poniedziałek, 15 maja 2017

Ogar

Tym razem wziąłem dla dzieci rowerową przyczepkę.
- No i tak, jak panu mówiłem, mieści się dwójka... - Ciągnę jak dobry sprzedawca, chociaż opowiadam tylko o naszej starej przyczepce, z U. na rękach. - Mam jeszcze synka czteroletniego. - Kiwam głową w tę stronę, gdzie go ostatnio widziałem, ale już nie widzę. A, nie, jednak jest. - Mieszczą się i nie kłócą.
- A jak on się nazywa? Ten model? - Dopytuje na koniec ten facet, który się skądś napatoczył i chciał chyba kupić coś takiego. Tu już byłem trochę bezradny, bo nie kupowałem tego wózka, a nigdzie nie było napisów. Gość mruknął, że spokojnie, że zapamięta z wyglądu, machnął ręką i podziękował.

U. potrzebowała wciąż pocieszenia po tym jak potknęła się i upadła na ręce i... buzię. Zrobił mi się zez rozbieżny: obmyć jej zakrwawione ustka, ugłaskać i łzy otrzeć - z jednej strony; uważać, czy mi nie zrobi(ła) plamy na koszuli - z drugiej. Przydałoby się jeszcze trzecie
oko na Fi., żeby go nie posądzili np. o korsarstwo, skoro podejrzanie oddalał się od kawiarni - właściciela tych wszystkich samochodzików, za którymi dzieci przepadają, dopóki ich nie zepsują. I tak byliśmy tu na krzywy ryj, bo nie kupiłem nawet głupich lodów. Przydałoby się na pocieszenie U. i zimne, więc może też uśmierzenie jej bólu.

Ale cóż poradzić, kiedy nie wziąłem gotówki, a kartę... tak, tylko do biblioteki, y... mediateki. U., dzierżąc jak w szponach w jednej rączce dwa pudełka dvd, a w drugiej dwie lalki (jak ona to robi??), niepewnie zerkała to na mnie, jak chowam rower, to na Fi., który już poleciał po schodach na górę, do domu.
- Zaraz cię wezmę, Ulcia. - Uspokajam z dołu, bo słyszę, że się niecierpliwi. Ale zaraz coś innego: stękania wysiłku, wręcz demonstracyjne.
- Jej, Ula, idziesz sama? Brawo! - Zamykam drzwi piwnicy i biegnę po schodkach. U. już w pół piętra woła do A.:
- Mamo, mam filmy la ciebie! - (Chociaż jeden z dwu jest dla niej).

- ...No i ciężko było trochę ogarnąć ich w tej mediatece. - Kończę opowieść dla A. - Fi. jeszcze łaził z tym łańcuszkiem choinkowym, U. się o to poślizgnęła, strach, że ktoś jeszcze... itd. Zresztą wiesz, jak to jest.
- No, wiem.
Ja wiedziałem, że ona wie, ale byłem też zadowolony, że ona wie, że ja wiem, że ona wie i że po prostu ja w ogóle wiem... co to za ogar z tymi dziećmi, nieustanny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz