wtorek, 3 października 2017

Powrót

Wyszedłem z całą czwórką na placyk: Ju., Fi., Au., U. Zaczął padać deszcz, ale to zdawało się nikomu nie przeszkadzać. Może z wyjątkiem mnie. Au. odpadła jednak jako pierwsza – na siku poszła do domu i nie wróciła. To samo zaraz U. Upierała się, że nie pod krzaczek, no i że idzie sama, jak siostra. Odwagi trochę zabrakło na pierwszym piętrze, ale dotarła, z pomocą i pocieszeniem mamy. Zatem na "placu boju" pozostałem z Ju. oraz Fi. 

Siąpi, pada, mży, ściemnia się. Uparcie nie chcą wracać. Fi. jeździ na hulajnodze. Ju. gra ze mną piłeczkami tenisowymi w piłkę ręczną, potem nożną, potem... już nie wiadomo co wymyślić, ale... jest świetnie, jest to, czego się chce, więc po co kończyć?! Wreszcie wołają nas przez telefon na obiad i wtedy sobie przypominam, że przecież od paru godzin nic nie jadłem i że najwyższy czas! Przez te parę chwil cofnąłem się o dobrych parę lat - gdy się nie myślało o niczym innym, jak tylko o tym, by zabawa trwała. Takich powrotów więcej nam trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz