wtorek, 23 maja 2017

Rzeczy

— Jednak ja pójdę. – Powiedziała A. – Tylko nie wiem czy tam dobiegnę, czy to nie za daleko.
— Ale możesz przecież jak ja wczoraj – Veturilo i potem masz jeszcze kawałek do przebiegnięcia. Ja to wziąłem piechotą, ale ty – droga wolna – możesz biegusiem.
— No, chyba tak zrobię.
— A ty nie jesteś już zmęczona? Dziś dwie rundki rowerem z przyczepką na Wilanów… Nie masz dość?
— Trochę mam. Ale jeszcze bardziej dość ich jęczenia. Dzisiaj jakoś wyjątkowo narzekają na wszystko. – Skwitowała, wkładając prawo jazdy do kieszeni. Wzruszyłem ramionami i pocałowałem A. w progu. Trzeba było odebrać samochód po zmianie opon. Właściwie do zrobienia jest więcej, ale jak to zobaczyli, to się nie podjęli.
To mały warsztacik – wymienia opony, czasem robi jakieś proste naprawy – ale sympatyczni ludzie i budzą zaufanie. Miałem nadzieję, że jednak zrobią, że będzie z głowy, że można będzie się znów cieszyć z jazdy.

— Proszę pana, tam wszystko na trytki połączone.
— No ja wiem, właśnie o to…
— …i tam trzeba cały układ wymienić, ale to za poważna robota dla nas. Sam pan wie, olej cieknie i powietrze – to nieszczelne jest. Turbina na włosku wisi, to znaczy brudne powietrze zasysa, drobinka jakaś…
— …tak, wiem, jak wpadnie, to turbina się cała rozwali w drobny mak, silnik do luftu. Tak, filtry zmieniałem, ale tak, wiem, to się wszystko nadaje do wymiany… Czyli tylko te opony, klimatyzacji też nie robiliście?
— Tylko opony.
— W porządku, to żona odbierze przed dziewiętnastą. Dziękuję.
— Dziękuję! – Ciach, rozłączył się.

A ja opadłem ciężko na pufę. Zacząłem się trochę bawić z dziećmi, ale jakby nieobecny. Znowu coś za to auto płacić trzeba. Grubsza sprawa i nie wiadomo ile. I nie wiadomo, kiedy i na jak długo. I kłopot. I nic innego właściwie się nie dzieje, co by odwracało uwagę, sprawiało, że ten problem to betka – ot, gałąź na życiowej ścieżce do przeskoczenia, jedna ze stu innych. Bo tak w istocie jest, wiem o tym. Tylko emocje mi podpowiadają co innego; że to ciężar. – „Things, things, things…” – Złorzeczył Alex – student, bohater filmu „Into the wild” – kiedy dostał od rodziców nowe auto. – „Ten stary Datsun jest gruchotem, synu”. – Mówili. Ale on tego nienawidził: urządzania się, posiadania…

I ja też myślę, rozglądając się po zabałaganionych nieco pokojach: – „Rzeczy, rzeczy, rzeczy”! – Idę po ukulele z dziecinnego do sypialni i patrzę, patrzę: – „Rzeczy! Wyrzucać, rozdawać, sprzedawać! Bo nas zaleją, zwiążą – ubrania, sprzęty, zabawki, szpargały, książki. Z dużo ich, dlatego bałagan”. – Myślę, nie winiąc siebie i bez żalu do A. za te kupki poupychane „tymczasowo” po kątach. Dźwięczą mi w głowie słowa Jezusa, zdanie za zdaniem: „Życie to coś więcej niż jedzenie i ubranie”. „Sprzedaj wszystko, co masz, rozdaj biedakom, a potem przyjdź i naśladuj mnie”. „Nie troszczcie się o nic”. „Szukajcie najpierw Królestwa, a wszystko inne będzie wam dodane”. I Jana Chrzciciela: „Jeśli ktoś ma dwa ubrania, niech da temu, kto nie ma”. I apostoła Pawła: „Jeżeli tylko w doczesnym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni”. I anonimowego mężczyzny: „W życiu musi chodzić o coś więcej niż o płacenie rachunków”. Ja nawet wiem, o co. Tylko… właśnie, czym się tłumaczę?

Żeby poratować swojego ducha, zaczynam grać na tym ukulele i śpiewać – ze śpiewnika uwielbienia. Z ochotą wypowiadam "święty" i "dobry", trudniej przechodzi przez gardło "kocham". Nie jakobym nie kochał. Kocham bardzo, bo wiem, jak wiele mi darowano błędów, win. Ale trochę to nieszczerze brzmi, bo jak się kocha, to się coś robi. A ja mam poczucie, że robię za mało, nie aż tyle, by powiedzieć "kocham". Zresztą może niepotrzebnie tak sobie mówię, bo to przecież jest oskarżenie - myśl kiełkująca prosto z piekła. Dzieci przy klockach podśpiewują razem ze mną; i "święty", i "kocham", i inne. One mają prosto. One są często wzorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz