poniedziałek, 26 czerwca 2017

Autyści

Kiedyś się dziwiłem, dlaczego pary po ślubie już się tak nie obściskują przy każdej okazji - przecież to fajnie: tak być razem, obok siebie, tak trzymać dłoń choćby, objąć ramieniem lub na nim głowę oprzeć. A tacy ex-narzeczeni stają się fizycznie nieco bardziej odlegli sobie. Babcia Z. miała proste wytłumaczenie: - "Bo widzisz, Jasiuniu, jak się człowiek naje, to już mu się nie chce." - To tylko częściowo wyjaśnia sprawę, więc nadal się temu zjawisku dziwię. Ale sęk w tym, że dziś... człowiek jakiś rozbiegany się zrobił, przy dzieciach zwłaszcza. Tyłka usadzić w miejscu nie potrafi, a jeśli nawet, to drugi małżonek zaraz gdzieś biegnie - przynieść, podać, pozamiatać. W takim właśnie stanie, już nieco zmęczeni, znaleźliśmy się wczoraj razem z A.; ja dodatkowo umęczony alergicznym, ustawicznym ciekiem z nosa. Zaglądam do pokoju dzieci, tam A. siedzi na łóżku. Kiwa głową, żebym się przysiadł. - "O cię, karol". - Myślę sobie. - "Zwykle to ja bardziej zabiegam, żeby tak siąść razem bez powodu". - No to siadam. 

A. trzyma w dłoni zabawkę - taki spiner. Przypomina helikopterek, ma ładne łożysko w środku i... być może da się jakieś manualne sztuczki z tym wyczyniać, ale zasadniczo... fajnie się kręci. A. trąca jedno z trzech skrzydełek. Ja trącam. Kręci się. Ona trąca i znów ja. W takiej bezmyślnej zabawie opieramy się o siebie, jakby dla wytchnienia i dla poczucia bliskości. Wtedy bratowa O. nas budzi - mnie z otępienia, zaś mą żonę zapewne z typowego kobietom myślenia o wszystkim naraz, mimo braku związku. Bratowa O. orzeka:
- O, i to są autyści! - Celnie, ironicznie, zabawnie, bo spiner wciąż się kręci, a my ledwie od niego wzrok oderwaliśmy. Śmiejemy się, bo... (humor sytuacyjny, nie chce mi się tłumaczyć).

Goście poszli. Fi. już zmęczony, nieco skołowany nadmiarem ludzi w domu, pokłada się na łóżku. Nie wiem, może zaśnie. Klękam obok niego, nakrywam kocem, całuję w skroń i mówię:
- Kocham cię. - Fi. uśmiecha się, kiwa głową potakująco, nagle podrywa z łóżka i na siedząco potwierdza:
- Tak, kochasz mnie. - I znów się kładzie, zadowolony. I ja z kolan powstaję i odchodzę, uśmiechnięty. Dziwne to jego zachowanie, ale... podoba mi się; jakieś takie... jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz