niedziela, 18 czerwca 2017

Szczegóły

Wychodzę z kościoła, tzn. z Domu Sztuki na Ursynowie - po swój zestaw niedzielny: jogurt pitny, bułkę słodką i niesłodką. Stoję w kasie. Jedna pani starsza przede mną, a stoi tu długo za trzy. 
- Ojezu, a pan za mną się zaraz wścieknie. - Mityguje się.
- Spokojnie, się nie denerwuję. - Uspokajam. Pani z kasy przypomina sobie wtedy:
- Kabanosy mam w promocji. Te z indyka, te z wołowiną.
- Ale miętkie?
- Miętkie.
- Wie Pani, o co chodzi?
- Wiem.
- No, kiedyś wzięłam takie kabanosy, jeszcze pierwszego dnia jakoś dało radę. Ale następnego? Proszę pani! Mało mi ząb nie wyleciał.
- No, tak bywa, coś wiem o tym. - Krzywo się uśmiecha za kasą.
- O tak, dobre jak cholera, ale co z tego, jak nie dla mnie. Nie dla psa kiełbasa, he he. No, dobrego dnia.
- A dziękuję, nawzajem!
- Dzień dobry! - Teraz moja kolej. Płacę, wychodzę, jem. Potem z kolei A. wychodzi z wózkiem, może U. zaśnie. Kazanie się jeszcze nie skończyło. Siedzę z Fi. w sali dla dzieci, trochę słucham z telewizora, trochę się bawię z nim. Ale on w końcu się niecierpliwi:
- Tato, weź swój rower, a ja - hulajnogę.
- I co, pojedziemy do mamy i do Uli?
- Tak, do mamy i do Uli.
Spotykamy się w pół drogi do fontanny. Teraz razem między blokami - Fi. jedzie trochę z przodu, my idziemy z wózkiem. U. krzyczy do Fi.:
- Filuuu, uważaj na kamienie! - Kamienie są ponad sto metrów dalej - duże, ale do kroćset, jeszcze daleko. - Filu! Uważaj na kamienie! Uważaj na kamienie. Uważaj na kamienie! - Fi. już się zdążył wściec, odwraca się do U.:
- Ulciu!!! Uważam na te kamienie!!!
Jedziemy do znajomych na parapetówkę. Fi. z toalety:
- Tato! Tato! Tato!... - Wchodzę. Siedzi na kibelku. - Tato, dzwony dzwonią do ciebie, że zrobiłem kupę.
- Ojej, wielki Dzwon Zygmunta dzwoni, że mam cię podetrzeć?
- Tak.
- Ok.
Siadamy znów razem. Aż dziw, że piątka dzieci tak się zgodnie bawi, a dorośli mogą pogadać - śmiejemy się, że już mniej o szkole, studiach i podróżach, bardziej o dzieciach, przedszkolach i wakacjach. A, daj Boże, za czterdzieści-pięćdziesiąt lat - o, nie daj Boże, lekarzach, robotach medycznych i sanatoriach. Oglądamy z sentymentem film z naszego rajdu sprzed dziewięciu lat i planujemy rajd rowerowy z dziećmi. Zerkamy z A. na zegarek, czy nie nadeszła przyzwoita pora, by wyjść.
- O, łał, już dziewiętnasta.
- Tak? Cudownie, zaraz fajrant, tzn. dzieci spać. - Idę do drugiego pokoju. - Dzieci! Za niedługo wychodzimy, zbieramy się!
- Tato, nie zbieramy się! - Oponuje U.
- Tato, ja tutaj zostaję! - Orzeka Fi.
- Myślisz, że możemy tutaj zostać na noc i spać?
- Tak.
- No nie wiem, zresztą... wiesz, nie zostaliśmy zaproszeni na noc. A jeśli tak, to należy wyjść wieczorem, nie za późno, tak z wyczuciem. - Takie tam szczegóły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz