środa, 26 kwietnia 2017

Śmieszność

- To tu? - Zapytała A.
- No. Widzisz: granica państwa. - Przeczytałem z małego znaku, który można było pomylić z granicą rezerwatu. Skręciłem koła, pod oponami zachrzęścił żwir i wtoczyliśmy się na mały parking, na mapie oznaczony też jako punkt widokowy. Naszym oczom ukazało się... nic. A mówiąc ściśle: rząd krzaków i nieskończona biel oraz płatki śniegu z deszczem atakujące przednią szybę jak gwiazdy w wygaszaczu ekranu, w starym Windowsie.
A. wyskoczyła na momencik. Wraca z raportem:
- Nie ma to jak zrobić siku po czeskiej stronie. - Na tych jej słowach chwilę się zawiesiłem (jak stary Windows) i pomyślałem, na zasadzie skojarzenia, czy ten nowy fotelik, wczoraj haniebnie zasikany przez nasze dziecię, trochę śmierdzi, czy może jednak nie... Wyrwał mnie z tych zmysłowych dociekań jakiś instynkt: zrobię zdjęcie. Przynajmniej tak (bo siku mi się nie chce) nadam własny, skromny
sens naszej obecności tu, na tej przełęczy. Zdjęcie samo w sobie bezwartościowe, bo nic nie widać.
Wracamy do domu, do pokoju gościnnego.
- Teraz ostrzej w prawo... Łukiem w lewo. Łagodnie... I sto osiemdziesiąt w prawo... - pilotuje A., podglądając mapę google.
- To do tej kopalni może jutro... - Mówię.
- Tak, może tak. Na pewno. - Zamyślona.
- Więc właściwie, po co my tu...?
- ...przyjechaliśmy? No, na tę kawę. - Uśmiecha się do mnie A. Popatrzyłbym dłużej, jak się uśmiecha, ale serpentyna...
Też się uśmiecham i zerkam na A. Rozumiemy się. I uśmiechamy.
Ta kawa wypita w "wiedeńskiej" naprzeciwko Wojciecha w Lądku była dobra - cappuccino, latte, sernik, suflet - niezłe. I to, że dzieci połowę tego czasu przespały obok. Prawie jak randka - byliśmy zgodni. Nie przeszkadzało nam nawet to, że z radia leciał jakiś szit, który psuł wykwintny nastrój tego miejsca, z pewnym trudem osiągnięty. Zamykając oczy, czułem się jak w barze z parówkami.
Ta kawa była fajna i tylko tyle. Uśmiech był z innego powodu; że mimo przenikliwego, wilgotnego chłodu, narzekających trochę dzieci i braku wyraźnego celu tej całej wycieczki, byliśmy zadowoleni. Sami przed sobą naraziliśmy się na śmieszność - bardzo właśnie przyjemną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz