czwartek, 9 listopada 2017

Jaśniej

Postanowiłem wstać wcześnie, co nie było jakimś dużym wyczynem. Nie jestem z tych, którzy widzą w tym wyzwanie. Na dźwięk budzika o 5:45 podniosłem się, machinalnie ubrałem i wyszedłem. Aha, jeszcze zjadłem i zapakowałem do pracy naleśniki. Pochwaliłem siebie sam za to. Bo na ogół nie chce mi się tego robić. Schodząc po schodach, czułem w nogach zmęczenie poprzednich trzech dni. Ale gdy wyciągnąłem rower, siadłem na nim i poczułem, jak znów szybko się toczę, energia znów wstąpiła we mnie.

Przecinałem podwórka, typowe ursynowskie uliczki, poranne, chłodne, wilgotne powietrze, prawie namacalnie wiszące... a może to smog? Tfu. Było to zagęszczone jeszcze przez mrok poranka. Przesuwałem się szybko, jak pęcherzyk powietrza w akwarium. Patrzyłem, że świt już coraz silniejszy, a ja nawet nie potrzebuję włączyć światełek. Chociaż... latarnie wciąż się jeszcze palą... Ale zgasną, tak, przecież będzie już tylko jaśniej, już tylko lepiej. Jakie to przyjemne - powiedziałem sobie na głos: "już tylko jaśniej".

Pokrzepiły mnie te słowa, gdy pedałowałem aleją Lotników - tą ulicą, gdzie zawsze wieje w plecy; to jakieś czary-mary. "Już tylko jaśniej" - jakie to dobre, zwłaszcza teraz, gdy jesień w pełni, ta jesień smutna, uprana w szarej mgle i snująca się jak pies pod bezbarwnym niebem. "Już tylko jaśniej" - tak powtarzając tę myśl, przypomniałem sobie werset, który jest o mnie. Jak to dobrze, że o mnie: "droga sprawiedliwych jest jak blask zorzy porannej, która coraz jaśniej świeci aż do białego dnia". 

Przecież ani ja taki cnotliwy, ani szlachetnie ulepiony, ale łaska wszystko sprawia. "Jaśniej się robi" - myślałem o mojej przeszłości, że faktycznie, kurczę, naprawdę: jest coraz lepiej i więcej, i piękniej! "Jaśniej" - o mojej przyszłości; że tak się spodziewam, a pewnie, że z wiarą. I przy tym się namęczę, bo trzeba pedałować "dopokąd jadę". Ale że się jaśniej robi - to już zupełnie nie w mojej mocy. I dobrze. Oj, jak to dobrze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz