wtorek, 2 maja 2017

Bilans

Chciałem tylko wiedzieć, ile. Ale zaokrąglona liczba, która wyszła przy tych obliczeniach, nie spodobała mi się. Ani mi, ani A. Jak jeszcze zrobiłem listę najbliższych wydatków... - A więc to tak kosztuje... - Westchnąłem w myślach. Zacząłem trochę mniej przychylnie patrzeć na miniony urlop. Zupełnie tak, jakbym nie wiedział. Jakby to był pierwszy. A przecież nie jest. 

Włączyłem sobie dwie piosenki, które obudziły szczególnie moje emocje przy słuchaniu dzisiejszego "Polskiego Topu Wszechczasów": Hey - "Mimo wszystko" i Lady Pank - "Zawsze tam gdzie ty". Ta ostatnia wydała mi się znów: tyleż kiczowata, co dobra. Może dlatego, że mi się kojarzyła z pierwszymi zakochaniami, gdzie
mieszała się żenada ze szczerością. I ze szkolnymi dyskotekami, gdzie mieszało się z grubsza to samo. Poza tym ten czas był pozbawiony dzisiejszych trosk. Uczucia przesłaniały cały świat i to było super, w pewnym sensie, sentymentalnym.

A piosenka Hey to już trochę inne dzieje, inne emocje. To jest trwanie razem i pewien miły trud ciągłego przypominania sobie, po co jesteśmy... właśnie my, ze sobą. Dochodzenie do punktu widzenia, w którym nasze niskie złości, a nawet budżety są śmieszne. Bezwstydnie, bezwzględnie i bezbronnie wybrzmiewa to "kochaj mnie". 

I zerknąłem raz jeszcze na karteczkę z cyferkami. Boże, a cóż wielkiego to znaczy? Nic. Przecież muszę raczej przypomnieć sobie wszystkie piękne chwile, które może i coś nas kosztowały, ale w gruncie rzeczy są bezcenne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz