niedziela, 16 lipca 2017

Dawać

A. kiedyś w pracy słyszała: - "Dziesięcina?? To ty naprawdę oddajesz dziesięć procent swoich zarobków? Na kościół?" - I sądząc po spojrzeniu, chętnie jeszcze popukaliby się w czoło. Inna sytuacja: zaprosiłem kiedyś swojego przyjaciela na nabo (nabożeństwo) do swojego kościoła. Przyszedł czas kolekty - zbierania pieniędzy. Nie na tacę, tylko do czerwonych wiaderek. Takie mamy. Można dawać luzem, można też w kopercie, którą dostaniesz od "porządkowych". Przyjaciel pyta szeptem: 
- Janek, ile? - Odpowiadam: 
- Ile chcesz. Zero, dziesięć, dwieście. - Zdaje mi się, że nie dał nic. I ucieszyło mnie to. Znaczy, że czuł się w tym wolny - o to chodzi.

Nieraz myślałem, czy dobrze mu odpowiedziałem. Bardzo dobrze! Bo faktycznie to jest jedyny właściwy miernik, ile powinniśmy dawać: "ile chcę". Ale też: "ile wlezie". Bóg nie chce, żebyśmy dawali, bo "tak należy" albo "żeby kościół mógł zapłacić rachunki", ale kocha "ochotnych dawców" (2 Kor 9:7). 

No dobrze, a... czy nie uciekam od odpowiedzi? Co z kwotami? Co z procentami? Dziesięcina jest dobrym pomysłem, czy reliktem przeszłości? Moim zdaniem, w wielkim skrócie - to drugie. Tylko... czy to ma być wymówka, by nie dawać? Wprost przeciwnie! Jezus nie znosił prawa, ale podwyższał poprzeczkę. "Nie cudzołóż" zamienił w "nie patrz pożądliwie". I wiele temu podobnych. Postawę serca (ukryte) przedkładał nad akty widzialne ("pokazówkę").

Pierwsi uczniowie Jezusa w kościołach domowych oddawali wszystko, co mieli. Służyli swoimi pieniędzmi, domami, czasem, zdolnościami, wreszcie też mądrością i mocą w Duchu Świętym. Nie po to, aby się usprawiedliwić i mienić "świętymi" (było dwoje takich, którzy próbowali to zrobić - Ananiasz i Safira - i gdy się wydało, padli trupem). Ale czynili tak dlatego, że kochali. Rozumieli, jak wiele im darowano. Traktowali to jak sianie. Paweł pisał: 
"[Bóg] pomnoży zasiew wasz, i przysporzy owoców sprawiedliwości waszej; a tak ubogaceni we wszystko będziecie mogli okazywać wszelką [nie tylko finansową - przypis mój] szczodrobliwość". (ciąg dalszy 2 Kor. 9)
Oto cała przygoda z Bogiem: jesteś jak port - przyjmujesz, dajesz. Przy tym niczego ci nie brakuje. I wszystko darmo. Zaczynasz skromnie - od "marnych" pieniędzy, kończysz na ratowaniu ludzkiego (wiecznego) życia. W istocie - to wszystko jest ze sobą powiązane: sprawy ducha i ciała. Jan pisze coś ekscytującego: że oddawanie życia za braci jest równoznaczne ze wsparciem materialnym: 
"Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci. Jeśli zaś ktoś posiada dobra tego świata, a widzi brata w potrzebie i zamyka przed nim serce swoje, jakże w nim może mieszkać miłość Boża? Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą". (1 Jn.3:16-18)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz