czwartek, 18 maja 2017

Urocza

Patrzę na swój nowy zegarek - binarny to znaczy bez wskazówek i cyferek tylko z diodami, których jest dużo jak mrówków. To mój prezent urodzinowy. Bardzo mi się podoba, więc lubię na niego zerkać. I patrzę, a tu minęła siódma. Siódma! Po siódmej miała wrócić A. z biegania. Mówiłem jej:
- Ty weź sobie po prostu pobiegaj. Nie zaliczaj sklepu żadnego.
- Albo że co? Za długo?
- Nawet nie to, że za długo, ale zapomnij o tych rzeczach, pozwól sobie na przyjemność z samego biegania.
- Ale z U. to ja nie mogę tam zajrzeć. Okazji nie ma, a chciałam.
- No, zrób jak chcesz, ale... no, wiesz.
- Będę około siódmej. - Wychodzi już, ubrana w "obcisłe, bo to warto mieć styl". 

Wyglądam za nią na klatkę i już słyszę, że do drzwi biegnie też U. - O, nie. - Myślę. - Wyjść jej nie pozwoli, będzie tu międzić, a ja drzwi chcę
zamknąć. A nuż sąsiedzi z naprzeciwka przez wizjer oglądają mnie w gaciach, to jest bez spodni.
- Nie idziesz biegać! - U. zaczyna już fochy przez pręty balustradki. 
- Ależ właśnie że idę biegać! - Oznajmia A.
- Nie bedziesz biegać! - Głos U. robi się rozpaczliwy. 
- Ech, chcesz się jeszcze przytulić? - A. cofa się, wskakując dziesięć schodków.
- Tak, przytulić. - Przyznaje U. I już jest w ramionach u mamy. Dała się udobruchać, bawimy się klockami. Fi. też jest z nami. A. wyszła po angielsku. Jest w porządeczku. Spodnie domowe założyłem.

Minęło kilkadziesiąt minut i jest ta siódma. I zerkam na swój nowy zegarek. W międzyczasie wróciła też An.
- O, Filu, Ulciu, minęła siódma, mama zaraz wróci! - Trąbię wiwaty. U. patrzy na mnie z miną wyrażającą oczywistość:
- Babcia Ania jest!
- He he, to co? Jak jest babcia Ania, to już mamy nie potrzebujesz? - Podpuszczam. Na to U. głosem szczebiotliwym i słodkim orzeka bez namysłu i kategorycznie:
- Tak! - I leci do babci. A ja się już tylko śmieję i w duchu podsumowuję: - Ani zasad podwójnego przeczenia nie opanowała, ani podstaw dyplomacji. To ci urocza dziewczynka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz