich dotykać. Albo tylko delikatnie głaskać. – Fi. nie ustaje.
— Filu... – Mówię teraz ja. – Jest coraz gorzej. Mama zaraz naprawdę się zdenerwuje, a ty sobie pójdziesz z łóżka. – Fi. zamarł. Niemal słychać jego myśli. – A wy chcielibyście, żebyśmy my już wstali, tak?
— Tak. – Przyznaje Fi.
— Ale my chcieliśmy jeszcze pospać. Czy wy zawsze śpicie tak długo, jak wam się podoba?
— Tak.
— No widzisz, a my nie. My często mamy ochotę pospać dłużej niż wy albo niż budzik. A że dziś jest sobota i nie idziemy do przedszkola ani do pracy, to jest wspaniała okazja, czyż nie?
— Nie. – I dalej przewalanka. Chwila wytchnienia nadeszła, gdy U. poszła na siku. A Fi. dzielnie podjął się zapalenia jej światła, bo już
piątek, 10 listopada 2017
Super
czwartek, 9 listopada 2017
Jaśniej
środa, 8 listopada 2017
Lody
wtorek, 7 listopada 2017
Bezwstydnie
1. nie lubię mówić o grzechu, lubię mówić o łasce;
2. nie lubię, nie chcę, nie umiem przekonywać o grzechu i zawstydzać, i to nie moja rola;
3. lubię, gdy człowiek pozbywa się wstydu; nie że jest bezwstydny, lecz tak, że przyjmuje łaskę.
niedziela, 5 listopada 2017
Zepsute
sobota, 4 listopada 2017
Łaskawy
piątek, 3 listopada 2017
Dziecięca
— Filemon, co znaczy twoje imię?
— No…
— Co znaczy „Filemon”?
— To znaczy… Ziółkowski!
— Nie, to nazwisko, ale czy wiesz, co oznacza twoje imię „Filemon”?
— No… – Fi. robi minę, jakby rozmawiał z kim głupim. – Ziółkowski!
Fi. przysłuchuje się temu i uśmiecha.
— Filu, a pamiętasz, co właściwie znaczy twoje imię? – Ja pytam. – To przyjazny, kochający…
— Ale to nawet nie takie ważne. – Ciągnie dalej Ag. i komentuje: – To było genialne! Jakbym widziała swojego syna w tym wieku, parę lat temu. I tak mi to zapadło w pamięć, bo ten jego wyraz twarzy był bezcenny, ta jego pewność, proste, niezachwiane przekonanie, że musi być tak, jak mówi i nie inaczej. Wiecie, o co chodzi… Taka dziecięca wiara…
— I podobno też Fi. wyrwał się do odpowiedzi, kiedy pytali, jakie imię ma Bóg. I chwilę myślał, po czym powiedział, też z przekonaniem: „groźny tygrys”!
— A, ha ha, tak, było coś takiego.
— A propos wiary, przypomniało mi się, jak Ula wczoraj modliła się o Agnieszkę. Jak to było? – Dopytuję A.
— Najpierw poprosiła, żebym się o nią pomodliła, bo coś ją bolało. Więc to zrobiłam. Ale potem mówię: Ula, a może pomodlisz się o mnie, o moje gardło. I poprosiła Boga o moje zdrowie.
— I co?
— I… nawet poczułam się lepiej, autentycznie.
— No... – Kwituje Ag. – ...i to jest właśnie to!
czwartek, 2 listopada 2017
Demony
środa, 1 listopada 2017
Po imieniu
Jak to dzieci, przyjmowały to dziwactwo jako coś, co może się zdarzyć. Dla dzieci mało rzeczy jest naprawdę dziwnych. Ale mimo wszystko wydaje mi się, że trochę ich to irytowało. Nic dziwnego, nikt chyba nie lubi, kiedy się do niego mówi: e, koleś, człowieku, kobieto! Sam fakt, że ktoś nie zna mojego imienia, a zwraca się do
wtorek, 31 października 2017
Halloween
poniedziałek, 30 października 2017
Wagony
Koleżanka żaliła się trochę, że przez ostatnie dwa miesiące miała tylko jeden wolny weekend. Pojechała do rodziców. Podkarpackie.
— Ale to bajka. – Mówię z nutą zazdrości. – Tak wsiąść do pociągu – byle jakiego, jak w „Remedium”. Zająć miejsce, ruszyć i nie robić nic, i czekać, co się zdarzy. Ulegać lekkim wahnięciom, jakby się było piórkiem w bezwietrzny dzień albo ziarnkiem piasku na dnie jeziora. Może ktoś ciekawy się trafi – z nim pogadać i otworzyć go jak książkę – nowy, inny świat. A może zwykłą książkę się poczyta. Albo po prostu: całą drogę przesiedzi się w ciszy i porozmyśla, i pogapi w okno, i poczuje ten ruch w czasoprzestrzeni, w samotności, jak meteor.
— Hm, ale siedem godzin? – Odparła z przekąsem, gasząc moje
niedziela, 29 października 2017
O mnie
— Piszę bloga.
— No proszę, i znowu na imprezie ty się alienujesz.
— Przecie babska impreza... – Tak sobie zażyczyła siostrzenica – jej to urodziny. My – tatowie niby jesteśmy, ale trochę z boku – sobie, a babki sobie. Ja tymczasem wiedziałem, że nie mogę znów przepuścić dnia bez pisania. I wziąłem się do dzieła.
— Hej, uważajcie! – Głos Al. teraz jak dzwoniąca szklanka, rozmowa ucichła na sekundę. – Uważajcie, co mówicie, bo Jasiek teraz siedzi z kartką i zbiera materiał na bloga.
— Nie zbieram, tylko od razu piszę. – Prostuję.
— O, jeszcze gorzej!
— Jasiu, napisz coś o mnie! – Prosi Be. – Ha ha ha ha... – wszystkie się śmieją.
— I o mnie też napisz! – Dołącza się O. bratowa.
— Spokojnie, napiszę i o Bernatce, i o Oksanie, i o Ali, bo przecież sama się też prosiła...
Ję. bratu też się ten żart spodobał i podchodzi do mnie, i udaje, że czyta:
— Ja wam powiem, co on tutaj pisze, o: "woow, naprawdę? coś ty? i ona wtedy wiesz co? no co? ona wtedy do niego poszła i mu to powiedziała!" – Dziewczyny śmieją się... To chyba dobrze, mają do siebie dystans. Czasem mam wrażenie, że się prześcigają na ten dystans. Bzz, bzz – historyjki, żarty, komentarze. Ale ja naprawdę nic nie słyszę. Zresztą, o: nawet nie muszę, samo się napisało.
sobota, 28 października 2017
Metronom
piątek, 27 października 2017
Świt
czwartek, 26 października 2017
Kalendarz
Trwa zabawa w policjanta i złodziei… – odgłosy gonitwy dochodzą mnie z niższego poziomu, tymczasem ja siedzę na ławeczce i przeglądam kalendarz z ubiegłego roku. Był mi niepotrzebny do planowania. Ale ponieważ dostałem go od żony, postanowiłem go zapisać. Zapisywałem do połowy marca. Do tego rysowałem markery-buźki – uśmiechniętą, smutną i zagniewaną. Najwięcej tych uśmiechniętych, na szczęście. Ale bywało różnie. Wspomnienia powstają w głowie, jak żywe, nie zawsze miłe, ale dobre. Dobre, bo... ponad tym wszystkim wdzięczność, że...
Są jakieś sukcesy, kiedy na przykład zamknąłem finansowo duży projekt, prawie bezbłędnie i z dobrym wynikiem. I pierwsze kroki U. – trzy tygodnie po pierwszych jej urodzinach. Jest i notatka, jak A. nieszczęśliwie rozwaliła felgę i bardzo się zestresowała. I, pamiętam, była zła, że ja jestem zły. Nie ukrywałem tych emocji, nie krytykowałem, ale też specjalnie nie pocieszałem. Jak ktoś coś zrobił niechcący, to też jest jego wina. Co tu do pocieszania? A. była odmiennego zdania. Dorysowałem buźkę smutną.
Są jakieś odwiedziny, sylwester u siostry, jakieś poranki i wieczory, spotkanie z przyjacielem. Jest tamto choróbsko, co wszystkich nas położyło i już tylko wołałem do Boga. I jedno dość traumatyczne doświadczenie, z którym było mi ciężko przez dłuższy czas. Są randki i kino, i radość z nowego telefonu. I to jak odszroniłem i zatankowałem dla A. samochód, i rozgrzałem silnik z rana przy minus kilkunastu. Byłem zadowolony ze swojej niespodzianki, dorysowałem buźkę uśmiechniętą. I jak w „nowej” pracy dostałem mniejsze pieniądze; szczęściem w nieszczęściu było, że po pół roku już wyszedłem „na swoje”.
środa, 25 października 2017
Starość
Siedzę w pracy, wtem... A. pisze do mnie: "Kocia starość jest dziwna. Odkurzylam Polę, dosłownie odkurzyłam. I byla calkiem zadowolona... ;)" Ja już się za głowę złapałem. Sam miałem ochotę to zrobić nieraz, ale wiedziałem, że Pola boi się odkurzacza jak diabeł święconej wody. Drugi sms: "A kiedyś, dawno temu, wyskoczyłaby przez okno, byleby nie spotkać odkurzacza". Tak, tego już dodawać nie musiała. Wiedziałem to doskonale.
Nawet wysnułem naprędce przypuszczenie, że to może moja zasługa - oswoiłem kota z odkurzaczem. Ja, wychowany na wykładzinach i odkurzaczu, byłem tym, który w tym domu - glazury, paneli i zamiatania - jako pierwszy zaprzyjaźnił się ze starym elektroluksem. Potem kupiliśmy nowy, o demonicznej nazwie Dirt devil, który jest też cichszy. Może tym zjednał sobie względy Poli? A czort ją wie.
Potem okazało się, że to nie był żaden złośliwy pomysł, który wpadł do głowy A. Po prostu: odkurzała kocią poduchę, kiedy Pola sama tam wskoczyła, jakby się napraszała. No to ziu! - po ogonie. Nastawia się na więcej. No to... została odkurzona. Myć już jej się nie chce z tej starości, więc chociaż się odkurzy. Jaka to kocia optymalizacja procesów higieny osobistej! Świadczy o wysokiej inteligencji! Lub o głupocie. Wolę to pierwsze. Też kiedyś będę stary.
wtorek, 24 października 2017
Godnie
Kiedyś jeden mały chłopiec zapytał:
- Tato, a co to jest romans?
- Ojej, yyy, no, wiesz... A... właściwie skąd ty znasz takie słowo?
- A, przeczytałem w książce.
- Jakiej książce?
- No zobacz. - I synek otworzył tacie Biblię w języku angielskim na liście do Rzymian. Wszystko się wyjaśniło, tata odetchnął z ulgą, że nie musi się kłopotać.
A po co się kłopotać? Ja bym powiedział, że romans jest wtedy, gdy dwoje ludzi się kocha i chce spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Romans w małżeństwie? Oczywiście, wbrew definicji. Jestem za. Dlatego spontanicznie zapytałem An., czy nie mogłaby dziś uśpić dzieci i wybraliśmy się z A. ...na kawę.
Nasza ulubiona kawiarnia nas tym razem zawiodła i zamknęła się trzy godziny wcześniej. Szybka decyzja: to gdzie?
- Może Stary Dom? - Proponuję.
- A... to... nie "za wysoko" dla nas?
- Nie musimy przecież jeść tam sutej kolacji. - Śmieję się. - No a poza tym... Nie wiesz, dopóki nie spróbujesz.
Wchodzimy, na wprost piękne kwiaty w kryształowym wazonie, lustro w ozdobnej ramie i pani, która obrzuca nas wzrokiem. Chyba bardziej mnie. Jestem w bluzie z kapturem, takiej co właśnie mi A. kupiła, żebym miał "bluzę z kapturem". Podoba mi się. Jest nowiutka, ledwie metkę odciąłem, ale jednak to bluza z kapturem. Żadna marynarka, koszula.
Przynajmniej A. jest dobrze ubrana - pięknie i elegancko wygląda w swojej czarnej sukience. Pani, która nas obrzuciła wzrokiem (a może mi się tak tylko zdawało), teraz czeka na płaszcz. Żeby więc zrobić wrażenie (chyba na sobie samym lub na tej pani) pomagam A. rozebrać się i podaję płaszcz na wieszak.
Lubię w ogóle pomagać z płaszczem, otwierać drzwi auta i takie tam... I teraz zdaje mi się to jedyny gest, który może mi pomóc "zakwalifikować się" do tego lokalu, mimo tej bluzy z kapturem. No dobrze, może to nie jest opera, może mi się tylko wydaje. Dziewczyna w spódnicy w biało-czarne paski prowadzi nas po schodach i wskazuje stolik.
Zamawiamy mało, płacimy dużo. Smakuje wspaniale! Miła muzyka, nawet jedna stara piosenka, którą znam na pamięć - "Głupia miłość" Czerwonych Gitar. Prócz muzyki słychać więcej angielskiego niż polskiego. Jeszcze tylko napiwek. Kurczę, znów to samo: drobnych nie mamy, tylko dychę. Jak zwykle. Czasem były dwie dychy. No i rozmieniałem przy kasie, wiadomo, po co, więc trochę głupio.
Czasem zostawialiśmy trzy złote złożone z groszowych monet albo nic. Bo lepiej nic, niż niecałą złotówkę? Niekoniecznie. Ale teraz zostawiamy więcej, jakby to miało jakiś związek z dawnymi, zbyt małymi napiwkami. No i z tą moją bluzą, i z podawaniem płaszcza, i z poczuciem, że tu jest tak "wysoko", choć może trochę przesadzam. Może to tyiko w mojej głowie, że się chcę poczuć godnie. Bez sensu. Zupełnie jak wtedy, gdy człowiek przychodzi do Boga.
poniedziałek, 23 października 2017
Pragnienia
W odruchu samoobrony przed reklamą nauczyłem się myśleć tak: potrzeb mam niewiele, lepiej więc nie pragnąć nic ponadto. A jeśli już pragnąć, to dobrze się nad tym zastanowić. Ale teraz przeczytałem* opowieść o (północno)koreańskim chłopcu, który spotkawszy biznesmena i misjonarza z zagranicy poprosił go (w
niedziela, 22 października 2017
Wyliczanka
sobota, 21 października 2017
Schiza
Wreszcie zastanowiłem się, dlaczego te charaktery i konflikt tego typu są tak powtarzalne? (Ktoś, kto się na filmach zna lepiej ode mnie, potrafiłby z pewnością podać więcej przykładów). Chyba dlatego, że obie te figury są w każdym z nas. Jest jakaś schiza i tęsknota za tym, by być z jednej strony: sumiennym, wiernym, systematycznym, wytrwałym, twardym, bezwzględnym, a z drugiej strony: duszą towarzystwa, diablo zdolnym, szczerym, ekspresyjnym, fantazyjnym typem, którego nie da się nie lubić. A co, może nie? Może, oglądając film, nie należy pytać: kto wygra, ale: CO wygra? We mnie - i w tobie.
piątek, 20 października 2017
Wysprzątać
Spotkania te są regularne (co dwa tygodnie), ale... dość nieprzewidywalne. Na razie. Różny skład, różny "porządek obrad". Bardziej się poznajemy, mniej dyscyplinujemy – nie ma "żelaznych punktów programu". Jest tylko ogólne założenie, że będziemy pogłębiać znajomości, dzielić opowieściami z życia, przemyśleniami z osobistych czytań i modlitw, może też razem śpiewać i uwielbiać, modlić się, by sprawić sobie w ten wieczór coś nadnaturalnego – od Boga.
A pewnym ubocznym i prozaicznym skutkiem tych spotkań jest to,
czwartek, 19 października 2017
Studnia
W każdym razie myśli moje krążyły wokół seksu i zdrady... mężczyzn. I wokół tych kilku wersetów od Salomona, które wywracają stereotypy "macho" do góry nogami. Wypisałem skrót. Zasadniczo skutki chodzenia oczami i nogami za innymi kobietami oraz sypiania z nimi dzielą się na dwa:
1) przestrogi: w końcu (ona) jest gorzka i ostra, to jest prosta droga do śmierci, ktoś się w końcu do ciebie dobierze (strata honoru, dorobku, czasu), bieda na starość;
2) nie marnuj się, chłopie, na zdrowy rozum: "pij wodę z własnej cysterny/studni, czy twoje źródła mają wylewać się na zewnątrz, na place?" Czytam to tak: mężczyzna ma siłę, którą może podarować kobiecie. Ta siła jest wodą ze studni. Ale on sam może ją pić! Jak? Właśnie dając kobiecie. I ciesząc się nią. Ale nie obcej, bo to bez sensu - jak wylewanie swojej wody na plac. "Niech będzie błogosławiony twój zdrój, a raduj się z żony twojej młodości". Proste jak cep.
Liczba "seksualnych partnerek" nigdy nie była dla mnie wyznacznikiem "powodzenia" lub elementem fantazji. Ale odkąd przeczytałem werset o studni, mogę to w prosty sposób wytłumaczyć każdemu facetowi.