poniedziałek, 25 grudnia 2017

Wiadomości

Tak trochę z braku laku, bo ciocia lub babcia, lub teściowa telewizor włączyła, bo A. usypiała dzieci, bo mi się nie chciało zmywać... (każdy powód jest równie "dobry") - obejrzałem bożonarodzeniowe "Wiadomości", które de facto "wiadomościami" nie były, tylko takim programem publicystyczno-religijnym z tezą. Albo z wielością tez, które przekazuje się w podtekście lub explicite, bez pardonu. 

Oto dowiadujemy się z "Wiadomości", że narodził się Jezus. Wypowiedzi biskupów jedna za drugą. Brakuje tylko czerwonego paska, że to pilne doniesienia. W tym samym czasie na całym świecie i w całej Polsce dzieje się dużo ciekawych rzeczy, o których nic nie wiadomo. Papież Franciszek idzie za figurką małego Jezuska, a potem się przed nią pochyla. Ja opieram brodę na ręku, żeby i moja głowa nie opadła. 

I naraz zerkam na babcię, bo babcia mówi: 
- No, i ludzie nie wierzą, że się Zbawiciel urodził. A tu wszystko widać. 
- Babciu, ale... - Sam nie wiem, od czego zacząć. - Takie obrazki nieprzekonanych nie przekonają. Co najwyżej cud jakiś, świadectwo życia, miłość i w ogóle, Duch Święty.
- No, też racja. Ale mi się podoba, że to jest tak naocznie... - Kwituje. 

I oglądam dalej, aż do końca te szopki. I sobie unaoczniam do bólu. I próbuję wczuć się w duszę twórców tych specyficznych instalacji religijno-patriotycznych. I zrozumieć. Ale nie rozumiem. Wiara moja od tego nie wzrosła. Raczej nadwątlona została. Nie mam żalu, nie gniewam się, ale... Tak, już lepiej bym zrobił, gdybym wziął, kolędy zagrał i pośpiewał. Może to żadna nowina, ale przynajmniej... przeżycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz