czwartek, 15 lutego 2018

Konsekwentnie

Dziś jest trzeci dzień, jak wyrzucam rzeczy z piwnicy. Postanowiłem, że będę robił to codziennie: wychodzę do pracy, schodzę na sam dół, pakuję do torby, ile zdołam unieść i wynoszę do śmietnika. Trochę się przy tym waham, niektóre rzeczy muszę zostawiać, można je jeszcze oddać lub sprzedać. Większość - aut. Rozmiary zagracenia piwnicy są przytłaczające, ale wierzę w konsekwencję. Jeśli pewien koleś mógł zjeść samolot (tak, samolot!), krojąc go na małe kawałki, to ja mogę posprzątać piwnicę.

Mogę też pozbyć się wielu rzeczy z domu. To też robię codziennie. Im bardziej przytłacza mnie ilość niepotrzebnych rzeczy, tym bardziej rośnie chęć wytrwania i utrwalania nawyku. Codziennie coś małego. Pozbyć się, posegregować, wystawić na sprzedaż, na oddanie. Codziennie poćwiczyć na perkusji. I przeczytać kawałek Biblii. I coś napisać, o właśnie. Wciąż nie jestem pewien, czy nie zaprzestać pisania tego bloga, a skupić się tylko na książce. Tak, chciałbym napisać książkę. To też jest jak jedzenie roweru albo samolotu. Małymi kawałeczkami, codziennie...

Fi. dziś powiedział do A.: - Mamo, ja już jestem taki duży, że mógłbym zająć się małym dzidziusiem, na przykład Oliwką albo Leonem. - No, śmiałe wyznanie, pomyślałem. Trochę na wyrost. Trochę bardzo. Ale cóż, pomalutku, powolutku, konsekwentnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz