poniedziałek, 7 grudnia 2015

Dziwny, dziecinny, dorosły Jaś

Wpis o tym, jak przypomnieć sobie, że się jest dorosłym i jakie to fajne.

Mlaskałem jeszcze ze smakiem na myśl o burgerze „Jaś”, którego dostałem w „Jasiu i Małgosi” – na Jana Pawła. W głowie symbolicznie zaszumiał beczkowy żywiec, spożywany w towarzystwie M., który opowiadał o Portugalii i swoich zaręczynach. Prawdopodobnie nie smakowałby mi, gdyby nie ten burger i gdyby nie opowieść M. o urokach Sintry, Lizbony i Cascais. Zawsze, bez względu jak zacny jest lokal, podejrzliwie patrzę na te kraniki, na lejący się z nich złoty płyn, jakby jaśniejszy niż ten z butelki. Ile tam dodali wody – myślę i,

poniedziałek, 23 listopada 2015

Odrobiłeś lekcje?

Słoneczny dzień, czyste biurko. Zeszyt od matmy i zbiór ćwiczeń. 2a, 2b, 2c, 2d… Odhaczam kolejne zadania. Jeszcze z polskiego – charakterystyka do napisania. I geografia… Wreszcie kończę. Idę się pobawić.

— A dokąd idziesz, Jasiu, odrobiłeś lekcje?
— Odrobiłem.

Odrobiłem. Wspaniałe słowo. Odrobiłem zaległości. Odrobiłem straty. Odrobiłem bieżące sprawy. Odpracowałem. Nadgoniłem. Wyczyściłem. Wcześnie, od razu. Zrobiłem to, co w tamtym momencie należało zrobić. Ale teraz jest już nowy moment i robię to, co uważam za dobre, fajne, pożyteczne, potrzebne, miłe, zabawne… Jakkolwiek. Nic nie tracę. Mam na to czas. Jestem wolny. Jestem zadowolony. Jestem sobą.

sobota, 17 października 2015

Przez chwilę na szczycie

Zapisuję myśli – idee, emocje – skrótowo na świstkach, na dłoni, w telefonie... Wiele z nich gubię, nie rozpoznaję i ostatecznie porzucam, ale te trzy słowa nie pozwoliły o sobie zapomnieć: "sinusoida szczęścia - tak!"

Nie wiedziałem, skąd to się wzięło, ale zacząłem myśleć od nowa. Leżałem w łóżku, czekając na A., starając się nie zasnąć. Przypomniała mi się piosenka Republiki "Tak długo czekam", która ostatnio często gra w samochodzie, bo słuchamy jej z albumu "Ciechowski. Spotkanie z legendą" (polecam). O, proszę, nawet w tej piosence pobrzmiewa ta prawda, że raz jest lepiej, a raz gorzej.

piątek, 18 września 2015

Filmoterapia w parach

Chociaż nie jestem fanem kina (niewiele godzin spędziłem przed ekranem), doceniam to, co filmy potrafią wyczyniać w duszy. Jak zmieniają nastawienie, oceny, postępowanie i relacje człowieka. I o tym opowiadam dzisiaj – jak zawsze osobiście.

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem filmożercą. Temat filmów – jeden z tych, które rozpalają dyskusję nawet w skrajnie niemrawym towarzystwie – to dla mnie żaden temat. – „A oglądałeś to?”  – „A, to… No, fragmenty…” Większość filmów oglądałem „fragmentami” zajęty jakąś pracą na komputerze, raz po raz zerkając przez ramię, co tam leci w telewizji. Bo tata, bo siostra, bo ktoś włączył. Filmy, które zobaczyłem z czystej miłości do kina, samotnie, mógłbym policzyć na palcach jednej ręki.

czwartek, 2 lipca 2015

Idź nad morze, przewietrzysz głowę

Przez tydzień mogłem cieszyć się urokami plaży i bliskością żywiołu morskiego. W tym miejscu, w tym szumie słyszałem wiele szeptów, na które gdzie indziej próżno bym nadstawiał ucho. Notowałem je…

1. Zbudowałem zamek z piasku – dobrze jest patrzeć, jak opiera się falom, chociaż wiem, że to tylko przez chwilę. 

Przyszedłem nazajutrz, stał jeszcze, ale podmyty, spłaszczony, wygładzony wodą i wiatrem. Powoli zmierzał do wtopienia się w kształt jedynie słuszny tutaj, płaszczyznę plaży, podnoszącą się delikatnie ku wydmom i lasowi. Zabrałem się ponownie do pracy. Obok zamku wyrzuciłem drugą hałdę. Połączyłem ją ze starą. Wzmocniłem wszystko i podwyższyłem, pogłębiłem fosę.

piątek, 26 czerwca 2015

Wyzwanie na dzień ojca

Jednym z największych wyzwań, związanych z ojcostwem, jakie odkryłem i jakie przede mną stoi, jest miłość. A konkretnie to, by jako tata nie zepsuć tego, co naturalne: miłości dziecka i jego chęci przypodobania się. 

Podejrzewam, że ten tekst jest tyle osobisty, co uniwersalny. Innymi słowy, wierzę, że każdy może w moich doświadczeniach zobaczyć kawałek własnych zmagań.

Pamiętam, że gdy byłem mały, nosiłem pewien uraz do swojego taty. (Brzmi znajomo?) Jako dziecko byłem świadomy swojej zależności od rodziców i ich przewagi. Nota bene ostatnio przeczytałem pewną myśl Janusza Korczaka: „nie bierz tego do siebie – mówi dziecko – gdy krzyczę, że cię nienawidzę. Nie ty jesteś moim wrogiem, ale twoja miażdżąca przewaga”.

niedziela, 3 maja 2015

Róża z kolcami, konserwa z kościami

Czwartek wieczór – zatrucie, nici z majówki. A w sobotę z pomocą przyjechał tata. Ucięliśmy sobie niejedną pogawędkę, spacerując z dziećmi. A jedna z nich niech będzie osnową tego wpisu.

– …i kupiliśmy tam konserwę… – Ciągnął ojciec niezmiernie rozbawiony, opowiadając A. historię ze mną w roli głównej, komediowej – …którą na wzór radziecki chyba robili, i żeśmy ją razem z makaronem ugotowali, a tam…
– Ale zaraz – wtrącam, przecież wyście sami byli zażenowani tą konserwą.
– No pewnie, bo jak można wziąć kurczaka, oddzielić go od największych kości, a resztę porąbać siekierą albo zmiażdżyć i to wszystko wrzucić do puszki? W każdym razie

piątek, 6 marca 2015

Zabić dziecku ćwieka

„Zabić ćwieka” znaczy „sprawić komuś kłopot, zmuszając do uporczywego myślenia o pewnej sprawie, problemie”. A sprawa jest wielkiej wagi: młody człowiek musi zachować pasję do życia i wiedzieć, że nie zmierza donikąd.

Jakiś czas temu Z. – opiekun i wychowawca nie tylko własnej czwórki dzieci, ale również harcerskiej drużyny i kościelnej grupy „małej młodzieży” – zaczepił mnie podczas nabożeństwa i zadał pytanie, które do teraz pamiętam i staram się na nie odpowiedzieć. Nie jest łatwe. Akurat niosłem Fi. na rękach, przechadzając się po sali dla rodziców z dziećmi. Z. siedział przy stoliku i towarzyszyły mu dwie inne osoby, które już dały się wciągnąć w dylemat i głowiły się nad mądrym rozwiązaniem.

piątek, 27 lutego 2015

Facebook: stop. Życie: start

Czas na męską decyzję: opuszczam tę łajbę. Nie będę już siedział na fejsie. Ale dzisiejszy tekst nie będzie tylko o facebooku. Będzie też o marzeniach i zachłanności na życie, na misję i na zabawę.

Nosiłem się z zamiarem odcięcia od facebooka już długi czas. Kiedyś postanowiłem urządzić sobie post od tego. Słowo „post” jest tu o tyle trafne, że „fejsem” karmimy się wszyscy – my, którzy zaglądamy tam przynajmniej kilka razy dziennie. No i udało mi się. Przez miesiąc nie tknąłem niebieskiej ikonki „f”. Ale potem wróciłem do starych nawyków.

Z jednej strony przeszkadzało mi to. Po pierwsze dlatego, że czułem, jak

niedziela, 22 lutego 2015

Ula rodzi się szybko

Obiecałem, że napiszę coś o porodzie. Robię to… z dystansem z dwóch powodów: po pierwsze, minęło półtora miesiąca. A po drugie, był to poród mojego drugiego dziecka. Przeżyłem go jakoś spokojniej.

Po cichu A. marzyła o porodzie w domu. Z drugiej strony spodziewała się, że to wcale nie byłoby dla niej najlepsze. Stres wywołany obawami, czy naprawdę obędziemy się bez lekarza i szpitala, byłby chyba większy niż stres powodowany samą obecnością w szpitalu. Mieliśmy złe wspomnienia po narodzinach Fi. w Szpitalu Św. Rodziny na Madalińskiego. Nawet nie z powodu zastrzeżeń do personelu albo ogólnego standardu, po prostu trafiliśmy na dość gorący okres:

piątek, 30 stycznia 2015

Wzdychająca para i galareta

Siódmego stycznia urodziła nam się Ula, a mój świat stanął do góry nogami. – Dwójka dzieci – myśli ojciec dotychczas jednokrotny – to nie przelewki! – Jak sobie z tym (nie) radzę? O tym właśnie piszę dzisiaj.

— Ech! – Wzdycha A., zmęczona po pracowitym dniu.
— Ech! – odpowiadam bezwiednie, a tak szczerze, jak nigdy. I wtedy olśnienie! Mówię żonie: – Aguniu, znów jesteśmy jak narzeczeni!
— Jak to? – Pyta zdziwiona.
— Jesteśmy wzdychającą parą!
— Dobre sobie! – Westchnęła raz jeszcze, tym razem ze śmiechem.
A zatem przyszło nam salwować się poczuciem humoru. Zwłaszcza, że mi (przynajmniej) nie było wesoło. Jeszcze tydzień temu notowałem:

wtorek, 6 stycznia 2015

Jestem małym Jasiem

Każdy ma tyle samo czasu: dwadzieścia cztery godziny. A że się nie daje rady, że w rutynie coraz więcej jest obowiązków, a coraz mniej zabawy – to inny problem. Można uciekać, chować się… albo podjąć wyzwanie: będzie inaczej!

„Jestem małym Jasiem / nikt nie widzi mnie / będę spał pod kocem / tak, jak tylko chcę”. Kiedy mówię, a właściwie nucę te słowa, moja żona już wie, o co chodzi i jaki jest ciąg dalszy mojej małej piosenki-mruczanki. Najpewniej skończy się tak, że zasnę nie tam, gdzie trzeba. Cóż poradzić, kiedy poduszka tak się uśmiecha, a kanapa