czwartek, 27 kwietnia 2017

Słabość

Schodziłem coraz niżej i niżej, starając się w rozpędzie robić jak najmniejsze kroki. Duże groziły poślizgnięciem. Tym bardziej, że właściwie nie widziałem własnych stóp i gdzie je stawiam; na brzuchu miałem nosidło ze śpiącym Fi. Dwa razy już upadłem na tyłek i po tym pomyślałem, że nie wiem, czy dam radę podnieść się trzeci raz. Niewprawione mięśnie. Czułem się mocno zmachany i zgrzany, ale zadowolony. Ostatnie susy dzielące mnie od samochodu, czekającego na przełęczy, zrobiłem jakoś radośnie. Wreszcie płasko i twardo - stopy odczuły ulgę.
Rozwiązałem się z pasków, sprzączek i suwaków, i odłożyłem Fi. do fotelika. Spał dalej. Zdjąłem kurtkę, bluzę i flanelową koszulę, wywijając je na lewą stronę - do schnięcia. Zostałem w starym t-shircie i poczułem chłodny, kilkustopniowy wiatr na skórze i zapach mokrej ziemi. - "Jestem zgrzany, mogę się przeziębić".
- Pomyślałem. - "Zaraz się ubiorę, jeszcze chwilkę, jest tak przyjemnie". - Czułem się mocny i silny. W szybie samochodu zobaczyłem swoje odbicie. Moja klatka piersiowa, biceps wychylający spod opiętych rękawków - były trochę skrócone jak to w krzywym zwierciadle. Kształtne i ładne. Wziął mnie nagły przypływ narcyzmu. Zacząłem się ubierać, kiedy właśnie dołączyła A., idąca trochę z tyłu z U.
Cztery dni później znów Fi. śpi w nosidle na moim brzuchu. Budzi się, a ja natychmiast go zdejmuję. Jakiś atak duszności mimo świeżego, wilgotnego powietrza, mdłości, osłabienie. To miało trwać, jak się okazało, jeszcze ponad dobę. A. pozwoliła mi przeleżeć popołudnie i wieczór, i ranek. Byłem bezsilny, w brzuchu jakaś rewolucja, dreszcze. Czułem się do niczego. Czułem się zepsuty, słaby. Modliłem się w myśli, żeby to się już skończyło. Tylko jedna myśl zdawała mi się zabawna: że tak różne emocje mną targają - moja siła i słabość na zmianę są śmieszne, kiedy zważę, że jestem z prochu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz