środa, 5 lipca 2017

Najważniejsze

- O, nie! - Jęknąłem głośno, z lekkim przerażeniem - stało się to, czego się obawiałem. Strużka wody płynęła coraz szybciej i szybciej, aż w końcu cały rezerwuar wylał się na podłogę. W międzyczasie szybko zamknąłem zawór wody, żeby nie było jeszcze gorzej. A. stanęła za mną, patrząc, co się stało, skoro tak pokrzykuję. - Szmaty, szybko! - Rozkazałem trochę panicznie. Po kilku sekundach rzuciła mi na podłogę stare ręczniki, koszulki i prześcieradło. Wysypałem na podłogę nawet koci żwirek drewniany, który akurat był pod ręką. Wyżymałem szmaty, znów nasiąkały, wciskałem też gazety - co popadło. Sytuacja zdawała się być opanowana, choć przecież coś mogło polecieć do sąsiada. Tego obawialiśmy się najbardziej. - Ale ja głupi jestem. - Złajałem się. - Przecież mogłem spuścić wodę po prostu. A poza tym mogłem to przewidzieć: śruby, którymi rezerwuar jest przykręcony do sedesu z pewnością mogą przeciekać, kiedy się je poluzuje, bo niby jak inaczej? - A musiałem je poluzować, żeby ten rezerwuar przesunąć o parę milimetrów, żeby zmieściła się nowa deska - dzisiejszy zakup nr 1 w OBI. Uff. Wysprzątałem toaletę. Wymiana deski - wydawałoby się prosta sprawa - trwała chyba z półtorej godziny. Bo oprócz kłopotów z wodą, trzeba było starą deskę wyłamać przez zardzewiałe, zapieczone śruby. Coca-cola miała być moją Wunderwaffe, ale pomogła tylko nieznacznie.

Po tym wszystkim pozostało jeszcze przykleić lustro, które niedawno odpadło od komina - za pomocą zakupu nr 2 - specjalnego kleju.
- Ale to już jutro. - Powiedziała A. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Wyciągnąłem się obok niej jak długi na brzuchu, a plecy odgięte w drugą stronę jakby tajały po długotrwałym kuleniu się w ciasnym kiblu.
- Czytasz "Kryśkę"? Kończysz już? - Mruknąłem do A.
- No właśnie nie...
- Już trzeci tom?
- Tak, ale w połowie.
- No to kończysz... - Skwitowałem z pomieszaniem podziwu i zazdrości. "Krystyna córka Lavransa" - "noblowa" powieść odbiera żonie sen i nasze wspólne wolne chwile od dwóch tygodni. - No widzisz, jakie dzieci były zadowolone, że pojechaliśmy na zakupy razem? - Nie dawałem jej spokoju.
- Tak, tylko... Nie wiem, jak Filo u ciebie, ale mnie Ula strasznie męczyła z tym koszykiem-wózkiem. Chciała wsiadać, wysiadać, pchać koszyk, obrażać się, znów na ręce... A ten Auchan olbrzymi...
- To prawda. Nie ma chyba w Warszawie większego. - Zamilkłem na chwilę, zaś A. zapewne z zadowoleniem powróciła do lektury. I znów zmąciłem ciszę: - Na pewno gdyby nie te techniczne sprawy, nie zabrałabyś mnie. - Powiedziałem dla zgrywy rozżalonym głosem małego chłopca. A. uśmiechnęła się:
- No, to były najważniejsze rzeczy do kupienia dzisiaj. - Odparła dyplomatycznie.
- I tak jest zawsze. - Powróciłem znów do wdzięcznego tematu sedesowej deski. - I mam rację, gdy nie chcę się zabierać za taką robotę. Bo to wszystko niby proste, a jak przyjdzie co do czego, to trwa trzy razy dłużej. Bo to, bo tamto, bo się zepsuło, bo awaria.
- Ale byłeś bardzo dzielny.
I na tym rozmowa się skończyła; najważniejsze zostało powiedziane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz