środa, 31 maja 2017

Krzyki

Fi. kaszle. Przyszedł do naszego łóżka rano, tuż przed moim budzikiem (szósta dwadzieścia). Budzik można wyłączyć, dać sobie drzemkę. Fi. wyłączyć nie można, a właściwie jego kaszlu. Wiem, nie jego wina. Jemu też źle, nawet gorzej. Nic nie mówię. A dziś akurat chciałem sobie jeszcze poleżeć, pomarzyć, choćby dziesięć minut. Nic z tego. To kasłanie - jakby mnie kto trącał kijem co piętnaście sekund. Zsunąłem się na brzeg, ubrałem, poszedłem do kuchni bez przekonania, noga za nogą. A Fi. za mną. Dlaczego? A, trudno...
- Tato, chcę banana.
- Ok. Proszę. - Wziąłem tego najbardziej uszkodzonego. Obciąłem to ciemne, niedobre, zostało pół. Fi. nie chce. Denerwuje się.
- Nie chcę tego.
- Możesz powiedzieć to spokojnie, nie musisz tak jęczeć. Dać ci drugiego?
- Tak.
- "Tak, poproszę".
- Tak, poproszę. - Przystał na grzeczniejszą wersję. Obrałem drugiego.
- To jak ty nie chcesz, to ja zjadam tego pierwszego. - Ostrzegam i zjadam. - O, całkiem dobry, wiesz? Szkoda, że go nie chciałeś. - Fi. jęczy:
- Tato, czy możesz mnie pocieszyć?
- Nic złego się nie stało. - Na to odpowiedź: Fi. wrzeszczy. Godzina szósta trzydzieści.
- Przestań krzyczeć, bo nie ma powodu. Jeszcze tak długo i tak głośno. A ja też potrafię. - Mówię najspokojniej na świecie, bo już to mam przećwiczone sto razy. - Chcesz, żebym krzyczał?
- Nie.
- To ty też na mnie nie wrzeszcz, bo mnie bolą uszy. Jestem dla ciebie miły, a ty dla mnie nie. Przytulić cię?
- Tak. - Przytulam. - Tato, wytrzesz mi łzy?
- Wytrę. - Biorę chusteczkę, delikatnie przecieram jedno oko i policzek, drugie.
- Ale nie tak. Tak. - Pokazuje Fi., żeby nie dwa ruchy, tylko jeden ruch przez oboje oczu. Tak sobie wymyślił, tak musi być.
- Już ci przetarłem, też jest dobrze. - Fi. się z tym nie zgadza, krzyczy. Ech, schematy; mocniejsze, słabsze, krótko- i długotrwałe... Ile ich było! Pakuję jedzenie do pracy, telefon, zamykam torbę. Już nic nie mówię. Przyszła An. zrobiła jeden ruch, jak chciał. Chwila spokoju.
- "No jak tak można?" - Myślę, jadąc już metrem. - "Żeby się wściekać o nieforemnego banana. Ja wiem, źle się czuje, jest w gorszej formie. Ale ten mój ranek to nie jest udany. Zły jestem, zły, zły, zły. Chętnie bym krzyczał.
- A na co jesteś zły? - Bóg pyta.
- Na ten nieforemny poranek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz