wtorek, 2 stycznia 2018

Sorki

Drugi stycznia - dziwny dzień, pracujący-niepracujący. Mam czas, żeby obskoczyć dzieci. Po dziewiątej wracam z przedszkola, buty zdejmuję, kurtkę... Czuję już unoszący się wszędzie zapach kawy. Oho, a więc A. znalazła lub próbowała znaleźć sobie jakąś jamę (albo gałąź, jak jaguar ze zdobyczą), w każdym razie samotnię, żeby tę kawę pochłonąć spokojnie, najlepiej z książką. Zaglądam do sypialni i, oczywiście, A. siedzi w łóżku, czyta, kawę popija. Lecz, primo, nie sama, secundo, nie swoją książkę czyta, tylko "kurczaki luzaki" - dla U. Skończyła. Ja kładę się obok.
- To może tata ci teraz poczyta? - A. zwraca się do U., a tak naprawdę do mnie.
- Tato, poczytasz mi "Kurczaki i bazyliszek"? Tak ładnie proooszę.
- Noo... Mógłbym... - Przyznaję z wahaniem. - Ale wczoraj wieczorem wam to czytałem, może teraz coś innego? - Proponuję, żeby zaproponowała coś. U. zaczyna się więc przewalać po mamie.
- Ula, ale ja bym chciała wypić spokojnie kawę.
- Nie. - Ucina dyskusję U. - Sorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz