niedziela, 30 kwietnia 2017

Parowóz

- Proszę, już bez krzyków i pisków. - Zarządzam, wrzucając wsteczny. Marzę o tym, żeby stąd już wyjechać. Niestety, nie jest to takie proste. Wielu gapiów, którzy przyjechali na paradę, zdążyło już wsiąść do swoich aut - teraz chcą zrobić to samo co ja. Fi. od płaczu przeszedł w tryb "szalejki". U. godnie dotrzymuje mu towarzystwa za moimi plecami.
- Dzieci, prosiłem o ciszę, jestem zmęczony. Zmęczony jęczeniem Fila: "Tato, chodźmy już, chodźmy do samochooodu" - Przedrzeźniam. Zapada cisza. Chyba ich to zastanowiło. A tak naprawdę jestem oburzony - podburzony burzą, ulewą, która spadła na nas i ponad półgodzinnym czekaniem (parada parowozów się spóźniła).

Gwizd takiego parowozu jest przerażający, gdy się stoi blisko. Uszy

sobota, 29 kwietnia 2017

Maniuś

- A więc on jest taki ambitny? Ten wasz wnuk. - Dopytywałem cioci. Usiedliśmy przed oknem, przez które widać było wcześniej parę drzew, kwiaty i budkę dla sowy, no i tę drogę na Gniezno, bez zmian. Teraz tylko roleta, stół i parę ciastek, których już jeść nie mogłem, bo bym to łakomstwo odchorował. Ciastka świetne, tylko brzuch nie w formie. No, nieszczęście. Ale ciocia lubi opowiadać. A ja lubię słuchać. Moje ostatnie odkrycie (w moim wieku to trochę żenujące): można prowadzić rozmowę, tylko zadając pytania i odpowiadając na nie. Ileż bardziej to jest uprzejme i zwyczajnie miłe! Jeszcze nie posiadłem tej umiejętności, bo lubię się wymądrzać i mówić niepytany. No więc mówię:
- Ja nieraz myślałem, mając już teraz dzieci, że na studiach było więcej czasu. A na studiach - że w liceum tego czasu było jakby

piątek, 28 kwietnia 2017

Prąd

- Asz! Psia krew! Elektryki pieprzone... Kto to robił?! - Zaczął kląć facet, który przyszedł podłączyć antenę do telewizora i popieściło go.
- Ja, a co tam? - Wszedł właśnie inny.
- Jak wyście to robili?
- A, no bo my chcieliśmy dobrze i to tak trochę inaczej...
- No ja wiem, że chcieliście dobrze, ale jest źle!
- Żonę prąd kopnął z wody, jak kran odkręciła. - Wtrącam nieco oburzony.
Majstrują, majstrują, wyciągnęli jakiś wkręt, który niby zwarcie robił.
- To co, już dobrze będzie? - Upewniam się.
- No, powinno.
Dzieci śpią. Domek świeży, po remoncie, wszystko fajnie, tylko ten prąd. Elektryki...
- Aaaarr! - Słyszę z łazienki.

czwartek, 27 kwietnia 2017

Słabość

Schodziłem coraz niżej i niżej, starając się w rozpędzie robić jak najmniejsze kroki. Duże groziły poślizgnięciem. Tym bardziej, że właściwie nie widziałem własnych stóp i gdzie je stawiam; na brzuchu miałem nosidło ze śpiącym Fi. Dwa razy już upadłem na tyłek i po tym pomyślałem, że nie wiem, czy dam radę podnieść się trzeci raz. Niewprawione mięśnie. Czułem się mocno zmachany i zgrzany, ale zadowolony. Ostatnie susy dzielące mnie od samochodu, czekającego na przełęczy, zrobiłem jakoś radośnie. Wreszcie płasko i twardo - stopy odczuły ulgę.
Rozwiązałem się z pasków, sprzączek i suwaków, i odłożyłem Fi. do fotelika. Spał dalej. Zdjąłem kurtkę, bluzę i flanelową koszulę, wywijając je na lewą stronę - do schnięcia. Zostałem w starym t-shircie i poczułem chłodny, kilkustopniowy wiatr na skórze i zapach mokrej ziemi. - "Jestem zgrzany, mogę się przeziębić".

środa, 26 kwietnia 2017

Śmieszność

- To tu? - Zapytała A.
- No. Widzisz: granica państwa. - Przeczytałem z małego znaku, który można było pomylić z granicą rezerwatu. Skręciłem koła, pod oponami zachrzęścił żwir i wtoczyliśmy się na mały parking, na mapie oznaczony też jako punkt widokowy. Naszym oczom ukazało się... nic. A mówiąc ściśle: rząd krzaków i nieskończona biel oraz płatki śniegu z deszczem atakujące przednią szybę jak gwiazdy w wygaszaczu ekranu, w starym Windowsie.
A. wyskoczyła na momencik. Wraca z raportem:
- Nie ma to jak zrobić siku po czeskiej stronie. - Na tych jej słowach chwilę się zawiesiłem (jak stary Windows) i pomyślałem, na zasadzie skojarzenia, czy ten nowy fotelik, wczoraj haniebnie zasikany przez nasze dziecię, trochę śmierdzi, czy może jednak nie... Wyrwał mnie z tych zmysłowych dociekań jakiś instynkt: zrobię zdjęcie. Przynajmniej tak (bo siku mi się nie chce) nadam własny, skromny

wtorek, 25 kwietnia 2017

Głód

Fi. od jakiegoś czasu jest hop do góry. Chyba jest głodny uwagi. Trochę jak bywam i ja (choć ja się dyscyplinuję i kryguję). Lubi wyrywać się do odpowiedzi, zaczepiać obcych, opowiadać niestworzone (jak również stworzone) historie.
- Idziemy? - Pyta przewodnik w jaskini.
- Tak! - Za całą grupę potwierdza Fi. Po chwili:
- Panu! (Osobliwa, nie wyrugowana jeszcze forma wołacza). A raz była wielka burza! - Zagaja bez związku z opowieściami o stalaktytach i draperiach. Pod koniec zaś ze śmiertelną powagą, głośno mówi: - Tato, bardzo się bałem, że w tej jaskini wyjdzie na nas najedzony, skalny niedźwiedź i nas wszystkich pożre. - Ludzie obok słyszą i z rozbawieniem powtarzają sobie te słowa. A ja trzeźwo

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Wdzięczność

Ktoś mnie zapytał: - Janek, a na nartach pojeździć można? - Bezczelny. Ja nie na narty tu przyjechałem. Ja na nartach nawet umiem, ale mnie ta zabawa ani nie rajcuje, ani nie kosztuje. No a pojeździć nie można, bo żaden wyciąg nie działa.
- Szanowanie, a dzisiaj jakaś szansa jest, żeby coś ruszyło? - Zagadnąłem mężczyzn w drelichach, kręcących się przy maszynowni dolnej stacji pod Czarną Górą.
- Odbiory techniczne, proszę Pana, wykluczone. - Kiwnął głową tak, jakby to miało wszystko przypieczętować. Żeby on mógł wrócić do pracy, a ja - zmyć się przez roztopy. Żeby to się zapadło pod mokrą ziemię.
- No, jasne. - Kiwnąłem głową tak, jakby to było oczywiste, jakbym się tego spodziewał i jakbym

niedziela, 23 kwietnia 2017

Bielice

- A poza tym Śnieżnik nie jest ciekawym miejscem. - Przekonywała pani AM. - Wywieje was tam, przy tej pogodzie to mała przyjemność, rozumiecie...
- No tak, no nie wiem, myślałem, że damy jakoś radę, że będzie fajnie.
- Z dziećmi to jak już, to na Czarną Górę kolejką wjechać, stamtąd już nie tak stromo.
- Dziękuję, dziękuję za te rady... - Próbowałem jak na lekcji w szkole zapamiętać wszystkie nazwy miejsc; wiosek i gór. Uśmiechnięci od miłego przyjęcia poszliśmy na górę. Wychynąłem przez okno w dachu. Pstryknąłem foto. - "Tyle śniegu". - Myślałem. - "Ale jutro stopi się cały. Przedwczoraj spadło pół metra i już go nie ma, tak przecież mówiła pani AM". - Pocieszałem się.
- Aguniu, słuchaj, jak dziś się wypada z nieba, to już jutro nie będzie

sobota, 22 kwietnia 2017

Zazdrość

- Kochaj żonę. - Mówili. - To najlepsze, co możesz zrobić dla waszych dzieci. - Mówili. Tyle teorii. A w praktyce...
Czasem się droczymy z dziećmi.
- Moja Ula! - Mówi A. i przytula mocno U.
- Nie, bo moja! - Mówię ja i próbuję U. wyciągnąć z objęć mamy.
- A właśnie, że moja. - A. nie ustępuje.
- Nie, bo moja. - Upieram się.
I tak, śmiejąc się z zabawy, ciągniemy ją do momentu, aż rozbawienie córki, to jest "przedmiotu" naszej "sprzeczki", zacznie mieszać się z jakimś rozżaleniem na serio.
- Nie, taty nie! Mamy! - Rozkazuje. Wtedy wkracza Fi., wdrapując się na nas albo już wciskając pomiędzy.
- Kłóćcie się o mnie! O mnie!
- Mój Filemon! - Teraz A. tuli synka.
- Nie, bo mój! - Fi., w przeciwieństwie do siostry, trzyma fason. Zadowolony przekonuje:

piątek, 21 kwietnia 2017

Urlop

Wyjeżdżamy. Już pojutrze. Zamontowałem nowy fotelik, zrobiłem w aucie więcej miejsca, posprzątałem bagażnik i odkurzyłem. Kupiłem nowy olej z filtrem. Jutro wymiana. Opon jeszcze nie zmieniałem, zimno, a poza tym to jednak góry. Obejrzałem mapę i okoliczne atrakcje. Zaplanowałem pobyt. Zarezerwowaliśmy dwa miejsca noclegowe i umówiliśmy się na odwiedziny stryja. Kupiona też przejażdżka parowozem do Wolsztyna (już nie góry). No i oczywiście wypisałem kartę urlopową. Poprosiłem radiowego szefa o szybszą wypłatę. Myślimy o tym, co zabrać ze sobą. Sprawdziłem skrzynkę pocztową: doszła! Mapa turystyczna gratis z urzędu miejskiego (bez reklam - miło, co?).

Gdzieś pomiędzy tym wszystkim myślę: jak to zrobić, żeby odpocząć samemu. Żeby wyjazd nie przerodził się (choćby tylko w mojej głowie) w ogarnianie dzieci i planowanie wszystkich wycieczek tak, żeby najwięcej "skorzystać" i jeszcze wszyscy byli zadowoleni, i nie wydać za dużo, i samemu się nie przemęczyć. Chociaż zdrowo się zmachać - chętnie. A ponad wszystko zależy mi na jednym: na oddaleniu się od wszystkiego, co tu. Oddalić się - co może pomóc?

czwartek, 20 kwietnia 2017

Pamięć

Potrzebuję pewnej perspektywy, chwilowego i przejściowego punktu siedzenia, żeby twierdzić, że nic nie ma znaczenia. Nic z tego, co było. Choć jest to oczywistym kłamstwem.

Potrzebuję pewnego punktu widzenia, żeby odkryć prawdę, klucz: dlaczego każde wspomnienie jednak jest istotne. Zrozumieć, dlaczego przeszłość doprowadziła mnie do teraz.

Na przykład kiedy po raz pierwszy pojechałem na ten obóz letni i po co tyle razy tam wracałem. Albo kiedy po raz pierwszy tańczyłem z dziewczyną naprawdę blisko i jak to było. Albo ile razy usłyszałem: możemy zostać przyjaciółmi. Albo nic nie usłyszałem, bo nie umiała tego powiedzieć. Albo kiedy po raz pierwszy wstydziłem się tak bez sensu i tak mocno, że zjadłem całą karteczkę, żeby nikt się nie

środa, 19 kwietnia 2017

Nadzieja

Mam nadzieję, że:
- zawsze będę ci dziękował, że jesteś ze mną
- i że jesteś taką żoną,
- i taką przyjaciółką,
- i taką kochanką;
- będę się o to starał, żebym nigdy się tobie nie znudził
- i że się nie znudzę;
- będę dbał o siebie dla ciebie;
- nie spowszedniejemy sobie;
- będzie mi wystarczać chwila, by się w ciebie zapatrzeć;
- będziesz tak jak dotąd - coraz bardziej poznana i tym bardziej nieodkryta;
- aż do końca pozostanie niedosyt (a może nie? chyba lepiej tak).

wtorek, 18 kwietnia 2017

Zadowolony

Schody ruchome to nie najlepsze miejsce na rozmowę. Ale to on zaczął:
- I jak?
- Co jak?
- Może zamknij na chwilę tę książkę.
- Może i zamknę, ale wtedy...
- No...
- Wtedy zaczniesz zadawać trudne pytania.
- Trudne, bo nie potrafisz odpowiedzieć, czy trudne bo nie chcesz odpowiadać?
- Nie spodziewałem się po tobie takich figur retorycznych. - Odparłem wymijająco. - Nie chcę odpowiadać. Ale oczywiście... chcę, bo wiem, że to będzie dobre. Odpowiem.
- Dziękuję, że dajesz mi chwilę.
- Och, przestań. Dla ciebie zawsze.
- Czyżby?
- Masz żal?
- Nie. Ja bardzo rzadko mam żal.
- Rozumiem. Można się tego domyślać.
- Chciałem zapytać, czy jesteś zadowolony.
- Zadowolony z czego?

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Dyskryminacja

W wielki piątek na ogół wszyscy pracują krócej. Albo tylko kobiety. Co? Ano, tak mówiła An.: 
- U mnie kierownik facetów wcześniej nie puszcza. - No tak, myślę ironicznie, niby po co? Razem z A. prawie łapiemy się za głowę. 
- Ależ... - Zająknęła się A.
- Przecież... - Zacząłem ja.
- To takie... seksistowskie.
- Bo co, mężczyźni to już nic w domu nie robią na święta? - An. na to:
- No, ja tam nie narzekam.
- Wiesz... - Mówię. - To oczywiste, że dla ciebie to czysta korzyść, że możesz wcześniej wrócić do domu, ale z drugiej strony to taka sugestia: idź już, kobito, do garów. A faceci mogą wrócić później. I tak siądą wtedy przed telewizorem.
- A, no to jak tak, to nawet mnie już wkurzył ten kierownik. - Kwituje An. z właściwą sobie porywczością.

No i już po świętach. Wieczór: odwieźliśmy razem z A. prababcię do domu. Babcia Z. dobrze się trzyma, jak na swoje osiemdziesiąt

niedziela, 16 kwietnia 2017

Punkty

Wróciliśmy do domu. Wdrapaliśmy się na to nasze trzecie piętro ze śpiącymi dziećmi. Położone, spokój, jeszcze torby. Jeszcze auto odstawić spod klatki na parking... Zrobione. Ściągnąłem swoje wąskie spodnie, które krępują mi ruchy i, w gaciach stojąc, obrzuciłem wzrokiem sypialnię. Bałagan, w większości chyba mój. Trzeba z tym coś zrobić. I wtedy zaczęły się kłopoty - jak mówi narrator w bajce "Tomek i przyjaciele".
- Jasiu, miałabym tylko jedną prośbę, żebyś sprzątnął tę torbę z butami, co przynieśliśmy. - Zakomunikowała A. i odeszła do kuchni. Tu już się wykazała wiedzą specjalistyczną, bo wiele kobiet powiedziałoby te słowa w stronę ściany kuchennej, przy otwartym kranie, nie sprawdzając wcale, czy to dotarło do faceta. A potem pretensje, że nie słucha. No, do mnie dotarło, tylko że ja miałem już

sobota, 15 kwietnia 2017

Zemsta

- Ula, dlaczego płaczesz? - Pyta An., biorąc U. na ręce.
- płacz
- Skończyła się bajka, tak? - Wchodzę do akcji.
- płacz, U. kiwa głową.
- ...i Filo wyłączył telewizor? - Opisuję fatalny ciąg dalszy.
- Tak.
- A ty, Filu - Wtrąca An. - Wyłączyłeś, bo już nie chciałeś oglądać?
- Nie, bo...
- Bo Ula zabrała ci pieska? - An. wedle intuicji.
- Tak, bo Ula mi zabrała.
- Za pieska wyłączyłeś?
- Za pieska. - Przyznaje Fi. U. płacze już mniej szczerze, za to z przekonaniem. I oboje tulą się do An.
- Za Gdańsk. - Mruczę pod nosem i wychodzę rozbawiony.

piątek, 14 kwietnia 2017

Siermiężne

Takie życie opisuje Marek Hłasko - opowiadania z lat 50. snute są na tle Warszawy, dźwiganej z powojennej nędzy w... kierunku wcale nie jakimś świetlanym, jak by tego chcieli wielcy konstruktorzy nowego ładu. Wszystko jest siermiężne - od ciężarówek, którymi Hłasko jeździł, przez "łączki" za zakładami pracy, zaludnionymi zwłaszcza w pracujące soboty i dni wypłaty, mieszkania i domy, hoteliki, burdeliki, kawiarnie i bary, parki i ruiny, i nawet to, co nowe. A przede wszystkim życie po prostu. "- Nie lubię tego słowa. Cóż ono w końcu oznacza? - Wszystko. - I nic." - Rozmawiają chłopak z dziewczyną. - "Życie się cholernie rzadko układa ludziom". - Sentencję taką wypowiada inny bohater, świadom banalności tego faktu i, co gorsza, banalności przyczyn takiego stanu rzeczy.

Wszystko jest biedne, zaciągnięte krótką kołdrą, a miłość, która mogłaby tę niemoc przezwyciężyć - sprowadzona do rynsztoku, do chamskich odzywek i zaczepek w bramach i barach. Ile się dziewczyn poznało, a wszystkie to samo: nie jesteś pierwszy, miałam partyzanta, przepadł w lesie. Ilu chłopaków próbuje jeszcze wierzyć

czwartek, 13 kwietnia 2017

Najlepszy

Jechałem z dziećmi na plac zabaw, na "dinozaury". Stoimy na przystanku. Siedzi tam też dwóch mężczyzn. Jeden starszy ode mnie przynajmniej dziesięć lat. Drugi - milczący - przynajmniej dwadzieścia. Ten pierwszy zerka na U. i Fi. - To jest najlepszy czas. - Mówi. Patrzę teraz na niego, a kątem oka na dzieci, czy nie wlezą na jezdnię. - To znaczy? - Pytam. - Jak dzieci są małe, najlepszy czas. - Odpowiada z pewnością. - Potem, wie Pan, córka pisze smsa o północy: "Tato przyjedziesz po mnie?" A jest u koleżanki na Białołęce. Albo nie odbiera telefonu przez pięć godzin, do dziewiątej wieczorem. "Mamo, nie odbierałam, bo byłam z koleżankami". A my już sprawdzaliśmy, gdzie jest najbliższa komenda policji. Generalnie trzeba mieć pozytywne podejście. A teraz, wie Pan, to jest najlepszy czas. - Nic nie odpowiadam, potakuję. Uśmiecham się. Szczerze.

środa, 12 kwietnia 2017

Pogłaskać

Widziałem wideo: mały pies ma długą sierść, tak zlepioną brudem, że nie sposób rozpoznać jego płci, jak mówią. Z pozycji obronnej w rogu klatki szczerzy groźnie kły, a jego warczenie i szczekanie skutecznie odstrasza: nie zbliżaj się! Po jakiejś chwili tymczasowy opiekun zdołał powoli zbliżyć do psiej szyi pętlę i delikatnie założyć ją - dla swojego bezpieczeństwa. Ta specjalna pętla na wysięgniku chroniła go, kiedy zbliżał rękę do psa - jeszcze przed chwilą zupełnie wściekłego. Ten pozwolił się pogłaskać, a z każdym następnym dotykiem niemal odczuwalnie robił się spokojniejszy, milszy, wręczy przyjazny i wdzięczny, zadowolony.

Mówili mi, ostrzegali, uprzedzali: niech Pan uważa, oni tylko szukają zaczepki. Oszukują! Obmawiają za plecami. A potrafią nawet głupie miny stroić, Pan sobie wyobraża? Dorośli ludzie! Przecież to trzeba być psychicznym. Niech Pan sprawdza wszystko, na ręce patrzy! Nie życzę Panu, no. Ale zawsze lepiej, wie Pan. Oni aferę mogą z nudów

wtorek, 11 kwietnia 2017

Higiena

W marcu próbowałem oddać krew. Oddałem, ale niezupełnie. Po ok. 300 ml zacząłem tracić przytomność. Od razu o tym powiedziałem i tak pielęgniarz zdążył zareagować. Przerwał pobieranie, żebym nie "odleciał". Skończyło się na dziwnym uczuciu w brzuchu, na sercu i na lekkich mroczkach przed oczami. Byłem już mądrzejszy niż za pierwszym razem, parę lat temu, kiedy musieli mnie ocucić. To stało się tak szybko.

Szkoda, bo taka niepełna dawka krwi jest, jak się dowiedziałem na miejscu, do wyrzucenia. Tzn. do utylizacji. Czy to znaczy, że byłem zbyt osłabiony? Nie wiem. A może nie mam predyspozycji? Spróbuję sprawdzić to za rok, wedle zasady "do trzech razy sztuka". Chociaż przyznam, że nie lubię tego kłucia. A kto lubi? Niby to tylko dwa razy, ale...

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Splunąłbym

Nie należę do ludzi pokrzywdzonych przez tzw. los. Nie mam wrogów, prześladowców i wielkich winowajców. Generalnie nie mam żalu. Można by powiedzieć, że moje życie jest usłane różami: wprost nie mam komu przebaczać. A jednak w pewnych sytuacjach czuję, że się pompuję jak balon.

Dziś zamówiłem chinola. Kurczak w cieście. Czekam minutę, dwie... Jak się później okazało - tyle powinno to trwać. Ale ja czekałem dalej, chyba dwadzieścia minut! Czytałem książkę, naiwnie wmawiając sobie, że to już za chwilę: wjedzie na ladę danie dla mnie, na wynos. Z lekką irytacją podnosiłem wzrok znad książki, obserwując jak kolejne osoby odbierają swoje żarcie. W końcu zapytałem, co z moim zamówieniem. Ogarnęli się, zakrzątnęli i nie minęła minuta, jak jeden z Wietnamczyków z uśmiechem podał mi moje pudełko. Tylko westchnąłem. Nic nie powiedziałem. Ale ile się w duchu

niedziela, 9 kwietnia 2017

Prezent

Albo wyguglać "teksty na podryw" i pośmiać się z nich. Można. Jest tego trochę. Czasem chce się powiedzieć coś bardzo efektownie i wychodzi koszmarna żenada. Czasem chce się powiedzieć coś szczerze i wychodzi kicz. Ale w tym drugim przypadku nie przejmuję się. I tak na przykład dzisiaj wieczorem, przeglądając ogrom prezentów, jakimi zostaliśmy zasypani, popatrzyłem na zdjęcie z dzisiejszych urodzin i pomyślałem, że największym prezentem jest to, co widzę: że jestem z A. Za parę dni skończę 30 lat, a moja żona ciut więcej. Świętujemy (tak porządnie - dzięki niej) i cieszymy się razem - rodziną, przyjaciółmi i... sobą. I gdzieś w głębi albo też powierzchownie, mimochodem i specjalnie, właściwie codziennie cieszymy się też Bogiem, naszym najlepszym Tatą.


sobota, 8 kwietnia 2017

Fotoplastykon

Byłem pierwszy raz w tym dziwnym pokoju, pachnącym historią. Pojechaliśmy do Centrum we trójkę: ja, Fi., U. Wycieczki cel pierwszy: pozwolić A. ugotować wszystko na jutrzejsze urodziny. Urodziny A. i moje. Wypadają w środę i czwartek, więc trochę falstart, ale tak było najlepiej. Cel drugi: kupić dla A. prezent, który - jak się okaże - będzie do wymiany, bo sukienkę, co prawda, wybrała sama, ale w internecie jakoś nie przymierzyła. Cel trzeci - last but not least - mieć z tej wyprawy jakąś przyjemność. Trochę słońca i wiatru we włosach, hulajnogi, metra, trochę słodkich daktyli, muffinek chapsnięty po drodze z Batidy, no i... Fotoplastykon Warszawski. 

Wchodzimy w oficynę kamienicy Hoserów - taka wysoka "studnia". Kilka kroków z Alej Jerozolimskich i robi się zacisznie. Bez warkotu aut, bez wietrzyska. Drugie podwórko i brama, i drzwi. Robi się ciemniej. - Tato, czy to muzeum? - Pyta Fi. - Tak, Filu, to takie

piątek, 7 kwietnia 2017

Gender

Czytam właśnie o mitach genderowych* i myślę, że znów: wiele winy (jeśli nie cała) jest po stronie mężczyzn. Nie dlatego, że tworzą i utrzymują patriarchat. Ale dlatego, że w tworzeniu patriarchatu nawalają! Bo skąd nazwa patri-? To znaczy ojciec! Jeśli mężczyźni mają deficyty i krwawiące rany w relacjach z ojcami, a z kumplami rozmawiają tylko (w uproszczeniu) o samochodach, zamiast czasem przyznać się do uczuć i potrzeby pomocy, to sami nie potrafią być wystarczająco dobrymi ojcami. A współcześnie nie potrafią stanowczo zbyt często. Zły dla kobiet ustrój społeczny można nazywać różnie, ale błagam, nie PATRIarchatem!

Ci słabi mężczyźni, jeśli w ogóle tworzą dom (taki z żoną i dziećmi), to w tym domu nie dominują, oddają pole i zrzucają obowiązki. A zyskując nieco swobody, tworzą ułudę prestiżu na stanowiskach pracy. Nic dziwnego, że ich zapracowane kobiety czują się lekceważone

czwartek, 6 kwietnia 2017

Drzewo

Na huśtawce siedzą An. - teściowa i A. Pod nimi kucają Fi. z U., zajęci bardzo mocno rysowaniem na wydeptanej ziemi. Poszły w ruch patyki, kamyki. Fi. mówi: - Tato, narysuj coś olbrzymiego! - No to przykucam, ryję patykiem samochód - tak wielki, jak tylko się może zmieścić pod tą huśtawką. I co by tu jeszcze...
- Idziemy już? - Pyta A. - Jestem już zmęczona.
- Nie, jeszcze nie! - Protestuje Fi., nie podnosząc wzroku.
Rozejrzałem się dookoła jak jakiś nadpobudliwy dzieciak. Trzeba coś spsocić, a najlepiej wciągnąć w to dzieci, żeby nie wyszło, że ja to dla własnej tylko zabawy... Drzewo.
- Dobre drzewo. - Mówię. - Do wspinania.
- To se wleź. - An., chętna do prowokacji. Waham się przez moment. Ale włażę. Hop, hop. Pięć kroków i trzy metry nad ziemią.
- Kto chce ze mną na drzewo!
- Ja! - U. już biegnie.
- I ja! - Dołącza Fi.
Mama podsadza, tata wciąga, babcia robi zdjęcia. Trochę już się boją, złażą, zeskakuję, wracamy.
Pięknie to - takie rzeczy dzieciom pokazywać. No i co, że ryzykowne?  Następnym razem będzie wyżej. Same by na to wpadły? Pewnie tak, ale może później? Mi trochę tego brakowało, żeby mnie ktoś czasem wciągnął na to pierwsze drzewo, pokazał, że można próbować, bezczelnie: pukać tu, pukać tam. Niech ktoś doceni, a kto inny doszlifuje. Nie drzwiami, to oknami. Na konkurs, do wolontariatu, do sportu, do sztuki, do pracy. Nawet kosztem gorszej oceny z nielubianego przedmiotu.

środa, 5 kwietnia 2017

Nerwy

A. zawozi Fi. do przedszkola. Prawie co dzień musi też zabierać ze sobą U. - siłą rzeczy, bezwładności, ironią losu. U. czasem chce, czasem nie. Ale wychodzi i wraca z mamą. Jadą Dolinką. Dolinka zawsze o tej porze zapchana. Zwłaszcza od Nowoursynowskiej do Wilanowskiej. Ale U. to bierze za dobrą monetę. Dziecko nie wie jeszcze, nie zdążyło się nauczyć, że na pewne rzeczy w tym mieście po prostu się narzeka, bez dyskusji - jak na huczące nad Ursynowem samoloty, kiedy znów remontują główny pas startowy na Okęciu. Dziecko to bierze do wiadomości, jak jest i może mu się nawet podobać. No więc U. liczy te samochody, które są z boku i które są przed nią. Została swego czasu przesunięta z fotelikiem na środek, więc ma dobry punkt obserwacyjny.

- Tely, pieć... Tely pieć... - po swojemu. - Tely, pieć... - Fi. i A. słuchają tego. W końcu Fi. się odzywa, czym daje poznać, że wzbierała w nim od niejakiej chwili dzika złość:

wtorek, 4 kwietnia 2017

Czekamy

Schodzę na dół po Kropelkę. Na recepcję. Tam znowu to samo: Zetka leci. Jest jak haczyk na rybę - na mnie. Gra to, co ludzie lubią, bo znają, a znają, bo to się gra, a się gra, żeby ludzie znali, żeby lubili. Czasem tam siedzę, w zastępstwie. Podchodzę do tego radyjka, przekręcam volume i zaczyna grać, co tam sobie portier ustawił. No proszę: Zetka. Ręka zawiśnie w powietrzu, chwila zawahania. Dam im szansę. Potem żałuję. Ale nie narzekam. Przecież sam chciałem. "Minęła właśnieee... - trzynasta - w radiu Zet!"
- Trzynasta! - Udaję przerażenie w oczach. Wywalam oczy na M. - recepcjonistkę.
- Trzynasta! No już tak nie udawaj. Przecież to dobrze. - Droczy się.
- Jakie dobrze, jakie dobrze... - Mruczę pod nosem i otwieram Kropelkę. Trudno skupić myśli, cholera. Podzielność uwagi między zdejmowanie nakrętki i składanie zdania - to poziom hard.
- No pewnie, że dobrze. Bliżej do końca. - Upiera się M.
- No, jeśli tak to ująć...
- A co, a nie tak?

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Uwikłani

W weekend była piękna pogoda. W sobotę byliśmy na Cmentarzu Północnym. Z lotniska na Bemowie co chwila nadlatywały awionetki i szybowce, ku nim zadzierały się dziecięce nosy. Nosy dorosłe też. Długie dystanse między grobami skracały nam hulajnogi i prowiant: naleśniki, kanapki, jabłka. W międzyczasie U. zdążyła się obudzić, a Fi. zasnąć.

W niedzielę chcieliśmy przy okazji zobaczyć Nowosielskiego na ścianach kościoła w Wesołej. Zamknięte. U. ciągnie mnie ze szczytu górki - na groby.
- Pódziemy dzieś?
- Tam w dół chcesz?
- Dół, tak.
- Dobrze, chodźmy. - Jest ładnie, drepczemy między kamiennymi płytami.

Lubię cmentarze. Raz na jakiś czas tam zaglądam, myślę wtedy

niedziela, 2 kwietnia 2017

Całodobowy

Wracamy z Wesołej. Rozdzielamy się: dziadkowie zabierają Fi. pociągiem, co niezmiernie go raduje, a my z U. jedziemy samochodem. Umawiamy się pod Stadionem. Stadion - olbrzymi koszyk widoczny z daleka. Fi. już doskonale wie, U. zresztą też, że ten koszyk = wielka makieta kolejowa. Byli już dwa razy. I oboje chcą jeszcze raz.
- Tato, a pójdziemy na wystawę pociągów? - Naciąga Fi.
- Ce wystawe, telaz! - Krzyczy podekscytowana U.
- Słuchajcie, możemy pójść na wystawę pociągów po raz trzeci, ale nie dziś. Dzisiaj już jest zamknięta.
- Zamknięta?? - Dopytuje U.
- Tak. Panowie, którzy obsługują kasę, zamykają wejście i idą do domu; odpocząć, spać. - Zapada cisza. - No bo to nie jest czynne cały czas, całą dobę, dzień i noc. - Tłumaczę przy okazji. To nie jest takie miejsce, które jest otwarte bez przerwy, jak na przykład szpital...
- Albo stacja benzynowa - dorzuca A.
- Albo... - Hm, co jeszcze; monopolowy? E... Fi. dorzuca:
- Dooom.
- Bardzo celne spostrzeżenie, Filu - śmiejemy się w głos i cieszymy, właściwie nie wiadomo z czego. Z tego domu chyba.

sobota, 1 kwietnia 2017

Kowboj

Siadłem na pufie i rozparłem się wygodnie w ciemnym pokoju. Jak w "Siedmiu wspaniałych" - ten rewolwerowiec, który drzemał pod płotem. Śmiesznie się z tym czułem. Ale nie, raczej dobrze. Po lewej mojej ręce zasypiał Fi., którego kilka razy jeszcze głaskałem. Po prawej ręce zasypiała U., przytulona do mamy. A ja na tej pufie - wielkiej jak ja. Całe mieszkanie było ciche, jakby puste, jak wioska w "Siedmiu wspaniałych". A przede mną otwarte drzwi, przez które nikt nie wejdzie. Ale mógłby. I wtedy ja załatwiłbym go jednym strzałem. Tak sobie myślałem. Tak tylko. Wiem przecież. Dla przyjemności. Dla hecy. Fantazja. Czułem się z tym dobrze.