sobota, 28 października 2017

Metronom

Przyszedłem z samymi pałkami. Już to, że nie trzeba było przywozić własnych bębnów i rozkładać ich – to luksus. Elegancko: od razu rozejrzałem się ciekawie po tym, jak to jest urządzone akustycznie (zboczenie „zawodowe” ze służby kościelnej) – tu takie wytłumienie, taki system głośników, taki system odsłuchów dousznych.
— Tu możecie sobie podłączyć klika – mówi kolega, nagłośnieniowiec i pokazuje na sterczący przy perkusji kabel.
— A, dzięki, macie tu jakiś?
— No, nie. Ale jakbyście mieli własny, to tu podłączacie i leci do całego zespołu na słuchawki.
— Hm, no dobra. Metronomu ze sobą nie wziąłem, ale może z telefonu puszczę…
— Jasne, też da radę…

Otwieram więc darmową apkę, którą sobie kiedyś ściągnąłem i używam do ćwiczeń. Wszystkie te „pro-zespoły” uwielbieniowe grają z metronomem, znaczy z klikiem w uszach. Dla perkusisty to i lepiej, i gorzej. Lepiej, bo łatwiej utrzymać tempo – nie przyspieszać i nie zwalniać. Gorzej, bo jak się „rozjedziesz” z klikiem, to cały zespół słyszy, a wrócić do właściwego punktu trudno. Nie dość, że można tak piosenkę spaskudzić, to jeszcze wstyd.

Gramy próbę. Za pierwszym razem dopiero przypominam sobie, jak te kawałki się gra, więc klik mi odjeżdża. Brzmi nieco żałośnie, choć tylko w odsłuchu, ma się rozumieć, na szczęście. Za drugim razem już bardziej skoncentrowany – wychodzi zaskakująco dobrze, w punkt. Po próbie, „na żywo” znów mnie poniosło. Pod koniec klika wyłączam. Tak to właśnie wygląda od kulis. Ale nie tylko ja mam z tym problem.

— Chłopaki, no, musicie mi wybaczyć… – Mówi Ag., dziś jest liderem. – Bo ja, jak się wczuwam, to ten klik jest bezlitosny. Ale postaram się… – Przyznaje się bez bicia. Ja to znam; myślę: jak połączyć szczerość wyrazu, zaangażowanie z techniką (na tyle dobrą, na ile mnie stać)? A przy tym pojawia mi się puenta: w życiu jak w muzyce – to trudne, a przecież konieczne, pogodzenie sztywnego tempa, pewnej rutyny z fantazyjną spontanicznością i podążaniem za porywami serca – tymi drobnymi i wielkimi. Ale wszystko to jest do wyćwiczenia. Kwestia przyzwyczajenia i liczby powtórzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz