sobota, 6 maja 2017

Burza

- Słyszałeś?
- No?
- Co on powiedział?
- Słyszałem tylko "popatrz..." i dalej już nie. Widziałem, jak kiwnął głową na naszą przyczepkę, pokazywali ją sobie. I popedałowali.
- No właśnie. Wszyscy to robią. Wszyscy patrzą najpierw na przyczepkę, potem na nas. W takiej kolejności.
- He he, no tak. To dość zabawne, ale wiesz... też bym tak zrobił. - Po tych słowach zamyśliłem się, bo przed chwilą też zaglądałem tam do nich, do przyczepki. Spali. Poprawiłem tylko zasłonkę, bo U. machnęła przez sen nogą. Potem zakaszlała i z kolei Fi. się przebudził na pięć sekund. Przekraczam z powrotem leśny dukt, do ławeczki, na której siedzimy z A., na przeciwko.
- Zmęczeni. - Mówię spokojny. - Spać będą, póki nie ruszymy. - Rzekłem, jakbym doglądał stada. I zerknąłem na telefon, na zdjęcie, które im zrobiłem. Ale to nie to samo, co popatrzeć na nich na żywo;
jak śpią w tej przyczepce. To przyczepka rowerowa, niby dwuosobowa, ale wąska, więc przytuleni. Wtoczyłem to do rowu i przechyliłem tak, żeby bardziej dzieci położyć. Nogi wyżej, horyzontalnie - tak bardziej wypoczną. Strasznie mi się to podoba, że tak sobie cicho leżą. Ale to nie wszystko - to widzę co wieczór. Ale że tak blisko siebie - jedno do drugiego, jak lustrzane odbicie. Są do siebie tacy podobni. Z wyglądu - mimo wszystko. I z charakteru - mimo wszystko. Cieszę się, że mogą być razem. I sobie marzę w te kilka sekund podpatrywania, że jak dorosną, będą się lubić i się wspierać. I że żadne życiowe burze tego nie obalą, nie zmienią. Chyba każdy rodzic o tym marzy. Wracam na ławeczkę.
- Słyszysz? - Pyta znów A., tym razem zerkając w niebo.
- No, samoloty.
- Nie, to nie samoloty.
- Samoloty. Tak trochę "szszsz", a trochę "brumruuu".
- Właśnie to "brumruuu" - to nie samoloty, przecież burza idzie.
- E, samoloty też tak robią. Sporo ich, tych dużych też, one taki huk dają.
- Mówię ci, że burza. - Upiera się A. Nagle ucichło. Usłyszałem basowe, majestatyczne grzmoty z oddali. 
- Ok, teraz wierzę. To... zbieramy się? - Uśmiecham się niepewnie. - No wiesz, żeby dzieci nie zlało.
- Zbieramy. - Podnosi się A. A szkoda, tak miło było. Mocuję przyczepkę na powrót do widelca. Ruszamy.
- Zresztą, co tam burza. - Rzucam do A. przez ramię. - Miło się z tobą siedziało i miło się ruszyło dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz