wtorek, 4 kwietnia 2017

Czekamy

Schodzę na dół po Kropelkę. Na recepcję. Tam znowu to samo: Zetka leci. Jest jak haczyk na rybę - na mnie. Gra to, co ludzie lubią, bo znają, a znają, bo to się gra, a się gra, żeby ludzie znali, żeby lubili. Czasem tam siedzę, w zastępstwie. Podchodzę do tego radyjka, przekręcam volume i zaczyna grać, co tam sobie portier ustawił. No proszę: Zetka. Ręka zawiśnie w powietrzu, chwila zawahania. Dam im szansę. Potem żałuję. Ale nie narzekam. Przecież sam chciałem. "Minęła właśnieee... - trzynasta - w radiu Zet!"
- Trzynasta! - Udaję przerażenie w oczach. Wywalam oczy na M. - recepcjonistkę.
- Trzynasta! No już tak nie udawaj. Przecież to dobrze. - Droczy się.
- Jakie dobrze, jakie dobrze... - Mruczę pod nosem i otwieram Kropelkę. Trudno skupić myśli, cholera. Podzielność uwagi między zdejmowanie nakrętki i składanie zdania - to poziom hard.
- No pewnie, że dobrze. Bliżej do końca. - Upiera się M.
- No, jeśli tak to ująć...
- A co, a nie tak?
- No wiesz - uśmiecham się do wyciśniętej kropelki - ja mam co robić.
- A, cha cha, no właśnie widzę, że ty masz i się tu nieźle bawisz. A co to za pieczątka?
- Nie moja, I. mi dała, żebym jej naprawił. I muszę przy tym język pokazywać. A wiesz, moja córka już mnie rozgryzła. Opowiadałem ci?
- Nie, a co?
- No, jak jej zmieniam pieluchę. Bo jeszcze zmieniam. Wie, że ten język wystawiam, jak się na czymś skupiam. Coś manualnego, wiesz.
- I co robi?
- Patrzy wyczekująco, a potem sama język pokazuje. Przedrzeźnia, skubana. Ale, ale... co po pracy? Chyba nie chcesz powiedzieć, że ci się tak dłuży ciągle.
- A po pracy to co innego, wiadomo. Na odwrót: jeszcze bym chciała to zdążyć i tamto...
- No, chciałoby się, żeby ten czas wolniej... - Znów język wywalony, sklejone, pyk, działa, stempluje. Zadowolony z siebie walę w kartkę na próbę.
- Pewnie. - Potakuje M.
A ja tylko się uśmiecham. Parę myśli mi przychodzi do głowy. Takich, że chyba nie warto mówić. I myślę: - Kurde, tak się uśmiecham, a nie mówię nic. Powiedziałbym coś. Że coś do roboty zawsze się znajdzie. Jak nie z tej roboty, to z innej. Ale może to głupio. Czasem jakby mnie ochota odeszła rozmowę podtrzymywać. Tylko myślę - jakbym sam był. Myśleć lubię. A najbardziej myśleć, że dobra jest chwila. Że nie warto czekać na wiosnę, a potem na lato, a potem na jesień i zimę, i znów wiosnę. Czekać na środę, potem na piątek i na sobotę. Czekać na trzynastą, na szesnastą, na dwudziestą i na noc, a w nocy - na ranek. W kółko tak czekać. A kiedy żyć? Ale to banał. Nic nie powiem. Tylko się uśmiecham.
- No to... zrobione! - To na razie!
- No, na razie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz