sobota, 20 maja 2017

Pocieszyć

- Nie mogę cię pocieszyć. Mogę cię przytulić. - Powiedziała A. na ostatku swej cierpliwości i na granicy szaleństwa. I przytuliła U. Na to znów Fi. - mistrz dykcji:
- Łało aożesz mnie poeszyć... - Głosem pełnym rozpaczy, w którym nie sposób rozdzielić procentowo: ile autentycznego żalu, a ile autosugestii, że jest źle, bardzo źle. Wyrazy też jakby celowo niedbale wypowiadane, żeby dodać dramatyzmu. U. oczywiście pozostaje pod wpływem i inspiracją tego zachowania, uczy się od Fi. Jest już sprawna zarówno w szczerym proszeniu o pocieszenie, jak i... no właśnie, w czym?

Przychodzę z drugiego pokoju, bo akurat montowałem audycję, kiedy rozkręciła się ta licytacja na pocieszanie.
- Słuchajcie, a może wy, tak jak mama mówi, nie chcecie pocieszenia, tylko przytulenia? Filu, przytulić cię?
- Tak! - Przyznaje. No i przytulam Fi.
Tłumaczyliśmy dziesiątki razy, że pocieszenie jest wtedy, gdy się coś złego stało. A nie kiedy np. napastnik odczuwa żal z powodu pocieszenia ofiary i też chce. Albo gdy ktoś chciał zabawkę, a jej nie ma, bo drugie sobie wzięło, a nie przemocą ani podstępem. Albo...
- Teraz to już doszło do takiego absurdu... - Relacjonuje mi A. już na osobności. - ...że U. stuknęła mnie głową w ramię i od razu w płacz: "Mamo, czy możesz mnie pocieszyć?" Ona jest chyba po prostu zmęczona...
- Tak, zmęczona. - Myślę. - O ileż prostszy byłby świat, gdyby ludzie, zamiast użalać się nad sobą, oczekiwać pocieszenia albo oddawać komuś agresją za złość, wiedzieli, że są tylko zmęczeni i... żeby ktoś ich przytulił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz