czwartek, 13 lipca 2017

Kobiety

U. przychodzi do kuchni:
- Chcę sok.
- Z rurką? - Pyta A.
- Z rurką.
- Tutaj są. - Podaje. - Wybierz sobie.
- Chcę taką. - U. chwyta jedną i zwraca się do mnie. Ja już biorę szklaną butelkę ze stołu, chcę ułatwić, dać U. do ręki.
- Nie chcę do rączki! - Płaczliwie.
- Ale możesz powiedzieć spokojnie.
- Nie chcę! - Coraz gorzej. Na kolana padła.
- O, i to mnie trochę pociesza. - Wtrąca się A. - Że nie tylko do mnie tak się zachowuje. Bo już myślałam nieraz: - "Co ja robię źle??" - Żali się. Ja tymczasem próbuje wyjść na prostą z U.:
- Chciałem ci tylko podać sok, bo mówiłaś, że go chcesz.
- Nie chcę soku!
- Może nie chcesz do rączki, a jak postawię na stole, to sobie weźmiesz? Zobacz, stawiam tu.
- Nie chcę!
- Ale możesz mówić spokojnie: czy coś zepsułem, zrobiłem źle?
- Nie!
- A czy mogę jednak coś naprawić? Tak zrobić, żebyś była zadowolona?
- Nie! - W zaparte idzie U. Ściśle rzecz biorąc, nie idzie, tylko klęczy, pokłada się ostentacyjnie na podłodze. W tej sytuacji, jak ją znam, nawet próby pocieszenia odebrane będą z dzikim wierzganiem, zatem poddaję się i zabieram się znów do jedzenia zupy. Między jedną łyżką a drugą rzucam jeszcze bystre, jak mi się zdaje, spostrzeżenie do U.:
- Typowa kobieta...
Tymczasem A. zmywa. Po chwili zastanowienia pyta:
- Hej, jak to: "typowa kobieta"? Ja tak nie robię.
- Ale ty nie jesteś typowa.
- Jestem! I co mi zrobisz?
- Ha, ha! "Nie mamy pańskiego płaszcza. I co pan nam zrobi?" - Tak?
- Ale jestem... - Upiera się A. Ja jeszcze rozbawiony wkładam w jej usta ciąg dalszy:
- "...bo co, może czegoś mi brakuje, hę?" - Na to A. się uśmiecha...
- No dobra, ale o co ci właściwie chodziło? - Pyta. Teraz muszę się wytłumaczyć:
- No wiesz, chodzi mi o to, że kobiety lubią, jak się domyślisz. - U. nadal nieszczęśliwa na podłodze. Kontynuuję niewzruszony: - Nawet jeśli ci powiedzą, co by chciały, lub czego by nie chciały, to i tak wolałyby, żeby nic nie trzeba było mówić. A żeby inni - zwłaszcza mężczyźni - domyślili się z gestów, zachowań, strzępków słów i wywnioskowali z przeszłości (przecież to takie oczywiste). Tak, jakby domyślenie się było najwyższym wyrazem czułości. Ty właśnie najczęściej mi mówisz, chociaż też...
- Co?
- Też byś czasem wolała nie mówić nic.
- Hm. - Mruknęła tylko A. i poszła coś dalej robić, nic nie powiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz