niedziela, 5 listopada 2017

Zepsute

- Nie może być tak, że daję wam autobusik, a po trzech dniach już brakuje koła. Szukajcie koła. - Rozkazałem. Nie znaleźli. Do dziś się nie znalazło. Dałem im tydzień temu auta po teściu. Lubił kolekcjonować. Ładne okazy, więc trochę się odleżały, żeby nie poobijali od razu. Fi. już na tyle podrósł, że raczej nie psuje takich rzeczy. Tym razem U. chyba godnie go zastąpiła.

- Ula, nie! - Krzyknę ale zaraz mityguję się, obniżam ton i mówię miło: - Tak rzucać nie można, zobacz, tutaj jest autko, które jest okropnie porysowane i brzydkie. Jeśli to nowe będziesz tak wrzucać do pudełka, do innych aut, to zaraz ten piękny i lśniący lakier będzie okropnie wyglądał. Czy możesz włożyć auto jeszcze raz, tak delikatnie? No, pięknie, brawo!

- Dzieci, nie obijajcie tak tej kuli, bo od takich uderzeń ona może przestać świecić na zawsze. I już jej nie naprawię. A przecież bardzo ją lubicie, prawda?
- Prawda...
O, już uważa. Argument podziałał. Im większa stawka, tym większa troska.

Tymczasem siedzimy z A. w kuchni. 
- Może schowaj tę soczewkę, bo ją zniszczą. - Radzi mi.
- E tam, ile to rzeczy już się odleżało, "bo zniszczą". Niech się bawią... - I nagle hops! A. poturlała starą soczewkę od jakiejś lornetki na krawędź stołu i na podłogę. Brzęk! Rozpadła się. Śmiejemy się.
- Teraz już nie zniszczą, za późno. - Drwię czule. Już niewiele mnie dziwi.

A jednak dziwi mnie, że ludzie, że ja sam robię nieraz głupie rzeczy, psuję swój czas, swoje relacje - zabawki od Boga najcenniejsze, o które powinienem dbać. Nie zawsze da się nareperować. A jeśli nawet, to już nie to samo, co nowe, niepołamane, nieporysowane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz