sobota, 22 kwietnia 2017

Zazdrość

- Kochaj żonę. - Mówili. - To najlepsze, co możesz zrobić dla waszych dzieci. - Mówili. Tyle teorii. A w praktyce...
Czasem się droczymy z dziećmi.
- Moja Ula! - Mówi A. i przytula mocno U.
- Nie, bo moja! - Mówię ja i próbuję U. wyciągnąć z objęć mamy.
- A właśnie, że moja. - A. nie ustępuje.
- Nie, bo moja. - Upieram się.
I tak, śmiejąc się z zabawy, ciągniemy ją do momentu, aż rozbawienie córki, to jest "przedmiotu" naszej "sprzeczki", zacznie mieszać się z jakimś rozżaleniem na serio.
- Nie, taty nie! Mamy! - Rozkazuje. Wtedy wkracza Fi., wdrapując się na nas albo już wciskając pomiędzy.
- Kłóćcie się o mnie! O mnie!
- Mój Filemon! - Teraz A. tuli synka.
- Nie, bo mój! - Fi., w przeciwieństwie do siostry, trzyma fason. Zadowolony przekonuje:
- Mamo, ty mnie wygraj! - Ale wtedy U. jednak znów chce być w centrum uwagi.
Całkiem na serio nie pozwoli mi też przyzwoicie a porządnie przytulić A., kiedy leżymy. Wówczas staje się jak ta igła, którą wciśniesz wszędzie - byle tylko rozdzielić rodziców, a właściwie dobrać się do mamy.
- Ula, czy ja mam sobie pójść? - Pytam w swoim stylu. Lubuję się w sokratejskim, tzw. elenktycznym obnażaniu absurdów dziecięcej logiki i przekonań przez proste zadawanie pytań.
- Tak! - Twierdzi U.
- A więc nie mogę przytulać mamy?
- Tak!
- A mogę przytulać mamę, kiedy mama będzie przytulać ciebie?
- Tak. - Przyznaje uspokojona, w ramionach rodzicielki. Ja lokuję się przy plecach A.
Czasem też, kiedy jedziemy we czwórkę i zaparkujemy samochód, lubię całować A., zanim otworzę drzwi. Właściwie... lubimy się całować. Dziś Fi. zastosował wobec nas broń ze swego codziennego słownika:
- Koniec czasu!
- Koniec całowania? - Uściślam.
- Tak, koniec całowania.
- Nie możemy się całować?
- W samochodzie nie można się całować.
- A gdzie można?
- Całowanie jest w sypialni.
W dziesiątkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz