- Ale tato, nieee, zetrzyj to teraz gumką. - Rozpacza już prawie Fi. Do tej pory przekomarzałem się z nim tak, że nawet się śmiał. Teraz jest gorzej, chyba się zmęczył tymi labiryntami.
- Zaklej naklejką moje mazanie.
- Nie, ty zetrzyj gumką. - Uparty. No to ścieram, ale się nie ściera. Normalne, bo to flamaster. Krzyki Fi. obudziły U. Wychodzi z pokoju. Już słyszę, że bródka jej drga:
- A gdzie mama?
- Mama wyszła pobiegać. Albo wybiegła pochodzić. Nie ma jej.
- Nieee! - Teraz mam już dwójkę płaczącą. Wzajemnie się w rozpaczy wspierają, aby nie wygasły żale i nie wyschły łzy.
- Ulciu, a mogę cię przytulić i pocieszyć?
- Nie!
- No to, Filu, ciebie pocieszę.
- Nie.
No to zacząłem sobie grać i śpiewać, a potem już samo jakoś poszło, bawimy się wesoło.
- Tato, teraz ty jesteś koniem! - Wymyśla U.
- No to wskakuj! - Nadstawiam jej grzbiet. - Jedziemy do pokoju babci?
- No, skoro tak nalegasz... - Skąd ona zna taki zwrot? A swoją drogą dobre to, kobiece. Najpierw w dąsach pogardzi czułością, a potem, że to niby ja nalegam. Dobre, naprawdę dobre! I pojechaliśmy. Patataj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz