czwartek, 7 grudnia 2017

Czyściec

- Tato, ja chcę sok. Musisz mi dać sok! Ale taki czarny! - Fi. Nie zdążył jeszcze zdjąć kurtki i butów.
- Okej, ale nie wiem, czy jeszcze jest, a poza tym może najpierw byś się rozebrał?
- Ale potem sok!
Wziąłem od U. kurtkę i powiesiłem na kołku, po czym niezwłocznie zajrzałem do lodówki.
- Och, niestety. Nie ma, ale co to, przy zlewie stoi pusta butelka po syropie. To chyba ten chciałeś, co? - Odwróciłem wzrok od otwartej lodówki.

- Tato, ja chcę ten sok! - Fi. pokazywał palcem na półkę w drzwiach.
- Ten? To nie sok, to olej z czarnuszki. - Wziąłem do ręki małą buteleczkę.
- Zatem chcę olej z czarnuszki.
- Jesteś pewien? - Dałem mu powąchać
- Tak, jestem pewien.
- No dobra... - Wziąłem małą łyżeczkę i nalałem pół. Nie to, żebym mu tego drogiego płynu żałował, ale już się spodziewałem... no
właśnie, czego - nie wiem, ale uśmiechnąłem się, jakbym szykował komu dowcip "ludowy".

Mój tata lubił opowiadać o majstrze, który nigdy nie stawiał flaszki, zawsze na krzywy ryj się wpraszał na wódkę. Kumple, jak to kumple, po koleżeńsku nic nie mówili, ale w końcu cierpliwość się skończyła i zaczęły im głupie rzeczy przychodzić do głowy. Wymyślili, że zamiast wódki poleją mu wody utlenionej. Sprytny majster jak zwykle przysiadł się do picia, wychylił swoją lufkę i... zamienił się w gaśnicę piankową. To, co z niego wyleciało, zbierali wiadrem.

Podałem Fi. łyżeczkę z olejem, łyknął jak najlepszy syropek. Po kuchni rozniósł się zapach miłej przyprawy, która kojarzy się ze słodkimi bułeczkami, jak w kolędzie: "tam jadałeś kukiołki... z czarnuszką i miodem, tu się teraz nasycisz... jeno samym głodem".
- Ajajajajajajaj! - Buzia Fi. się wykrzywiła.
- Co, mocne?
- Ajajaj!
- Ostre? Chyba nie... - Niespiesznie zdjąłem czajnik z gazu i nalałem ciepłej wody do kubka.

- Tato, zrób coś! - Włączyła się U.
- Ajajajaj!
- Zrób coś, tato!
- Chcesz popić? - Podałem mu kubek. Wziął i wypił duszkiem. Poprawił kromką chleba. - Ale wiesz, Filu, ten olej jest bardzo zdrowy, mama się ucieszy... - Pocieszałem. Brzęk! U. zbiła właśnie jeden z kubeczków, który w ikeowskim zestawie dostała dziś przy okazji Mikołajek w przedszkolu u Fi.
- O nie! - W myślach uspokajałem się, żeby nie krzyczeć. - Kto to zbił?
- Ula. - Uprzejmie doniósł Fi.

- I co teraz?
- Tato, naplawisz?
- Nie, wyrzucę go do śmieci. - Odparłem oschle.
- Nieee, nie wyrzucisz go do śmieci!
- Okej, może nie teraz. Ale już go nie posklejamy. - Uciąłem, rozglądając się po podłodze; jak wiele odłamków było wielkości ziarenka ryżu. Po czym zająłem się czymś innym, dając jej poprzeżywać te stratę. Płakała i narzekała, i odpędzała mnie. Po pięciu minutach pozwoliła się przytulić. I ja też już nie byłem zły. I wieczór był dobry, czyściec taki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz