piątek, 26 stycznia 2018

Zabawa

Poszedłem z dziećmi na Lego na Stadionie Narodowym. Miało być do Centrum Nauki Kopernik, ale przyszliśmy tam bez biletów - drobne zaskoczenie, bo od grudnia kupuje się tylko przez internet (piszę ku przestrodze: o godzinie dziesiątej zaproponowali mi w kasie sprzedaż biletu na... 16:10). Ale do tematu: Lego. Wystawa robi wrażenie, jest tego dużo, ładnie, ciekawie - dziesiątki gablot z budowlami. I żeby nie było, postawili też dużą zagrodę z miejscem do zabawy - klockami oczywiście. "Hej, kolego, baw się Lego" - i tym podobne hasła na ścianach. No to się bawię. Fajnie jest tak układać klocki. Niby to dla dzieci, ale... no, wiadomo.
- A pan tu też buduje?
- A... no, tak. Pomagam. - Uśmiecham się do chłopca, który mnie zaczepił. - Ula! - Wołam. - Jak tam się czujesz, piesku, w nowej budzie? - U. wygląda przez okienko. Dzieciaki (cała ich chmara) zbudowały domek z wielkich klocków (takie lekkie "cegłówki", chyba już nie Lego).

Czas leci. Mamy już wychodzić, kiedy Fi. wraz z U. dają się zupełnie wciągnąć w nowy projekt: zburzyć i postawić dom od nowa. Razem z innym chłopcem - prowodyrem rozwalają i burzą, i jest to dla nich widocznie ogromna frajda.
- Filu, ale wiesz, że zaraz idziemy? Ula, zbieramy się za chwilę!
- Ale tato!
- Ale tato! Musimy jeszcze szybko zbudować nowy dom!
- No dobra... - Zerkam na zegarek. - Budujemy szybko i idziemy do domu. Minęło już prawie pięć godzin tutaj, wiecie?
- No, tato budujmy. Masz tu nową dostawę! - Fi. przynosi mi małą ściankę. Tak jakby to była "wielka płyta". To buduję. Dołącza się drugi tata. To chyba tata tego chłopca - prowodyra, od burzenia. Wznosimy razem tę budowlę. A jak dwaj tatowie wezmą się do budowania, to szybko to leci.

Chociaż ja buduję lepiej niż on. Znam się na tym. We dwóch lepiej, niż w pojedynkę. Dzieci też gdzieś przykładają cegły. W końcu przychodzi pora na dach. Zaczynamy schodkowo. Drugi tata nie całkiem ogarnia technikę, ale robi. Robi i dokłada, i buduje, i patrzy, i mówi:
- O, to się będzie zawalać.
- No, trochę tak, trzeba uważać, żeby dzieciom na głowę nie pospadało. Ale da radę...
- To trzeba by tak zrobić, żeby się klocek z klockiem wspierały.
- Ano tak... - Potakuję i robię.
- E, to niech tak zostanie, jak jest. Za dużo zabawy. - Machnął ręką i poszedł usiąść. Myślę sobie: - "Za dużo zabawy?! Ha, ha. Jak to: »za dużo zabawy«?! Przecież po to tu przyszliśmy!" A może nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz