wtorek, 10 października 2017

Miśki

Dziś wyjątkowo idę, jadę do pracy autobusem i metrem. Wyjątkowo, bo nie rowerem. I idę, i już jestem blisko, i przechodzę tą samą ścieżką, co zwykle, która od lat jest niewyłożona płytami chodnikowymi, za to jest wydeptywana coraz szerzej i szerzej, aż błoto w dni dżdżyste omijać trzeba dużym łukiem (wydeptując kolejne kępki trawy). Liczba pieszych, którzy tym błotem maszerują, jest też z roku na rok większa, gdyż Odolany zmieniają się z zapyziałej dzielnicy przemysłowej - w mieszkalną. Pionierscy osadnicy muszą to niestety okupić ogromnym stężeniem pyłów.

Ja jednak się tym nie martwię, ja sobie podśpiewuję Mamae eu quero. Oczywiście nie znam portugalskiego, więc śpiewam: ti-ti-ri-ti-ti... I naraz zdaję sobie sprawę, że to coś więcej niż dobry humor. Że
to jest radość dana od Ducha, dar po prostu! Można sobie zapracować na dostatni żywot, można wyrobić w sobie nawyk cieszenia się drobnymi rzeczami, ale mimo wszystko, prawdziwa radość jest darem.

Nagle z naprzeciwka, zza płotu wychodzi kobieta i rozpościera ręce jak ptak! Ja w ułamku sekundy staram się ocenić: czy to jakaś moja dobra koleżanka, że chce mi się rzucić na szyję?? Nie! W następnym ułamku sekundy rozumiem już: ona nie do mnie tak, ona po prostu nie chciała wywinąć orła na tym błocie. Zaraz potulnie ręce po sobie spuściła i idzie dalej jak normalny człowiek. Ja więc jestem chyba jakiś spaczony, że oczekuję takich rzeczy, że ludzie będą zaraz ze mną miśki robić. To chyba ta radość...

Z refleksji po opublikowaniu poprzedniego wpisu dodam jeszcze, że... przyznaję: są rzeczy, na które musimy uczciwie i solidnie zapracować, a praca sama w sobie jest dobra i konieczna. Sądzę jednak, że jest ich mniej, a więcej takich, które mamy z łaski. A ten werset już nie pozostawia wątpliwości: "Jeśli pan domu nie zbuduje, próżno się trudzą ci, którzy go budują" (kawałek pięknego i radosnego Psalmu 127).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz