środa, 8 listopada 2017

Lody

- Lody, lody, komu lody? - Krzyczy sprzedawca, pchając swój wózek przez środek tłumu. Ludzie stłoczeni w ciasnym szpalerze nie mogą oderwać wzroku od lodów, wiwatują, klaszczą, śmieją się i przepychają podnieceni, żeby zobaczyć jak najwięcej pojemników z różnymi smakami. Ale nikt wózka i sprzedawcy nie zatrzymuje, nikt nie chce tych lodów kupić. Właściwie to wszyscy już zapłacili: za to, że wózek przejedzie i będą mogli popatrzeć. Ja się przypatruję tej scenie na filmiku. Wózek bez zarzutu, nie byle jaki i pewnie lody ma bardzo dobre. Ale to wszystko bez sensu... Prawda? 

A to wydarzyło się naprawdę, tylko, że nie wózek z lodami przejechał, tylko przeszła goła baba. No, w butach. Miała dostać za to dziesięć tysięcy. Pisali o tym na kilku portalach. A dlaczego piszę o tym ja? Nie, nie z chęci osądzania, oceniania tej dziewczyny albo tych chłopów. Nie czuję takiej potrzeby. Raczej dlatego, że mnie to zdarzenie fascynuje jako... zjawisko niewyjaśnione. Umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego się gapili; bo to przyjemne, ekscytujące. Wiem, znam to uczucie. Umiem sobie wyobrazić, że dziesięć tysięcy to fajna sumka. Ale wciąż całe zajście kojarzy mi się z tym absurdalnym wózkiem z lodami. 

Wiem, sam to sobie wymyśliłem, ale czy tak nie jest? To jak rozpędzanie się przed ścianą tylko po to, żeby zahamować. Co to za jazda? Wiem, niektórych to rajcuje, przyspieszają w mieście w trzy sekundy do osiemdziesiątki, żeby zaraz, po kilkuset metrach stanąć na czerwonym. Ja tylko unoszę brwi, a potem z politowaniem kiwam głową. Inna rzecz: załóżmy, że jestem "jednym z nich" - jak potem miałbym patrzeć na tę koleżankę z pracy? Nie inaczej, jak na rozebraną, na lalkę. Chociaż jest ubrana i jest moją koleżanką - ma swoją historię, zdolności, wiedzę... Nie, już nie ma. Bo mój męski mózg obfotografował ją od góry do dołu i tego już nie wyrzuci z "twardego dysku".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz